Patrzyłem na zabudowania Lublina, mijalismy supermarkety i kolejne skrzyzowania. Na jednym z nich w starym samochodzie dostawczym siedział ojciec z synem. "Fajnie" pomyślałem, fajna sprawa że młodziak pomaga ojcowi w pracy. Założyłem, że to właśnie taka sytuacja, choć wóczas zupełnie nie wiedziałem która godzina więc równie dobrze ojciec mógł zawozić syna do szkoły. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że jest południe. Słońce grzało, ulice pełne samochodów. Prosiłem Boga aby chłopiec w samochodzie nie obrócił się w moją stronę. Jeśli spojrzy w lewo i zobaczy krótkościętego pełnoletniego pana siedzącego na ciasnym tyle radiowozu z rękami w tyle skutymi kajdankami opierającego swą głowę o zagłówek przedniego siedzenia, jak zareaguje? Będzie wpatrywał się we mnie z otwartymi ślepiami i rozkminiał jakim złym człowiekiem jestem? Może opisze tą sytuacje swoim kolegom i razem będą się zastanawiać kim jestem i co takiego zrobiłem. Obawiałem się że gdy młody spojrzy, a ojciec, widząc że synek wpatruje się kryminaliste powie mu: "nie patrz się tam, tak kończą źli ludzie" próbując wyciągnąć z tej sytuacji jakąs lekcję. Co jeśli rzuci tylko okiem i odwróci się ze strachu? Choć nie, byłem pewien, że gdy spotkamy się wzrokiem to ja wymięknę pierwszy i szybko odwrócę głowę w drugą stronę zanim jeszcze jego źrenica skręci w moją stronę. Tego poranka takie myśli chodziły mi się po głowie...
Byłem już ponad 24 godziny "na nogach". Poprzedniego dnia wstałem rano, wziąłem paszport i pieniądze oraz walizkę z rzeczami, drugą walizkę ze statywem i poszedłem do pracy. W pracy jak zwykle pomogłem wielu ludziom, odebrałem około 30 telefonów, pozamykałem wszystkie otwarte tickety którymi zarządzałem, ustawiłem status "on vacation" i pojechałem na lotnisko do Liverpoolu. Byłem sporo przed czasem więc zjadłem hamburgera w Burger Kingu, mieli też lane piwo więc skorzystałem. W samolocie byłem tak podekscytowany, bo przecież po 2.5 roku tułaczki po świecie w końcu będę w Polsce, że nawet nie myślałem o tym aby się zdżemnąć. Piłem piwo wielkości puszki od coca-coli za kilka euro i słuchałem podcastów Mariana Kowalskiego o polityce. Samolot zaczął nagle gwałtownie się zniżać a ja mając zatkane szczelnie uszy słuchawkami nie wyrównałem w porę ciśnienia. Wiedziałem że mam problem. Moja głowa zrobiła się czerwona jak burak i czułem chodzące pod skronią mrówki. Z moich oczu zaczęły spływać łzy a w płacie czołowym czułem jakby ktoś mi wiercił dziurę. Miewałem już tego typu problemy wcześniej więc wiedziałem że co to oznacza. Ból do momentu przylotu i kilka godzin dyskomfortu po locie. "Amator ze mnie!" przeklinałem w myślach. "Jak mogłem zapomnieć o tak oczywistej rzeczy jak reguralne wyrównnie cisnienia". Wyszedłem z samolotu jako jeden z ostatnich nie mając ochoty na przepychanie się. Kiedy w koncu nadeszla moja kolej do kontroli granicznej to Pan w zielonym mundurze po drugiej stronie szyby zadawał mi niespotykane mi wcześniej pytania typu nazwisko panienskie matki, imie ojca itd. wiedziałem że coś jest nie tak. Zostałem poproszony o poczekanie przy drzwiach. Zadzwoniłem wówczas do kumpla który czekał na mnie w samochodzie aby powiedziec żeby nie czekał. Miałem racje, na lotnisku spędziłem całą noc w oczekiwaniu na informacje z komendy odnośnie mojego dalszego losu. Już wtedy odczułem pierwsze symptomy zniewolenia ponieważ do toalety musiałem chodzić z "opiekunem". Podczas tej nocy wypiłem kilka herbat i kaw a z jednym z Panów pracujących w straży granicznej omówiliśmy całą geopolitykę. Dało się wyczuć w tym sympatycznym Panu w średnim wieku wyraźną sympatię do naszych wielkich "braci" ze wschodu. Pomimo tego, w wielu kwestiach się zgadzaliśmy, a jeśli chodzi o uzbrojenie Armii Polskiej mogłem się sporo nauczyć. Noc ciągnęła się leniwie a ja zamiast spać smacznie w hotelu grzązłem na krześle z nudów czytając kieszonkowy Nowy Testament który miałem ze sobą w kurtce. Czytałem 11 rozdział Dziejów Apostolskich gdyż tak mi się akurat otworzyło. Piotr został cudownie uwolniony przez Boga z więzienia a strażnicy którzy go pilnowali straceni na śmierć za niedopilnowanie obowiązku. "Piotr to miał dopiero przygody" - rozkminiałem.
Przed wyjazdem zostawiłem niedokończoną sprawę na policji za jazdę pod wpływem alkoholu podczas wakacji w Czechach. Nikogo nie zabiłem i nikt nie ucierpiał. Czy za coś takiego mógłbym trafić do więzienia? Nie sądzę. Widziałem wybawienie w tym, że informacja z komendy nie przychodzi gdyż zamiast siedzieć na dołku mogę pić herbatę ze strażą graniczną. Panowie strażnicy mieli informację aby mnie zatrzymać, ale sami nie wiedzieli jaka jest podstawa prawna. Uspokajali mnie, że być może będzie możliwość rozwiązania sprawy za pomocą portfela. Pomimo nieciekawej sytuacji w jakiej się znalazłem czułem węwnętrzny spokój. Nie pierwszy raz w życiu "mam przypał", ale pierwszy raz jestem odpowiednio przygotowany, gotowy na wszystko, wyposażony w Ducha Świętego, nie byłem sam. Pracownicy straży granicznej konczyli zmianę o 6. Wielu z nich zdążyło się ze mną zaprzyjaźnić i życzyło mi powodzenia oraz pomyślnosci.
Sprawy nabrały szybkiego tempa około 7 rano gdy przyszedł fax i wszystko stało się jasne: wyrok 10 miesięcy więzienia: "Doprowadzić skazanego do więzienia w Raciborzu". Wraz z faxem przyszli młodzi policjanci którzy zakuli mnie z rękami w tyle. Brakowało tylko żeby sobie zdjęcie zrobili do gazetki policyjnej z przestępcą którego schwytali. Przedtem zdążyłem jeszcze wysłać kilka krótkich wiadomosci SMS do znajomych z informacją o moim dalszym losie który łatwo było przewidzieć. Do rodziców nie napisałem bo przecież w każdym panstwie prawa przysługuje jeden telefon do najbliższych więc wolałem zadzwonić później. Więziennictwo zawsze mnie interesowało - oglądałem nie jeden film czy serial. Czy warunki będą tak dobre jak w pierwszym sezonie "Orange is the new black?" - zastanawiałem się. W koncu główna bohaterka Piper Chapman też nie należała do półświadka a poradziła sobie całkiem nieźle. Z drugiej strony wspomnienia losów bohaterek Australijskiego serialu Wentworth przyprawiały mnie o dreszcze. Miałem na uwadze, że akcja w obu tych serialach dzieje się w zakładzie karnym dla kobiet a zatem nie mogłem w żaden sposób czerpać swojej wiedzy w oparciu o nie. Nawet nie próbowałem tego robić. Na odchodne rzuciłem uprzejme i donośne "Dziękuję, do widzenia" do strażników którzy dopiero przyszli do pracy i patrzyli się na to widowisko próbując wyrobić sobie o mnie zdanie. O ile służba graniczna to mili starsi panowie to policjanci to młodziaki którzy ewidentnie chcieli dowartościować się rzucając kilka wulgarnych epitetów w moją stronę. Dlaczego skuli mnie z rękami w tyle? Czy to rzeczywiście było konieczne w tym przypadku ? Chwilę się nad tym zastanawiałem po czym odczułem przyjemne powietrze poranka w ojczyźnie i pojechaliśmy na najbliższą komendę policji.
