Aby więc jakoś zacząć, zacznijmy od garści suchych informacji: W 1997 roku powstaje pierwsza część Fallout’a, którego sam wydawca określił jako „Post-Nuclear Role-Playing Game”, czyli post-atomowy RPG. Akcja gry osadzona jest w alternatywnym świecie, w którym historia na Ziemi potoczyła się nieco inaczej.
Akcja rozgrywa się na terenie Stanów Zjednoczonych dając graczowi szansę wcielenia się w potomka ocalałych z atomowej pożogi ludzi, który opuszcza bezpieczną i zapieczętowaną od pokoleń kryptę 13 (schron), aby odnaleźć hydroprocesor, który jest jedynym sposobem na zapewnienie dalszego przetrwania rodzimej krypcie. W tym też momencie rozpoczyna się nasza przygoda, a gracz jako były mieszkaniec krypty 13 odkrywa niezwykły post-atomowy świat, pełen niebezpieczeństw, zmutowanych stworzeń i przygód. Uprzedzając lekko chronologię opisów dodać należy, że rozgrywka w dwóch pierwszych częściach Fallout’a widziana jest w rzucie izometrycznym, zaś system walki jest Turowy. Turowość została zastosowana tu świetnie, co daje z jednej strony graczowi czas do namysłu, a z drugiej wcale nie umniejsza emocji płynących z potyczek.
Pierwsza część Fallout odniosła sukces, choć na tamte czasy nie była jeszcze zjawiskiem kultowym. Miała kilka wad, jak chociażby irytującą rozgrywkę na czas, gdyż gracz miał 150, a maksymalnie 250 dni (czasu gry oczywiście) na odbycie swej podróży i odnalezienie hydroprocesora, zanim jego ziomkowie umrą z posuchy. Po upływie tego czasu gra nieodwołalnie się kończyła i to nieważne jak ciekawe rzeczy akurat robiliśmy. Jednak pierwsza część Fallout’a dzięki unikatowemu nastrojowi, który udało się autorom wytworzyć, dała twórcom bodziec i fundusze, jakie zaowocowały już rok później, czyli w 1998 roku, grą Fallout 2, która to do dziś jest uznawana za najbardziej kultową i niesamowitą z całej serii. Fallout 2 bowiem wyróżnia się sporym terenem rozgrywki, gdzie mapa usiana jest wieloma ludzkimi osadami, z których każda stanowi swego rodzaju unikatową enklawę posiadającą swój klimat i prawa. Gracz posiada zaś ogromną swobodę działania. W Fallout 2 gracze mogą zarówno decydować się na podążanie za wątkiem głównym, jak i rozpocząć inne działania na własną rękę, tworząc zupełnie inną a co ważne równie ciekawą przygodę, zależną tylko od własnych decyzji. Zadania są ciekawe i posiadają wiele alternatywnych rozwiązań, często z niełatwymi wyborami moralnymi stawianymi przed graczem, zaś gracz czuje się prawdziwym samotnym wędrowcem wśród atomowych pustkowi.
Fallout 2 nie byłby jednak sobą gdyby nie jedna z najbardziej udanych ścieżek dźwiękowych w historii gier komputerowych. Już od pierwszych chwil gracz jest miło zaskakiwany pomysłowością i jednocześnie trafnością klimatycznych motywów. Gra rozpoczyna się mrocznym intrem, które jednak jest ilustrowane łagodnym utworem Luisa Armstronga „Kiss to Build a Dream On”. Podczas samej gry zaś, zależnie do jakiej lokacji trafiamy, muzyka odpowiednio się zmienia, jednak za każdym razem tworzy naprawdę niesamowite, nadające klimatu tło muzyczne. Zresztą pisząc ten tekst słucham właśnie ścieżki dźwiękowej z drugiej części. Dwójka jest ogólnie bardziej rozbudowana, ma mniej ograniczeń (znikną na szczęście czas, który uniemożliwiał kontynuowanie rozgrywki po jego upływie). Gra ta zdaniem wielu koneserów zbliżyła się do ideału. Świadczyć może o tym chociażby fakt, że dziś po kilkunastu latach o premiery, niektórzy przechodzą ją po raz kolejny i kolejny, nadal doskonale się bawiąc. Niewiele gier potrafi poszczycić się taką żywotnością.
