Piekło i szatani! Wyspo bezludna, gdzie jesteś, bo ja przez tę bandę wyląduję w miękkim pokoju bez klamek! Wczoraj położyłam się nieprzyzwoicie wcześnie jak na mnie, mając nadzieję, że wybawione potwory dadzą pospać.
O godzinie 4:00 rano dostałam butem w łeb. Psu się skropliły uczucia, a wtedy przynosi poszczególne części garderoby. Mruczę przymilnie do „Małża”.
-Kochanie pójdziesz z psami?
Cóż miał począć – zwlókł się i poszedł. Ledwie zamknęły się za nim drzwi, rozpętało się piekło. Skoczyła na mnie kula futra miaucząc i wrzeszcząc, protestując wobec tak jawnej niesprawiedliwości. Psy poszły a on nie? Wstawaj matka – idziemy! Wyboru nie miałam.
Po powrocie położyliśmy się ponownie spać. Ledwo zamknęłam oczy - hurgot w kuchni. Kotuś gra w kapsle, a psy się posilają. Pomysłowy Ulek rozpruł worek ze śmieciami i zwalił z szafki miskę z psim makaronem. Sprzątnęłam i wróciłam do łóżka. Zanotowałam galop do sypialni. Zaczęłam zasypiać – jak coś nie pierdyknie! Skowyt seniora Tapsa. Zerwaliśmy się jak oparzeni. Ulek postanowił naprawić stojący na szafie wentylator i zrzucił go, tuż obok Tapsa. Ten, jak to histeryk, wystraszył się i rozdarł jakby go zarzynali. Ochłonęliśmy trochę, a tu zaczęła się poranna głupawka Ulka i Lakiego. Po chwili huk i obaj wpadają do pokoju. Po dźwięku jaki usłyszałam, modliłam się o strzelbę. Moje prywatne tornado wpadło na szafkę z pudełkami pełnymi koralików i innych drobiazgów do wyrobu biżuterii. Oczywiście, jak na złość, cztery z sześciu się otworzyły tworząc barwny dywan na podłodze. Wyobrażacie to sobie? Jest południe, właśnie skończyłam zbierać. Segregować skończę może koło soboty...
Kocham swoje zwierzątka... Kocham swoje zwierzątka... Kocham swoje zwierzątka...
To tylko kot...
Dla tego drania nie ma rzeczy niemożliwych. Ja się wyprowadzam!
2:30 w nocy, śpię snem sprawiedliwego, nagle zrywam się, włosy stoją mi ze strachu na całej długości.
Bombardowanie!
Szybki przebłysk - dokumenty, zwierzaki i do piwnicy! Obok siedzi półprzytomny Małż, ziewa jak hipopotam, aż mu chrupią szczęki i mamrocze:
'Śpij, to tylko Ulek" - po czym nakrywa się kołdrą na głowę i chrapie dalej. To trzeba mieć talent... To jego " śpij, to tylko Ulek " jakoś dziwnie mnie nie uspokoiło. No bo jak spać, kiedy sufit wali ci się na łeb? Wstaję szukać tej szarej cholery. Pierwszy krok rozbudził mnie do reszty, gdyż boląca „ostroga” zmaterializowała mi się w miejscu przeznaczonym na mózg. Jęknęłam sobie żałośnie i w odpowiedzi usłyszałam "mrrrrau". Oho! Gdzieś z okolicy żyrandola. Ponieważ jestem pryszczata na jedno ucho, zapalam światło. Szukam kotecka... Muszę usprawiedliwić się co do niektórych zdjęć, na których widnieje bałagan, ale w domu od roku trwa remont permanentny, przedłużający się z powodu zdiagnozowania u Małża zespołu namnażającej się wielkiej bakterii o nazwie "zaraz". Tak więc pokój przypomina skrzyżowanie magazynu z kawiarenką internetową. Ale do rzeczy. Podnoszę głowę i widzę kotecka leżącego na transporterze, na wysokości 3 metrów, a barykady mające mu to uniemożliwić, pięknie ominięte, tkwią na swoich miejscach.
-Złaź - wołam nie na żarty już wkurzona.
Kiwnął uchem na znak, że odebrał wiadomość i skontaktuje się ze mną w wolnej chwili. Machnęłam ręką i wróciłam do łóżka. Oczywiście Ulek poczekał sobie, aż dobrze zasnę, nim zdecydował się na zejście. Łomot był taki, jakby moce piekielne postanowiły wszystkie naraz opuścić bramy czeluści. Ulisiek z 3 metrów dał "hopka" na stół. Stół jak to stół, poddał się prawom fizyki i poległ na boku, strząsając z siebie
wszystko jak rasowy koń. Muszę sprawdzić, czy jeszcze nie osiwiałam do reszty przez tego szarego bandytę. Ale nie koniec na tym, o nie... O spaniu już, oczywiście, nie było mowy, więc leżałam w słodkich męczarniach i miałam ochotę kopnąć Małża za to, że beztrosko sobie śpi. Słyszę stado bawołów galopujące do kuchni. Nie minęło 5 minut - na nogi postawił mnie huk lecących garnków. Wchodzę cichutko i co widzę? Kotuś siedzi na taborecie, na głowie ma czapkę z powideł śliwkowych, które akurat tego wieczoru smażyłam, i patrzy na mnie oblizując łapę
-"Chyba trochę za słodkie były...".
Poddaję się...
Fajnie się czyta te historie o zwierzakach.
Proszę tylko, popracuj nad wyglądem tekstu. Polecam Markdown.
Spróbuję dojść, czemu tekst mi dziwaczy. Dziękuję:)
Moge Ci wyjasnic formatowanie. Odezwij sie do mnie, jesli chcesz.