Na komendzie sprawdzali mój telefon czy nie jest kradziony. Policjanci sprawdzili również zasobność mojego portfela. Byłem ja sam, ciągle skuty kajdanami i tych dwóch młodzieniaszków którzy ślinili się na widok pliku funtów w moim portfelu. Po chwili jeden powiedział do drugiego: "To ja pójdę w tym czasie zanieść jego rzeczy do radiowozu". Nie było go 15 minut po czym wrócił z kolumbijskim katarem. Byłem przekonany że funtów już nie mam a wiedziałem że w więzieniu kasa się przyda. Znienawidziłem ich po czym po chwili im przebaczyłem. "Są tylko grzesznymi ludźmi na dodatek słabo opłacanymi" - wytłumaczyłem to sobie. Wylegitymowałem ich zapamiętując przy tym ich imienia i nazwiska oraz numery legitymacji. Nagle stali się dla mnie podejrzanie mili. Szeroko otworzyli mi drzwi do radiowozu i przypomnieli sobie magiczne słowa. Podczas drogi modliłem się tylko o jedno "Boże, proszę spraw abym w Ciebie nie zwątpił" - powtarzałem to sobie w myślach jak mantrę.
...Mineliśmy skrzyżowanie na którym ojciec z synem w vanie skręcili w prawo a my ruszylśmy na przód. Zdobyłem się wówczas na kilka pytan do Panów policjantów odnośnie miasta Lublin korzystając z ich dobrych humorów. W między czasie słyszałem ich lakoniczną nazwijmy to rozmowę. Jeden do drugiego pyta się: - I co, fajnie? -Co fajnie? -No ogólnie, fajnie zleci czas, fajny dzien. -No, fajnie.
Dotarliśmy pod Areszt śledczy w Lublinie, w samochodzie spędziliśmy jeszcze ponad pół godziny czekając na możliwość wjazdu gdyż radiowozów w kolejce przed nami było kilka. Przestałem już walczyć z rzeczywistością w swojej głowie, skoro nie mogę jej zmienić to postanowiłem zachowywać się jak zawsze, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Próbowałem znaleźć wspólny temat z Panem Policjantem siedzącym koło mnie na tyle radiowozu podczas gdy drugi załatwiał formalności związane z naszym wjazdem. Zapytałem o politykę on odpowiedział serialem o lekarzach - ostatecznie stanęło na rozmowie o polskich drogach i nagle każdy z nas miał coś do powiedzenia.
Wjechaliśmy przez bramę, był to tak jakby wielki garaż. Druga brama po drugiej stronie była zamknięta. Wyszedłem z radiowozu i moje piersze wrażenie odnośnie służby więziennej było bardzo pozytywne. Młody sympatyczny pan lubiący żartować przeszukiwał mnie i mój bagaż bardzo skrupulatnie a przy tym zadawał pytania z własnej ciekawości oraz troski, nie były to rzeczy które musiał notować w protokole. Zapytałem go czy mogę skorzystać z telefonu albo zadzwonić ponformować gdzie jestem. Powiedział mi, ze gdyby to od niego zależało to nie byłoby problemu ale z racji tego że są kamery to nie może ryzykować. W tej chwili zadzwoniła mi komórka. Spojrzałem na wyświetlacz - był to Andrzej, kolega który przyjchał po mnie na lotnisko. Spojrzałem błagalnie na strażnika lecz ten nie pozwolił mi odebrać, napominając mnie przy tym po raz drugi, że są tu kamery. Zdążyłem wyłączyć telefon i musiałem pożegnać się z moim najlepszym przyjacielem - smartfonem.