Napisałem wcześniej, że Fallout stał się czymś więcej niż tylko grą, stał się zjawiskiem. Organizowane są zloty mające odzwierciedlić unikatowy klimat Fallout’a, z których najbardziej znanym w Polsce jest chyba „Old Town”, na którym miałem przyjemność być, a co rusz pojawiają się nowe zloty i spotkania miłośników tej kultowej serii. To również Fallout był zapewne jedną z głównych inspiracji dla polskiego systemu post-nuklearnego RPG „Neuroshima”.
Zastanawiać by się można, dlaczego zniszczony post-nuklearny świat, skażone promieniowaniem pustkowia i wszystko, co ze sobą niosą jest tak atrakcyjną wizją pociągającą graczy? Myślę, że jest tu podobnie jak z tematyka piratów. Co innego prawdziwi brutalni piraci w realnym świecie, a co innego ich romantyczna wizja z filmów, w której eksponowane są po prostu inne cechy, takie jak pragnienie wolności i realizowanie swoich namiętności. Realna wizja atomowej zagłady nikogo przecież tak naprawdę nie pociąga, zaś skażenie radioaktywne należy do jednej z tych rzeczy, której nikt nie chciałby naprawdę doświadczyć. A jednak w fantastycznej wizji fikcji, czy to gry, czy książki, czy filmów typu „Mad Max” elementy te nabierają zupełnie innego, bardziej symbolicznego znaczenia. Cóż się bowiem bardziej nadaje do stworzenia ciekawego klimatu niż potęga atomu, który nawet w realnym świecie budzi wiele emocji, z powodu swej trudnej do okiełznania mocy i konsekwencji jakie ze sobą niesie. Jakie też mogą być tego dalekosiężne skutki? To właśnie doskonały temat na futurystyczną wizję i niebezpieczny świat będący doskonałym terenem dla przygód i sprawdzenia się samotnego wędrowca, poszukującego swego miejsca w trudnym świecie – lecz co ważne wędrowca niezłomnego, śmiałego, odważnego – jakim każdy w głębi siebie chciałby być. Zatem Fallout oferuje symboliczne starcie się z trudną, rzeczywistością, dając tym samym poczucie, że człowiek może poradzić sobie w każdych nawet najtrudniejszych warunkach. W branży gier komputerowych, choć było kilu naśladowców, którzy próbowali potworzyć sukces Fallout’a, nigdy nie zbliżono się nawet do tak wysokiej jakości, jaką ustanowiła jego druga cześć.
Powstał też niejaki Fallout Tactics ale jemu nie poświęcę tutaj uwagi, z racji tego, iż jest to część odarta niemal ze wszystkiego co dobre w Fallout’ach, ze swobodą rozgrywki i ciekawymi questami na czele. W Fallout Tactics postawiono tylko na rozgrywkę taktyczną. Rzecz niewarta moim zdaniem uwagi, bo to samo i więcej mamy w dowolnej innej części normalnego Fallout’a.
Rok 2008 zaowocował natomiast wydarzeniem, które zelektryzowało całe środowisko fanowskie i wstrząsnęło nim nieco. Mowa tu oczywiście o wydaniu trzeciej części serii Fallout, dość innej od poprzedniczek, co trzeba podkreślić.
