Ciemność i ohyda

in #tematygodnia6 years ago

Jak zmęczyć materiał? Jak wykańczać młodych ludzi przed maturą? Jak sprawić, aby Polacy dopiero po latach i ze zdziwieniem odkrywali, że warto czytać książki? Sposób jest prosty, tani i zadziwiajaco skuteczny! Wystarczy na listy lektur obowiązkowych wpisywać tytuły w całkowitym oderwaniu od etapów rozwoju czytelniczego dzieci i młodzieży. Efekt gwarantowany!

crocodile-2549796_960_720.jpg

Pięć miesięcy temu jednym z tematów tygodnia było cierpienie. Napisałam wówczas tekst Dlaczego cierpią przez Wertera?, który równie dobrze ilustrował problem niegotowości młodych czytelników na spotkanie z narzuconą lekturą, dziś bardzo już abstrakcyjnej problematyki utworu, sztampowego podejścia do omawiania tekstów na języku polskim. Dziś przykład kolejny, coś właściwie z zupełnie innej beczki. Utwór nielubiany, nierozumiany przez wielu uczniów szkół średnich, zniechęcający do czytania w ogóle, a jednocześnie gorąco wart polecenia dorosłym czytelnikom, wart powrotu po dwudziestu, trzydziestu, czterdziestu latach. Jądro ciemności Josepha Conrada - Józefa Konrada Korzeniowskiego (1857-1924).

Kilka słów o autorze. Urodzony w Berdyczowie Józef w wieku lat 17 wyjechał do Francji i został marynarzem. Pływał przez 20 lat. Później osiadł w Anglii i poświęcił się pisaniu. Znał biegle francuski, niemiecki i angielski. Podobno do końca życia po angielsku mówił z silnym obcym akcentem, ale to właśnie w tym języku stworzył doskonałe utwory prozatorskie balansując na granicy epok i stylów.
Ważna informacja dla wszystkich początkujących tworców. Korzeniowski choć wysoko oceniany przez krytyków, popularność i pieniądze z pisania zyskał dopiero po ponad 20 latach od debiutu. Ergo - nie rezygnujemy z pisania, nawet gdy czytelników i dutków mało.

Oczywiście małe badanie reakcji było konieczne, aby postawić tezę o nielubieniu utworu przez młodych czytelników. Jak zawsze z pomocą przychodzi niezawodne lubimyczytac.pl i komentarze na YT. Na lubimyczytac ocena 5,89 na 10 możliwych gwiazdek. Czy to źle? Bardzo źle.

Ogólnie rzecz ujmując to jest ona nudna. Nie wiem dlaczego ludzie wyszukują w niej jakiś motywów podróży czy nadzwyczaj wybujałych interpretacji ... bo nie ma po co. (Faust)

Nie będę też owijać w bawełnę – napisane to jest fatalnie. (Zuba)

Masakra, makabra i 10 metrów mułu!
Kolejna lektura, której fabuła jest absolutnie niezrozumiała dla zwykłego śmiertelnika. Mimo, że ksiązka ma zaledwie 60 stron z groszem, nie dałam rady przeczytać nawet połowy. (Dodi)

Opinie negatywne wystawiają właściwie wyłącznie "czytelnicy przymusowi". W serwisie jest też sporo pozytywów, ale autorzy tych opinii to albo osoby powracające do książki, albo czytające z własnej woli - po obejrzeniu Czasu Apokalipsy lub po lekturze Serca ciemności Dukaja.

Jądro ciemności streszcza również popularny na YT Miecio Mietczyński. Ponad pół miliona wyświetleń. Osobiście uważam, że żaden z zadowolonych widzów Miecia nigdy w życiu nie przeczyta książki. Na pewno są ukontentowani, że ktoś im streścił opowiadanie okraszając je wulgaryzmami i utwierdzając ich w przekonaniu, że lektura jest głupia i nieczytalna. Good job Mieciu!

W czym główny problem? Moim zdaniem w tym, że zdecydowana większość nastolatków a i bardzo liczna grupa dorosłych nie znajduje się w momencie lektury w odpowiedniej fazie zainteresowań czytelniczych. Proponowane lektury, wśród nich również Jądro ciemności, są zdecydowanie przeznaczone dla czytelnika dojrzalszego, sprawniejszego lekturowo. Nie decyduje tu bynajmniej wiek. Mnóstwo dorosłych czytelników - osób czytających dużo i chętnie po prostu nie wchodzi w etap zainteresowania lekturą introspektywną, z rozbudowaną warstwą psychologiczną. Ani to źle ani dobrze - ludzie są różni, nie muszą w tym względzie być jak spod sztancy, tak samo jak nie są pod względem sprawności fizycznej czy umiejętności kulinarnych. Bibliotekoznawcy, poloniści opierają się nadal na wynikach badań, według których czternasto-, piętnastolatki wchodzą w fazę zainteresowania własnym wnętrzem, psychiką i niejako komplementarnie stosowna będzie również taka lektura. Okazuje się, że jednak nie jest. Rozwój czytelniczy często pozostaje nieco w tyle, szczególnie że dzieci czytają mniej - jest telewizja i internet, są gry. Wcześniejszych doświadczeń lekturowych jest po prostu mało.

800px-Slaves_ruvuma.jpg

Licealista jest zatem raczej w fazie zainteresowania lekturą przygodową, sensacyjną (kiedyś mówiło się również "awanturniczą"), licealistka najczęściej preferuje książki obyczajowe. Oboje mogą lubić motywy fantastyczne, elementy baśniowe, nadprzyrodzone. Preferują wyrazistą fabułę, czytelny schemat (bez retrospekcji, nagłych przeskoków czasu i miejsca akcji), klasyczną narrację, dialogi, kompozycję zamkniętą i przede wszystkim przekaz wprost. A w Jądrze ciemności wszystko na opak.

Jądro ciemności to opowiadanie, które nie przemawia wprost, a dotyka wielu aspektów etycznych, psychologicznych, po prostu ludzkich. Fabuła choć istotna jest raczej pretekstem do ukazania charakterów, przemian, atmosfery miejsca i czasu.
W liceum nie poruszyło mnie wcale. Ot, takie tam smęcenie o Afryce. Relacja z dziwnego, nudnego rejsu w górę rzeki Kongo. Marlow ciągle opowiada o jakimś Kurtzu, który był dziwny - taki podejrzany typ. I tyle. Gdy sięgnęłam po książkę po trzydziestce przeżyłam niezły szok. Uświadomienie sobie tego, jak bardzo nie umiałam wtedy odczytać kontekstów i znaczeń jest po prostu niesamowite. Po pierwsze dlatego, że budujące - jednak coś tam pod kopułą drgnęło. Po drugie dlatego, że niesamowicie pomaga w uczeniu czegokolwiek innych - jednak pamięta wół jak cielęciem był. Po trzecie - pomaga otworzyć się na pominięte lub porzucone książki.
Gdzie zaszła zmiana? Nie potrzebuję już tylu konkretów fabularnych, by przekaz był interesujący. Postawy, stosunki międzyludzkie, sposób postrzegania świata przez bohaterów - te elementy składają się na moc przekazu tego opowiadania. To w głowie czytelnika ma zajść szereg porównań, analiz, zestawień z tym co dziś, przemyśleń "a co ja bym zrobił? powiedział? nie mówił? zaakceptował? przeciwstawił się?".
To nasza interpreteacja, czytanie postaci i motywów powoduje, że opowiadanie zaczyna poruszać. Prosty, literalny odczyt fabuły da efekt nikły i nijaki.
Pojawił mi się nowy pomysł interpretacyjny. W opowiadaniu ważnym motywem jest kość słoniowa - to za jej przyczyną dzieje się wiele. Per analogiam do hasła "myślimy Lenin - mówimy partia" polecam sztuczkę "czytamy kość słoniowa - myślimy SBD i steem power". Afryka, kolonializm i pewne instynkty mogą okazać się nam o wiele bliższe niż przypuszczaliśmy.

Czy zatem, skoro tak z tym ciężko, ominąć twórczość Conrada, wykreślić Jądro ciemności z listy lektur? Raczej nie, ale być może nieco inaczej przybliżać je uczniom. Rekomendować zamiast przymuszać do lektury, aby dostosowując się do faz zainteresowań liczniejszej grupy uczniów nie blokować dalszego rozwoju czytelniczego tym, którzy przygodówkami już się nasycili i są gotowi na kolejny krok. Zaprezentować fragment tekstu, bo jest to proza bogata i "gęsta". Omawiać w ramach lekcji historii literatury, aby uczniowie wiedzieli, że jest to utwór, po który warto sięgnąć w przyszłości. Zapewne polonista znalazłby jeszcze kilka możliwych rozwiązań.

Jeżeli pomimo całego mojego smętnego wywodu macie ochotę sprawdzić, co z tym Kurtzem i Marlowem, zapraszam gorąco na wolnelektury.pl. Jądro ciemności Josepha Conrada do przeczytania tutaj. Tłumaczka Aniela Zagórska była kuzynką Conrada, jej przekłady były autoryzowane przez samego pisarza.


