Niezwykła historia z zupełnie innym zakończeniem, niż to, jakiego można by się w pierwszej chwili spodziewać. Co zrobiło na mnie ogromne wrażenie: piszesz jakimś takim własnym językiem, z nowymi słowami jak "dyrektor własnego życia". Widać, że to wzięte z doświadczenia, a nie z książek.
Ja akurat dużo pisze o światopoglądach, czyli takich jakby gotowych programach, które w różnych społeczeństwach kierują naszymi myślami i decyzjami. Ty dzięki przejściu przez "ostry zakręt" ciężkiej choroby wydajesz się mieć własną receptę na życie, od nikogo nie wypożyczoną. Bardzo to podziwiam, bo większość z nas w chwili kryzysu reaguje odwrotnie, trzyma się programów jeszcze bardziej kurczowo (jak trwoga to do Boga itp.)
Wow!
O, ciekawa jestem jakiego to zakończenia "można by się w pierwszej chwili spodziewać" czytając mój post..., albo jakiego ty się spodziewałeś...
Jeśli chodzi o te programy i "receptę na życie" - to uwierz mi - korzystałam z wielu z nich, przeczytałam tony książek o zdrowiu i nie tylko. Jednak życie te wszystkie gotowe programy zweryfikowało. Ja wyciągnęłam z nich wnioski dla siebie i tym sposobem stworzyłam..., a raczej nadal pracuję nad moim własnym programem... i jestem przygotowana na to, że ta praca nigdy się nie skończy...
Cóż, życie...
Pisząc o "niespodziewanym zakończeniu" miałem na myśli to, że przy wszelkich historiach kryzysów, chorób, skrajnej depresji czy innych "ostrych zakrętów" najczęstszą chyba reakcją jest jakby powrót do dzieciństwa, powrót do światopoglądu, w jakim się było wychowanym. Np. wielu chrześcijan reaguje na życiowe niepowodzenia "odkrywając na nowo Jezusa", a samotny, otoczony obcą kulturą muzułmanin na emigracji często wiąże się z najbardziej radykalnymi odłamami rodzimej religii. Podejrzewam, że dzieje się tak dlatego, że pod ogromnym obciążeniem mało kto ma siłę - jak Ty - szukać nowych rozwiązań, eksperymentować. Ty potrafiłaś to zrobi i dlatego (na tle standardu) nazwałem Twoją opowieść zaskakującą.