Ponieważ nasz ukochany Interplay ledwo dychał i sprzedał prawa do trójki, wydaniem gry zajęła się firma Bethesda Softworks, mająca w tamtym okresie na swoim koncie niestety zupełnie nieudaną moim zdaniem czwartą cześć również niesamowitej serii „The Eldar Scroll”, części o rozpoznawalnej, niestety głównie za sprawą marketingu, a nie jej jakości, podtytule „Oblivion”. Oblivion, który poza grafiką był pod każdym niemal względem gorszy, od swojego poprzednika Morrowinda. Ale to temat na inny tekst. W każdym bądź razie podniosła się wrzawa. Ahh pamiętam te jojczenia, „co to będzie, co to będzie, toż to Oblivion ze spluwami będzie”. Mając w pamięci wpadkę Obliviona, sam posiadałem spore obawy, co do nadchodzącego wówczas Fallout 3. Krzyki nie ustały nawet po premierze gry. „No to jest Oblivion ze spluwami!” Krzyczeli ludzie w komentarzach na niejednym serwisie poświęconym elektronicznej rozrywce. Oni chyba nie grali w Fallout 3, dłużej niż parę minut, albo i w ogóle. Dla tych, którzy sami nie grali jeszcze i niewiedzą nadal, mogę rozładować narosłe napięcie – moim zdaniem Fallout 3 to doskonała kontynuacja serii, zrobiona inaczej od poprzedniczek, ale dzięki temu właśnie będąca w stanie sprostać obecnej rzeczywistości. Pełne 3D, widok już nie w rzucie izometrycznym ale FPP, lub TPP, znowu świetna muzyka, zastąpienie tur systemem V.A.T.S czyli aktywnej pauzy z przycelowaniem, który sprawdza się wyśmienicie i przede wszystkim KLIMAT. Ta gra miażdży klimatem. Coś takiego trafia się raz na kilka lat. Fakt, świat Fallout 3 jest mniejszy niż w drugiej części – ale za to niema tu pustej przestrzeni mapy, tu każdy fragment terenu został doskonale zaprojektowany i wymodelowany. Fakt, brakuje trochę humoru znanego z poprzednich części, chociażby specjalnych zdarzeń nawiązujących do słynnych skeczy trupy Monty Python. Gra jednak nadrabia świetne odwzorowanymi okolicami dawnego Waszyngtonu i ich ruinami oraz przemożnym klimatem eksplorowania niebezpiecznych pozostałości upadłej cywilizacji. Do tego muzyka i momenty gry, w których wkraczając do jakiegoś miejsca człowiek mówi po prostu WOW! Fallout 3 to jedna z bardziej udanych gier ostatnich kilku lat i godny następca swego poprzednika.
W chwili gdy tekst ten aktualizuję dodając na Steemit za nami oczywiście jest również premiera czwartej części Fallout'a. Fallout 4 przyniósł nam niestety zmiany, które jeszcze bardziej podzieliły społeczność fanów. Na jego plus w stosunku do części trzeciej należny zaliczyć o wiele bardziej rozbudowany, zróżnicowany teren działań. Jest w nim więcej ciekawych i różnorodnych lokacji niż w trójcie. Podobnie fabuła i postacie spotykane na naszej drodze są moim zdaniem ciekawsze niż w trójce. Jednak twórcy zrobili rzecz niewybaczalną dla wielu fanów gatunku gier RPG i samej marki Fallout: zredukowali opcje dialogowe do zaledwie maksymalnie czterech wyborów a i te przy tym często bywają zupełnie nijakie i nie dające faktycznego pola manewru. Seria Fallout od początku stała dobrymi dialogami w których gracz miał dużą swobodę zupełnie innego poprowadzenia rozmowy a poprzez to wydarzeń fabularnych. w Fallout 4 niemal całkowicie wykastrowano ten system czyniąc z czwórki grę bardziej przygodową i liniową niż RPG dający swobodę w interakcjach z rożnymi postaciami. Gdyby nie ten mankament, czwórkę oceniał bym bardzo wysoko. Jednak jest to zasadnicza wada, która po jednorazowym ukończeniu czwórki obniża chęć powracania do tego tytułu. Mimo to w mojej opinii ukończyć grę choć raz nadal warto.
Podsumowując każda z części Fallout'a oferuje jakieś zalety i dobrą zabawę na wysokim poziomie, choć do ideału zbliżyła się jedynie dwójka. Jeśli jednak szukacie bardziej współczesnych cRPG z większą ilością akcji i fabuły prowadzącej gracza za rączkę to czwórka wraz z dodatkami będzie nadal również dobrym wyborem.
Dla miłośników klasyki zaś, jeśli nie przeszkadza Wam niska rozdzielczość grafiki - Fallout 2 to nadal tytuł stojący na piedestale swojego gatunku post-nuklearnych cRPG i po dwóch dekadach nadal jest grą wartą zagrania.