Post powstał w ramach Tematów tygodnia #28 jako nawiązanie do tematów 1. i 2. - Zmęczenie materiału i Czarna Afryka.
Po cichutku sobie marzę, że może kiedyś uda mi się nawiązać jednym tekstem do wszystkich trzech tematów losowanych. ;)
Ilustracje na licencji CC0.

Sort:  

Mi się ta książka podobała już w liceum, ale pewnie jak bym przeczytał ją teraz to jak napisałaś - znalazłbym więcej odniesień, bo mam większą wiedzę o samej tematyce utworu, jak i lepsze obycie warsztatowe. Szczęśliwie miałem fenomenalną polonistkę w liceum (odpuściła kretyńskie "Nad Niemnem", a "Lalkę" smakowaliśmy kilka lekcji), która umiejętnie zarządzała czytelnictwem w klasie - był kij czyli kartkówka z treści na wstępie, więc nie było siły - trzeba było książkę przeczytać, ale później była i marchewka czyli bardzo zręczna analiza z odwołaniami w kulturze, kontekstem historycznym itp. Byłoby lepiej, gdyby nie pieprzony klucz maturalny, który wypaczał odrobinę lekcje.

A poruszenie listy lektur - ech, to jest nieśmiertelny temat w dyskusji o szkolnictwie, albo nawet narzędzie rządów (sic!), by poruszać wygodne dla siebie tematy ukazane, a jakże, w odpowiednim świetle. Parafrazując odniesienie do Miecia (którego klipy szanuję, ale te o filmach, upraszczanie literatury pięknej mi w jego wykonaniu wybitnie nie podchodzi, za dużo tam ukłonów nakierowanych na ośmieszanie i wyszydzanie dobrych albo chociaż poprawnych dzieł, gdy jego recenzje filmowe są rzeczywiście uwypuklaniem wad szmiry). Good job, government!

Na marginesie i jako reklama czytelnicza - czytałem za to "Marzenie Celta" Llosy, powiązane z tematyką "Jądra ciemności" i przedstawiające proces nagłaśniania ludobójstwa w Kongo, jak również rozterki bohatera związane z zagrożonym karą więzienia homoseksualizmem oraz jego zaangażowanie w irlandzką działalność niepodległościową. Poruszająca historia.

Do tego znakomita książka "Duch Leopolda" Hochschilda - bardzo przystępnie napisana historia o tym, jak Belgia weszła w posiadanie ogromnego Kongo, kim był król Leopold II, jak wyglądał zarząd i praktyki rozgrabiania ziem oraz niszczenia społeczeństw w pogoni za kauczukiem. Kongo było patrymonium, czaicie? W XIX w. było prywatną własnością monarchy. Ale też jest pokazana druga strona barykady - Casement i inny aktywista Edmund Morel doprowadzili przy pomocy wielu ludzi dobrej woli do nagłośnienia sprawy Kongo w mediach, zwrócili uwagę świata, zwł. anglosaskiego na problem Kongo, co przyniosło wymierne efekty.

No właśnie. Zacznę od kontekstu historycznego. Opowiadanie zaczyna mieć zupełnie inny wydźwięk, gdy sięga się po nie mając choćby kilka podstawowych informacji o tym, co się wówczas działo w Afryce. A co tam w szkole? Na historii w tym czasie silna koncentracja na sprawie polskiej. :) Poratować może tylko dobry polonista, który wprowadzi do lektury.
Też miałam świetną nauczycielkę polskiego w liceum. Przeraża mnie, gdy czytam (nawet tu - na steemit) o narzucaniu interpretacji, jedynych słusznych wrażeniach z lektury. Szkoda.

Rządzący ciągle majstrują w oświacie, a wynika z tego tyle, że nauczyciele czasem "orzą" mniej wbrew założeniom systemowym, a czasem bardziej. Jeżeli ktoś prowadzi beznadziejne, nierozwijające uczniów lekcje i tłumaczy to podstawą programową i kluczem maturalnym, to po prostu wpadł w niebezpieczne koleiny, wypalił się zawodowo lub jest smutnym wyrobnikiem bez pasji (ale pamiętajmy też, że 2400 zł brutto dla kontraktowego potrafi szybko obedrzeć z zapału i optymizmu). Tak naprawdę nauczyciel może bardzo dużo - włącznie ze wskazaniem, które elementy lekcji są "pod klucz", a kiedy prowadzona jest całowicie wolna dyskusja.

