Tak subiektywnie wygląda u mnie dziesiątka ulubionych płyt z 2019 roku. Bez zbędnego przedłużania...
Ray Alder - What the Water Wants
Pierwszy solowy album ostatniego wokalisty nieodżałowanego Fates Warning (oraz innych kapel). Dużo przestrzeni, rockowy feeling, melancholia i spora dawka emocji. Bardziej metalowo zaczyna się dopiero w okolicy połowy płyty, nadal jednak jest to dość łagodne granie.
Dream Theater - Distance Over Time
A co te dziady? Cóż, nagrali bardzo udany album, chociaż przeciwników i tak nie przekona. Mamy tutaj sto procent Dream Theater w Dream Theater. A że najlepsze lata mają już za sobą? Nie szkodzi, kiedy muzyka zawarta na tej płycie daje sporo frajdy.
Flotsam and Jetsam - The End of Chaos
Dobra passa zespołu trwa od płyty o takiej samej nazwie jak zespół. Nadal jest to amerykański power metal zagrany na thrashową nutę, z emocjonalnymi melodiami i obłędnymi solówkami. A wokalista Eric A.K.chyba się nie starzeje, bo wciąż potrafi dorzucić do pieca.
Isole – Dystopia
Kolejny udany album tych szwedzkich doomowców, którzy na tym wąskim poletku potrafili wypracować sobie unikatowy styl. Melancholia odmienia się tu przez wszystkie przypadki, a Daniel Bryntse roni łzy za mikrofonem.
Monasterium - Church of Bones
Ponownie doom metal, tym razem z naszego kraju. Drugi album tej spokrewnionej z Evangelistem kapeli to prawdziwa uczta dla fanów tego gatunku. Podobnie, jak w przypadku Isole, panowie grają dość oryginalnie. Na plus wyróżniają się świetne melodie wokali oraz partie solowe.
New Model Army - From Here
Ostatnio w tych podsumowaniach niewiele się pojawia poza klasycznymi odmianami metalu, ale New Model Army to kapela, której słucham już od kilkunastu lat, a jej kolejne albumy wciąż znajdują się w mojej czołówce. Jeśli rock jest martwy, to co zrobić z tym zespołem? Panowie są żywi jak cholera, a ich muzyki nie sposób zignorować.
Risen Prophecy - Voices From the Dust
Bardzo udane połączenie power metalu i thrashu z ciekawym, mocno krzykliwym wokalem. Słychać tu dalekie echa Iced Earth, a przede wszystkim własny sposób na granie metalu. Na wyróżnienie zasługują wielowątkowe utwory, które jednak nie tracą niezbędnej energii.
Smoulder - Times of Obscene Evil and Wild Daring
Debiut Kanadyjczyków to barbarzyński heavy metal z lekkimi wpływami doomu. Całości dopełniają teksty inspirowane magią i mieczem oraz kobiecy wokal, który ma w sobie sporo pary i potrafi dobrze snuć wojownicze historie.
Tanith - In Another Time
Kolejny debiut, tym razem z U.S & A. Tanith zabiera nas w podróż do lat 70. „In Another Time” to inspirowany Blue Oyster Cult hard rock o epickim zacięciu i tajemniczej atmosferze. Do tego słuchać nieco Wishbone Ash i gotowe.
Vultures Vengeance - The Knightlore
Znów debiut, tym razem ze słonecznej Italii, jednak klimatów San Remo próżno tutaj szukać. Prędzej mrocznych opowieści rodem z rzymskiej mitologii. Panowie prezentują kompletnie inne podejście do heavy metalu, przez co ich muzyka albo zachwyca, albo irytuje. Co więcej, może robić to i to w tym samym czasie.
Congratulations @sindarin! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 6000 upvotes.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts: