Kiedyś...

in #story6 years ago

////
Biegł przez już powoli chowający się za kurtyną cienia las. Słońce zostawiło tylko pomarańczowo-czerwoną poświatę na niebie i szykowało się do pokazania całej swej krasy po drugiej stronie półkuli.

Las był raczej gęsty i raczej iglasty. Pod nogami trzaskały łamane pod naciskiem gałęzie, odskakując w bok i odbijając się o każdy pień drzewa spotkany na swojej drodze. Proste , leniwie zwisające , pięknie porośnięte prostymi , ciemnozielonymi igłami gałązki, biły go po twarzy gdy tylko poczuły ją pod swymi iglastymi palcami , niektóre zostawiając czerwony, płonący ślad na policzkach, czole, powiekach.

Nie przejmował się tym . Biegł. Chciał zobaczyć jeszcze urwisko w ostatnich promieniach słonecznych.

Pamiętał ten las, gdyż tutaj właśnie spędził godziny na długich spacerach. Z nią.

I wtedy drzewa zaczęły się rozrzedzać a krzaki praktycznie zniknęły. Mech właściwie ustąpił mu z drogi, rozbiegając się na boki. I wtedy wszystkie bogato rosnące drzewa, krzaki, trawy, chwasty i całe bogactwo flory po prostu uciekło, ukazując skalne podłoże, nawet bardziej gładkie i przyjazne niż chropowate i groźne.

Zobaczył ją w tym świetle. Zdążył.

Stał jak wryty i patrzył. Nic się nie zmieniła.

Ich brzoza. Stała tam , na skraju urwiska z pięknymi , smukłymi, cicho szeleszczącymi gałęziami, obrośniętymi tysiącami praktycznie takich samych liści.

Miał do niej około 150 metrów prawie całkowicie skalistej ale gładkiej powierzchni. Wyglądała tak jakby godzinę temu kilkunastu pracowników ,pracujących na etacie , skończyło swą pracę ; wyrywania najmniejszego nawet źdźbła trawy i w ogóle wszelkiej zieleni. Niesamowicie to wyglądało.

Powoli podszedł do drzewa jakby przypominając sobie wszystkie te kroki , które zostawili tu razem.
Brzoza była niesamowita ; w najgrubszym miejscu prawie można było ją objąć obiema dłońmi. Smukła, zdrowa, bogata w małe , zielone listki. Najdziwniejszą i zarazem najpiękniejszą rzeczą były jej korzenie , które praktycznie stapiały się z litą skałą i nie było można dostrzec miejsca w którym zagłębiają się w ziemię, tak jak gdyby nie było tam żadnej przerwy między korzeniem a skałą. Jedność.

Podszedł i czule dotykał jej korę, przypominając sobie wszystkie chwile , które spędzili tu razem.

"Zamknij oczy i zaufaj mi całkowicie" - powiedziała kiedyś i za rękę , powoli , poprowadziła go w stronę urwiska.

Te jej oczy zawsze pełne blasku, nadziei i tej niczym nie podpartej mądrości. Bo przecież uwielbiał jak była taka niewinna, naiwna, bezbronna : "Zawsze musisz się mną opiekować bo ty wiesz i czujesz tak wiele"- mówiła.

Siedzieli godzinami na litej skale, wtuleni w siebie , patrzący w horyzont. Dotykali się dłońmi i czule całowali.
"Wiesz , że stąd mamy już bardzo niedaleko do nieba?".
Niebo nosiła w sobie a on za tym właśnie wewnętrznym błękitem poszedłby wszędzie.

Pamiętał, jak któregoś dnia nalała wody do wanny, kazała mu się rozebrać a potem całego go umyła. Od góry do dołu.
"Muszę to dla ciebie robić. To jest nadopiekuńczość." Uwielbiał te jej określenia , które nota bene zawsze były uzasadnione i podparte czynami.

