Tym razem wybrałem się na małą wyprawę śladem małych łodzi na styku dwóch dużych jezior.
Było niezwykle gorąco, temperatura zbliżała się do 30 stopni, a słońce dawało się we znaki. Warunki na kręcenie korbą były jednak wyśmienite. Odpowiedni zapas płynów, magnez i można było wyruszyć w trasę. Pierwszy segment zjazdowy był wyjątkowo udane - dostałem nawet kilka odznaczeń - uroki zjazdu z dość ostrej góry. Gdy byłem już na szlaku wzdłuż jeziora, tempo stało się bardziej spokojne, jednostajne. Krótki postój w sklepie w celu uzupełnienia węglowodanów i można ruszać dalej.
Po drodze odwiedziłem niewielką przystań z wesołą ekipą żeglarzy amatorów. Duży łyk wody, chwila refleksji z palcem na mapie i jedziemy dalej. Będąc już przy brzegu zamoczyłem stopy, lecz zbliżające się chmury burzowe przyśpieszyły moją beztroską kontemplację nad wodą. Obawiając się ulewy ruszyłem w drogę powrotną.
Przy okazji zahaczyłem też o szlak, który będę eksplorował następnym razem - nieco dłuższy dystans, a więc poczekam na bardziej stabilne warunki atmosferyczne. Powrót jak zwykle bardziej męczący z uwagi na fakt, że w 60% drogi powrotnej jest pod górę.. cóż, osiągi nieco spadły, ale przynajmniej mogłem skupić się na otaczającej mnie przyrodzie. To był udany trip, choć następnym razem spróbuję podnieść poprzeczkę nieco wyżej.