Pozdrawiam serdecznie
Jakub Qba Niegowski ( @sirq )
Kocham Fallouta! Grałem w każdą część. A na tak szczegółowy art jeszcze nie natrafiłem, gratki!
Dzięki :)
Zapomniałeś jeszcze o Fallout: New Vegas. Podobno jest jeszcze ciekawszy niż trójka, ale nie dane mi się było nacieszyć tą częścią, bo wszystkie wersje jakie dorwałem, czy to pirat, czy oryginał zawieszały mi się na jednej rozmowie, która był konieczna do pchnięcia fabuły dalej ;)
Też należę do tej grupy graczy, którzy uważają, że trzecia część jest dobrze zrobioną kontynuacją. Spędziłem przy niej dobrze ponad 100 godzin :)
Tak masz rację zapomniałem dopisać New Vegas gdyż kiedy pierwotnie pisałem tekst jeszcze go nie było (było to krótko po premierze trójki) a teraz dopisując czwórkę New Vegas wyleciało mi z głowy. :)
Jednak jest ku temu wyleceniu powód - ja również miałem takie problemy z bugami w New Vegas, że darowałem sobie granie dość szybko. Poza tym miałem kilka podejść by jednak grać mimo to i muszę powiedzieć, że choć tak słyszałem, iż wielu się podobał to ja jakoś nie załapałem tam tego klimatu. Generalnie nawet było tam dla mnie "za zielono" ze względu na stosunkowo nietknięte nuklearną zagładą okolice Las Vegas. Mnie się akurat to nie podobało i wszystko było dla mnie tam jednocześnie jakieś takie toporne w działaniu. Choć wiem, że wiele osób ocenia New Vegas znacznie wyżej od trójki i spoko, co kto lubi. :)
Ja próbowałem i kombinowałem z Nev Vegas na wszystkie sposoby i za każdym razem po wybraniu jednej z opcji dialogowych potrzebnej do pójścia dalej, gra zaliczała Freeze i jedyne co mogłem zrobić to chwyt trzech króli (ctrl + alt + del ;) ) i zamknięcie gry z menadżera zadań. Ogólnie też klimat Vegas nie specjalnie mi podszedł, ale skoro wszyscy tak zachwalali to mimo wszystko chciałem spróbować. Najbardziej męczył mnie tam bursztynowy kolor HUDa ;) Ten zielony z "trójki" bardziej mi pasował ;)
Moim zdaniem 3 części jest dobra ale widać w niej znamiona komercji. Jest w niej mniej dobrych tekstów i dialogów niż w poprzednich częściach no i kończy się dość słabo. Głowna fabuła natomiast jest trochę trywialna. Jednak przeszedłem prawie 2 razy więc to też coś znaczy ;)
Dodatek z tego co pamiętam w trójce rozwija zakończenie i czyni je ciekawszym, gdyż faktycznie w podstawce było raczej słabe. Mnie w trójce brakowało barwnych, ciekawych NPC, wszyscy byli dość nijacy. Natomiast pod tym względem akurat czwórka się mocno poprawiła i są tam na prawdę fajne NPC, na przykład mój ulubiony android detektyw Nick Valentine. :)
Fallout 1 i 2 to jedne z moich ulubionych gier! I w zasadzie mam ochotę dużą do nich wrócić. Co prawda w pierwszej części ten tykający zegar wywoływał na graczu presję, przez co nie można się było cieszyć nieograniczoną eksploracją czy po prostu marnować czas w jakimś miejscu, ale i tak mnie zwaliła z nóg. A dwójka to już ideał.
W nowe części niestety nie grałem, ale zamierzam to nadrobić :D
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
http://alternatywnemedia.pl/fallout-urok-atomowej-apokalipsy/
Tak tak dzięki kocie. ;) Dla nie zorientowanych Drax to moja xywka, której używałem w tematyce gier komputerowych. Tu na Steemit jednak wszystko dodaję pod moimi pełnymi personaliami aby wszystko było jasne. :)
I just upvoted You! (Reply "STOP" to stop automatic upvotes)
tip! 0.2 simple :)
Hi @sirq! You have received 0.2 SBD tip + 0.02 SBD @tipU from @cardboard :)