Większość osób, które mnie śledzą od znacznie dłuższego czasu niż od miesiąca lub dwóch wie, że mam za sobą dość udaną karierę wojskową. Mimo, że minęło już sześć lat od mojej decyzji o przejściu na emeryturę to wciąż bardzo ciepło wspominam, każdą chwilę którą spędziłem przez osiemnaście lat w mundurze. Szczególnie, że niektóre z tych momentów doprowadziły mnie do miejsca gdzie jestem obecnie.
Większość mojej służby wojskowej spędziłem na różnych stanowiskach sztabowych, zdarzyło się, że pracując w kadrach byłem odpowiedzialny za zmianę specjalności wojskowej innych żołnierzy, nieświadomy, że kiedyś może mnie spotkać coś podobnego. W wojsku jest powiedzenie, że decyzje boskie i kadrowe są nie przewidywalne, jedna z takich decyzji zaważyła na mojej dalszej karierze i życiu po służbie.
Dziesięć lat temu za moją zgodą zostałem skierowany do pełnienia w strukturach międzynarodowych Sojuszu Północnoatlantyckiego w Belgii, moje obowiązki miały być podobne do wcześniejszego doświadczenia sztabowego, czyli praca administracyjna, planowanie kursów, podróży służbowych dla personelu oddziału w którym pracowałem. Z jednej strony nic nadzwyczajnego, ale z drugiej ciągły kontakt z wieloma ludźmi, doskonalenie języka itp. Idylla trwała pół roku, bo wtedy dowiedziałem się, że w nowym rozdaniu stanowisk w strukturach (taki podział jest zawsze gdy nowe kraje są przyjmowane do sojuszu) moje stanowisko ma być nadal w dyspozycji polskiej, ale ma zostać podniesione o dwa stopnie wojskowe.
Po cichu liczyłem na awans, ale nie ma takiej praktyki w "strukturach" , więc ktoś bezdusznie, najprawdopodobniej w Sztabie Generalnym w Warszawie zdecydował, że zostanę przeniesiony na stanowisko technika łączności kryptograficznej. Dla mnie był to szok, bo nigdy wcześniej nie miałem styczności z żadnymi urządzeniami tego rodzaju, nigdy nie zajmowałem wcześniej żadnych stanowisk technicznych. Obaw miałem całe mnóstwo, na szczęście mogłem liczyć na kilka słów wytłumaczenia od kolegi, który był jeszcze przez parę miesięcy na tym stanowisku i którego miałem zmienić po jego powrocie do kraju.
Jak dziś mam przed oczami pierwszą wizytę w centrum operacyjnym, gdzie na głównej ścianie był wielki ekran z setkami ikon urządzeń, którymi miałem zarządzać, po pierwszej wizycie pamiętałem tylko, że jak ikona świeci się na czerwono to jest źle. Coś tam mi jeszcze tłumaczył o Bob'ie i Alice'e, którzy wysyłają do siebie wiadomości, ale to nie docierało do mnie w tamtym momencie. Byłem tak załamany, że przez chwilę byłem gotowy zgłosić się do wcześniejszego zjazdu do kraju.
Kolejne dni jak przychodziłem na te 'koleżeńskie' szkolenia to powstawało coraz więcej pytań, a nie mogłem znaleźć odpowiedzi, z racji, że nie miałem nic wspólnego z tą dziedziną to wszystko było dla mnie nowe, a do tego presja, że są to urządzenia operacyjne i każdy błąd z mojej strony może skutkować czyimś zagrożeniem np. na misji w Afganistanie. Dopiero po około 2-3 tygodniach regularnych szkoleń coś zaczęło do mnie docierać. Polska strona obiecywała, że zanim obejmę obowiązki pojadę na kurs obsługi tych urządzeń do Norwegii, ale jakoś im się nie udało dotrzymać obietnicy, bo stanowisko objąłem na początku lipca, a do Oslo poleciałem pod koniec listopada.
Na całe szczęście nie byłem sam, w swojej nowej pracy mogłem liczyć na pomoc innych żołnierzy i pracowników cywilnych, którzy pełnili tam dyżury. Zdecydowałem, że dopóki nie poznam na tyle dobrze zasady działania tych urządzeń nie będę się czuł komfortowo. Dlatego towarzyszyłem każdemu z kolegów w "troubleshooting" jaki robili, z czasem sam to robiłem oczywiście pod nadzorem. Kiedy więc pod koniec listopada jechałem na kurs do Oslo, mój holenderski szef powiedział "Nie potrzebnie tam jedziesz, bo to oni będą się tam uczyć od Ciebie". I tak w rzeczywistości było, gdyż firma prowadząca szkolenia opierała się wyłącznie na teorii, a ja dopytywałem się o konkretne przypadki z jakimi się spotkałem w praktyce. Za każdym razem, gdy zadawałem pytanie instruktor szedł do działu projektów szukając odpowiedzi.
Przez kolejne dwa lata miałem okazję doskonalić swoją wiedzę w praktyce, niestety moja wiedza i doświadczenie nie mogłoby być wykorzystana po powrocie do Polski w strukturach narodowych ponieważ wtedy Siły Zbrojne miały tylko jedno takie stanowisko zarządzania z minimalna liczbą urządzeń podłączonych do niego. Wróciłem więc do Polski, ale nadal służyłem w strukturach międzynarodowych w Bydgoszczy. W między czasie ogłoszono rekrutację na stanowisko cywilne technika IP crypto, które w pełni odpowiadające mojej wiedzy i doświadczeniu, które zdobyłem przez ostanie dwa lata. Po bardzo wyczerpującym procesie rekrutacyjnym, w wyniku, którego odpadli nawet koledzy, którzy dwa lata wcześniej mnie przyuczali do pracy, otrzymałem ofertę pracy jako pracownik cywilny NATO, warunkiem było tylko szybkie podjęcie decyzji o odejściu z wojska, co też uczyniłem.
TCE 621 M źródło: ia.nato.int
Dwa miesiące później rozpocząłem pracę jako pracownik cywilny struktur sojuszu. Do dziś nie wiem komu mógłbym podziękować za zmianę mojej specjalności wojskowej prawie dziesięć lat temu co poskutkowało, że jestem teraz w miejscu w którym jestem i mam się bardzo dobrze.
Tekst zgłaszam do Tematów Tygodnia Temat 3 - Coś się kończy, coś się zaczyna.
Zaczyna się się niewinnie od kryptografii a kończy się na kryptowalutach i Steemicie ;)
Wszystkie drogi prowadzą na Steemit 😊
@tipu curate 2
Posted using Partiko Android
Upvoted 👌 (Mana: 10/20 - need recharge?)
Dzięki 😊
Dobrze sie czytalo :)
Dzięki, o to chodziło, żeby była przyjemna lektura przy niedzieli.
Na logikę to i śmierć jest zamknięciem pewnego etapu. Przed otwarciem menu z nowymi możliwościami.
Kiedyś wykopanie mnie z pracy traktowałem niemalże jak tragedię. Ale okazało się, że zmusiło mnie to aktywności i w rezultacie zdynamizowało moje ówczesne życie. Pojawiły się nowe wyzwania o których wcześniej nie śniłem. W sumie wdzięczny jestem prezesowi za jego decyzję, miałem nawet pomysł aby mu wysłać wiązankę za uzdrawiającego mnie kopa w d.... Sam bym się nie zdobył na opuszczenie swojej strefy komfortu. Conan mógł, a co ja gorszy?
Dokładnie tak, budujemy wokół nas strefy komfortu, gdzie czujemy się bezpiecznie, jedną z nich jest stała praca. Dla mnie, podobnie jak dla dziesiątek moich kolegów, taka strefą była służba w wojsku, przez lata myślałem, że dosłużę do pełnej emerytury, dlatego decyzja o wcześniejszym odejściu była trudna, a dodatkowo koledzy i przyjaciele próbowali mi ją wyperswadować, dla nich nie do pojęcia było, że z własnej woli można wyjść z tej strefy bezpieczeństwa.
ciekawa historia może się dowiem kiedyś coś więcej :)
Wątpię ;) reszta jest tajemnicą, ale zapraszam do śledzenia @browery (moje drugie konto) on czasami coś chlapnie w codziennym poście :)