"Jeśli ufasz mi tak bezgranicznie i wierzysz że chcę dla ciebie tylko dobra a mam dla ciebie tylko bezkresną miłość, to chodź"- wzięła go za rękę , podeszli do brzozy. "Teraz, złap się pnia lewą ręką, zwieś się maksymalnie wychylony nad urwiskiem i daj mi prawą rękę." Było to dość szalone ale chciał to zrobić. Z nią, dla niej...

Powoli przechylił się, wyprostował nogi, które opierały się tylko na palcach, na ostatnim kawałku skały wysuniętym w przestrzeń. Ona zrobiła to samo z drugiej strony, podali sobie ręce i spletli palce w mocnym uścisku.
Patrzyła mu prosto w oczy i delikatnie się uśmiechała ; "Kocham Cię" - zabrzmiało nad 200 metrową przepaścią , która praktycznie pionową ścianą w dół rozpościerała się nad ich ciałami. Od samego patrzenia w dół zapierało dech w piersi ale nigdy nie czuł się tak bezpieczny i szczęśliwy.
"A teraz zamknij oczy, oddychaj spokojnie głęboko i skup się tylko na przestrzeni pod nami" - powiedziała.

Wrażenie było niesamowite, na początku trochę niepokój , brak jakiegokolwiek punktu odniesienia, zaczepienia. Ale posłuchał jej i wyrównał oddech, starając się by wydech zrównał się z wdechem.

Było cudownie; wszechobecna cisza, uścisk dłoni najdroższej osoby, spokój, harmonia...miłość.

Nigdy tego nie zapomni.

Dzisiaj , stojąc tuż obok "ich" drzewa, postanowił sobie przypomnieć te chwilę wspólnego trwania nad przepaścią.
Oczywiście to już nie mogło być to samo...bez niej.

Podszedł do brzozy, lewą ręką objął jej konar, stanął na samej krawędzi, powoli prostował rękę i jednocześnie napiął mięśnie wyprostowanych nóg.

Zamknął oczy.

Znów poczuł wszechogarniającą ciszę , spokój i harmonię ... ale brakowało miłości. Brakowało jej.
"Dlaczego cię już nie ma...?Dlaczego zostawiłaś mnie bez siebie...?"

Wisiał tak, przepełniony ciszą, spokojem i ...smutkiem. Żal , który odczuwał , spowodował, że mimowolnie łzy zaczęły płynąć po policzkach, powoli, bez pośpiechu.
Jej uśmiechnięta ,pełna tego oddania , czułości i miłości twarz stanęła mu przed oczami.

Łzy nie przestawały a właściwie utorowały sobie nowe koryta.
"Tak mi ciebie brakuje. Tak bardzo"

Poczuł, jakby stracił całkowicie oparcie pod stopami i unosił się ponad urwiskiem...Jej twarz wciąż stała mu przed oczami i cichutko szeptała...Nie słyszał ale wiedział , że mówi coś czule , prosto do jego serca...

Tak bardzo bym chciał znów być tu z Tobą , tak niesamowicie tęsknię. Tak chciałbym cię przytulić...

"Ciii...nic nie mów, nie myśl, oddaj się całkowicie przestrzeni i ciszy"

Patrzył w jej zielone oczy, zagłębiał się w nich, zatracał...

I wtedy się puścił .

...i poleciał...

images.jpg

Sort:  

o kochany nie wiedzialam ze z Ciebie taka artystyczna dusza!!!! Piekne to jest :)

artystyczna dusza to właściwie jedyne co mam :)Buziole

Jej, przepiękne . Wciągnęłam się niesamowicie . Mógłbyś pisać książki :) tylko aż smutno się robi na zakończenie ...:-(

:) dziękuję...Napisanie choć jednej książki mam w planach ..tylko cięzko mi czas znaleźć :) Co do zakończenia; smutno może się zrobić prawda ale nie jest ono jednoznaczne.. :)"Poleciał" może oznaczać, że się wyzwolił, zjednał z Bogiem lub po prostu wzniósł się do nieba ::) Buziole

Uwielbiam takie historie. Czekam na więcej😀

Postaram się być bardziej systematyczny :) Dzięki