O Mieciu dwa słowa. "Streszczenia lektur" chętnie oglądane przez uczniów i być może im pomocne są adresowane do tych, którzy nie czytają. Oglądam tylko te, do których chcę się odnieść w tekstach. Śledzę "Masochistę". No i wniosek jest prosty - Miecio koncentruje się na fabule, ciągach przyczynowo-skutkowych. Jeżeli omawiany film kuleje pod tym względem, to Miecio pracowicie, konsekwentnie wszystko wyłapie i zabawnie skomentuje. Jeżeli są podteksty, przekaz między wierszami, to już nie. Pamiętam, że parę razy byłam zaskoczona tym, że nie wychwycił istotnego przekazu a skupił się na jakimś detalu, który wyśmiał. Przy najbliższej okazji sprawdzę, o jakie to tytuły chodziło.
p.s. Ciekawe, jak by Mieć Ulissesa streścił. :)

Mogę tylko napisać: Uwielbiam Ulissesa. I też dzięki nauczycielce z liceum, która twierdziła, że w jej czasach na studiach było modne chodzenie z książką Joyce'a pod pachą, choć nie rozumiało się jej ni w ząb. Czytałem dwukrotnie, ale jak uporam się z secesyjną to wrócę, czyli pewnie nigdy.

E tam zaraz nigdy. W końcu Civil War się w 1865 skończyła, więc i Ty dobrniesz do finału. Chyba że czegoś nie wiem i wciąż gdzieś partyzanci po lasach i bagnach... :D

To jest ciekawe co napisałaś, bo pod koniec dokumentu Kena Burns'a o CW jedna z historyczek mówi, że wojna secesyjna trwa, a najgorsze jest to, iż "ciągle możemy ją przegrać".

A ten utwór przyniósł kulturze owoce! Przecież na jego podstawie powstał słynny Czas Apokalipsy . Z innych nawiązań, to od razu przychodzą mi na myśl dwa, autorstwa polskich pisarzy sci-fi. Pierwsze: Serce mroku J. Dukaja - od razu tytuł wydał mi się znajomy :P Przypomina mi się też jedna z fikcyjnych książek z "Doskonałej próżni" Lema, tj.: Gruppenführer Louis XVI

I chyba lepiej, gdy ktoś poprzez te owoce dociera do niełatwej prozy Conrada. Wtedy opinie o książce i liczba gwiazdek zupełnie inne.

Sam jeszcze nigdy nie przeczytałem żadnej lektury, która mnie nie interesowała. Wolałem czytać o podróżach Cejrowskiego, potem prezentować książkę na lekcjach i tak nadrabiałem oceny;) Fajny artykuł. Pozdro!

Niezła metoda. :) Na pewno lepsza niż czytanie na siłę i zrażenie się do lektury i autora na długie lata lub na zawsze.

Szczerze mówiąc - nawet nie pamiętam tej książki z liceum, a maturę zdawałem rok temu. Taki komentarz chyba wystarczy, by określić jakie jest zainteresowanie.
Jedyne co wiem to tytuł, ale nawet nie wiem o czym ta książka jest, gdybym nie przeczytał tego postu.
I nie znaczy to, że podczas omawiania w szkole mi się nie podobała. Uważam, że dzisiejszy świata jest po prostu zbyt szybki i żeby dokładnie usiąść z książką i przeczytać ją naprawdę w skupieniu jest ciężko.
Ja mam osobiście jeszcze inny problem. Odkąd przyszedłem na Steemit, nie przeczytałem żadnej książki. Tutaj tak naprawdę jest taka ilość ciekawych rzeczy, że już na inne czytanie faktycznie tego czasu brakuje.

To ja mam pomysł. Raz w miesiącu wpis do tagu pl-ksiazki - wrażenia z wybranej lektury. Będzie motywacja. :)
No właśnie to tempo życia, inne środki przekazu, nowe sposoby spędzania czasu sprawiają, że trzeba szukać tego, co do młodych ludzi trafi, poruszy, będzie stymulowało do przemyśleń.
W tym kierunku na razie zrobiono tyle, że lista lektur, które do pisemnej matury musi znać abiturient, jest naprawdę krótka.

Ja, na maturze i tak odniosłem się do "Snajpera" i "Przetrwałem Afganistan", bo w sumie to nie ma żadnej różnicy przy pisemnej - ważne, że pasuje do tematu.
Jeśli chodzi o ustną, to miałem "Lalkę". Zdałem na 100%, a teraz nic nie pamiętam. To właśnie pokazuje tempo życia, bo ludzie uczą się czegoś na chwilę.

@kusior napisał fajny post o Lalce. Cóż z tego, że jest lekturą obowiązkową, jeżeli mało kogo poruszy. Nauczyciele oczywiście omówią, co trzeba "pod klucz", maturzyści do egzaminu pamiętają te kluczowe sprawy i na tym się kończy.

Bardzo dobry tekst. Dodam , że polskie lektury to analiza problemów ... XIX wieku. A spróbuj to zmienić....

No właśnie często nastepuję takie nawarstwienie, że młody czytelnik musi zrobić dwa ogromne kroki przy jednej lekturze. Nie dość, że musi podjąć próbę zmierzenia się z książką, gdzie warstwa psychologiczna jest ważniejsza od elementów świata przedstawionego i osi fabularnej, to na dokładkę trudno jest mu się identyfikować z bohaterem, z którym nie ma właściwie nic wspólnego.

Niestety szkolne lektury mocno zniechęciły mnie do czytania. Na szczęście po tym jak poszedłem na studia nikt nie narzucał mi co muszę przeczytać i uczyć się "co autor miał na myśli". Uważam, że każdy może mieć inne odczucia i interpretować po swojemu.

"Co autor miał na myśli" to krótko mówiąc efekt klucza maturalnego i lektur znacznie ponad fazy rozwoju czytelniczego młodzieży. Na lekcjach zamiast dyskutować o własnych odczuciach odnośnie lektury, którą uczniowie przeczytaliby ze zrozumieniem, serwuje się informacje o tym, jak daną lekturę odbiera czytelnik 10, 20 lub 30 lat starszy.

Bardzo dobry artykuł! Sam już chyba w kilku komentarzach na Steemit wspominałem, że wiele lektur mnie w szkole po prostu odrzuciło. Nie rozumiałem ich i przez to mnie nudziły. Nie trafiały do mnie. Dopiero na studiach do wielu z nich wróciłem i poznałem w zasadzie na nowo. I zrobiły na mnie często duże wrażenie!

W szkole średniej nie przeczytałem "Jądra ciemności". Po kilku stronach stwierdziłem, że lepszym wyjściem będzie streszczenie szczegółowe. Jednak z 2-3 lata później oglądałem właśnie "Czas apokalipsy" i ten film zrobił na mnie nie małe wrażenie. Oczywiście sam dostrzegłem, że jest to w zasadzie luźna ekranizacja książki Conrada. Czytałem jednak potem wiele komentarzy na temat filmu i sporo widzów mimo wszystko pisało, że książka i tak jest lepsza. Byłem zdziwiony, ale brałem pod uwagę, że po prostu do niej musiałem dorosnąć. I wróciłem do niej w tamtym roku i odbiór był już zupełnie inny. Musiało upłynąć trochę czasu, by ta książka lepiej do mnie trafiła.

Podobnie miałem z innym dziełem Conrada - "Lord Jim". Dostałem ją chyba w gimnazjum za dobre wyniki w nauce. Po przeczytaniu krótkiego opisu z tyłu książki bardzo się ucieszyłem. W tamtym okresie czytałem sporo książek podróżniczych Juliusza Verne'a i morskie przygody były mi bliskie. Naiwnie założyłem, że "Lord Jim" będzie przypominał choćby 'Piętnastoletniego kapitana". A tu podczas czytania zdziwko... Nie dałem rady przebrnąć dalej niż przez 20 stron. Nuda... Odczekałem z rok czy dwa i ponownie się za nią wziąłem. Efekt ten sam.

I dopiero nieco ponad rok temu przeczytałem ją całą. I byłem pod wrażeniem. W tym dziele nie chodziło o liczne przygody tytułowego bohatera, ale jego wewnętrzne rozterki i życie z poczuciem hańby. Ale żeby to zrozumieć ja musiałem dorosnąć.

Jeju, rozpisałem się trochę :) Podsumowując, świetny tekst i podpisuje się pod nim obiema rękami :D Większość lektur nie jest dostosowanych do wieku uczniów. W dodatku uczniowie mogą w różnym tempie dojrzewać...

Dzięki za Lorda Jima - kolejny przykład książki typowo introspektywnej, psychologicznej, a będącej swego czasu jedną z "zamęczających" lektur do wyboru.
No właśnie tak to jest - większość nastolatków lubi przede wszystkim konkret, przygodę. Z drugiej strony warto byłoby dążyć wzwyż, a nie równać do średniej. Na razie jest jednak tak, że chyba to "wzwyż" jest przyjęte zbyt ambitnie. Przydałyby się lektury nieco powyżej średniej, ale jednak zrozumiałe dla nastolatków.