Mój perfum z racji tego, że był w szklanej butelce musiał zostać zutylizowany. Kiedy przszukiwał mi portfel to poprosiłem o przeliczenie pieniędzy - 180 funtów - wszystko się zgadzało. Źle się poczułem, że w myślach oskarżyłem Panów policjantów o kradzież, ale cóż, nie miałem najlepszych doświadczen z policją do tej pory w życiu. Mimo to, głupio mi było samemu przed sobą. Torba ze statywem została mi zabrana, prawdopodobnie uznano że jest to niebezpieczny przedmiot. Paszport, prawo jazdy oraz telefon zabrano mi z innych powodów. Moja mała czerwona walizka na kółkach wraz z ubraniami, notesem, kieszonkowym Nowym Testamentem, długopisem i portfelem z pieniędzmi ciągle była do mojej dyspozycji i wraz z nią zostałem doprowadzony do małej celi. Po drodze z innych cel usłyszałem różne krzyki. Kiedy moja cela została otwarta szybko rzuciłem okiem na to co się znajduję w środku. Zauważyłem brak toalety a więc jeszcze zanim strażnik zamknął drzwi poprosiłem o możliwość skorzystania z ubikacji. Usłyszałem tylko krótkie "później". To co ucieszyło mnie najbardziej to fakt, że cela była pusta. W środku znajdowała się krótka ławka przy ścianie a obok kaloryfer który był osłonięty kratą. Po przeciwległej stronie drzwi wejścoiwych były kraty od sufitu do połowy a potem znowu mur. Chwile się zastanawiałem nad powodem ich istnienia po czym usiadłem i patrzyłem się w ściane na której znajdowały się różne ksywy oraz wyzwiska. Słowo "frajer" pojawiało się najczęściej. Zastanawiałem się nad dalszym swoim losem. Nie wiedziałem ile czasu tu spędzę oraz kiedy zostanę wywieziony na śląsk do Raciborza. Psychicznie czułem się całkiem dobrze, fizycznie to brakowało mi snu oraz toalety. Wnet zagadka została rozwikłana i zza krat otworzyła się klapa a po drugiej stronie ładna, kształtna kobieta w wieku około 25 lat ubrana w białą bluzkę ze spiętymi włosami i długopisem w ręce zaczęła zadawać pytania o moje dane osobowe. Kiedy ledwo co zdążyłem odpwiedzieć na jedno pytanie zostałem atakowany kolejnym. Nie było czasu na to żeby wtrącić komplement bądź chociaż drobną uszczypliwość. Na koncu zrobiła mi zdjęcie zwykłym tanim aparatem cyfrowym. Podejrzewam, że wyszło dokładnie tak jak powinno. Czasem na swoje zdjęcia z paszportu mówimy że wyglądają jakby zostało zrobione w więzieniu. Te wyszło zapewne jeszcze gorzej. Kiedy czynności zostały zakonczone i klapa została zamknięta to szarość celi wróciła ponownie . Pomimo to, cieszyłem się niezmiernie z tego kontaktu z człowiekiem, który mi dano.
Po chwili drzwi do celi zaczęły się otwierać. Wstałem myśląc że to zaprzyjazniony strażnik przyszedł aby wypuścić mnie do toalety. Zamiast tego do celi weszło dwóch skazanych...
Jazda po pijaku moim zdaniem powinna być traktowana jako usiłowanie zabójstwa. Ale ciekawy jestem dalszych losów i zostawiam "lajka"