Brzegiem Bałtyku PL - etap I / cz.2 / dzień 2
Etap I : Świnoujście - Jarosławiec
Cz. 2 : Kołobrzeg - Jarosławiec
Dzień 2 : 2010-07-28
Odcinek : Sianożęty - Mielno
Odległość plażą : 22,4 km
Przebyta odległość dzienna (wraz z wejściami w głąb lądu) : 26,2 km
Przebyta odległość całkowita (suma odcinków) : 184 km
Nocleg : Pole Namiotowe "Mauritius" Mielno ul. Północna 15
(GPS: N 54 15.417' E016 03.452')
Wstaliśmy ok. 8:00, to raczej wcześnie, gdyż baliśmy się, że spadnie deszcz z powodu dużego zachmurzenia. Chmury ciemniały w oczach i wiatr wyraźnie powiewać zaczynał. Pożegnaliśmy się zatem z miłym małżeństwem - właścicielami pola, wywiązała się długa i serdeczna rozmowa. Pobyt w tym miejscu zapamiętamy jako bardzo udany, oby więcej było takich miejsc jak to pole w Sianożętach i oby takich ludzi jak tu wspomnianych, przybywało na Świecie zamiast ich ubywać jak kartek w kalendarzu...
Według znanej już tradycji zakupiliśmy poranne bułki słodkie i ruszyliśmy w kierunku Sarbinowa.
Wiatr wiał coraz silniej, ale wciąż jeszcze nie padało:
Według znanej już tradycji zakupiliśmy poranne bułki słodkie i ruszyliśmy w kierunku Sarbinowa.
Wiatr wiał coraz silniej, ale wciąż jeszcze nie padało:
Szliśmy spoglądając w niebo w oczekiwaniu na zmianę pogody - a ta zmiana wydawała się nieunikniona. Perspektywa podróży w deszczu działała pobudzająco i tempo przebierania nóżkami nam raczej rosło.
Zaraz potem przeszkoda.
Rzeczka "Czerwona" wpadała sobie do morza głębszym raczej nurtem niż inne rzeczki dotychczas wpadające. Dodatkowo nazwa tej rzeczki jest bardzo trafna, gdyż kolor wody przypomina rdzę i barwi ona morską wodę jeszcze kilkaset metrów na wschód od ujścia.
Zaraz potem przeszkoda.
Rzeczka "Czerwona" wpadała sobie do morza głębszym raczej nurtem niż inne rzeczki dotychczas wpadające. Dodatkowo nazwa tej rzeczki jest bardzo trafna, gdyż kolor wody przypomina rdzę i barwi ona morską wodę jeszcze kilkaset metrów na wschód od ujścia.
Niestety podczas przeprawy przez tę niewdzięczną rzeczkę zapomniałem wcześniej zdjąć dolnego ubranka i tak oto spodenki zalała fala i mokre już potem były i podsuszyć je musiałem.
I tak oto o mokrym tyłku dotarliśmy do miejscowości Gąski, gdzie latarnię morską okupowali turyści, którzy zwiali z plaży, bo już raczej zimno było i gotowi byli odstać swoje w kolejce po bilet.
Na poniższym foto widać jedynie połowę kolejki po bilet:
W Gąskach deszcz jeszcze nie padał, było natomiast coraz zimniej i zimny ten wiatr wiał już mocno. Pierwsze krople deszczu spadły tuż przed Sarbinowem, tam gdzie w powietrzu rosło drzewo wrastając w powietrze:
Tam właśnie zaraz potem zaczęło padać na tyle regularnie, że wdzialiśmy foliowe worki, które mieliśmy na taką "awarię", słynne foliowe płaszcze przeciwdeszczowe i gdy reszta ludzi kończyła ewakuować się z plaży ku miastu, my wyruszyliśmy w ociekającą deszczem przestrzeń. Sami na plaży wyglądaliśmy dość komicznie jako takie dwa dziwaki...
W Sarbinowie lało już tak porządnie, że musieliśmy schować się w sklepie, gdzie uzupełniliśmy picie i zaczęliśmy rozmyślać jaki tu nocleg w tych warunkach zorganizować. Zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie, i tak jak onegdaj dokuczał nam historyczny upał, tak teraz było zimno, wilgotno, i nieprzerwanie bez nadziei na poprawę padał regularny deszcz.
Wszystko było mokre a i ciuchy pod płaszczami robiły się wilgotne, tak że z każdą chwilą traciliśmy chęci na nocleg w namiocie. Trudno sobie w takiej sytuacji wyobrazić wszystkie te czynności związane z lokalizacją pola, rozbijaniem namiotu na oślizgłej trawie lub błotnistej ziemi, oraz cały ten czas nieustannej walki o suchy dobytek w namiocie z Chin, który to na deszcz zdecydowanie się nie nadaje... nie mamy też pewności czy w Chinach w ogóle kiedykolwiek pada deszcz.
Doszliśmy zatem aż do Mielna licząc na cud i poprawę pogody. Ta poprawa jednak nie nastąpiła. Tutaj po wielu bezowocnych negocjacjach mających na celu zamieszkanie w czymś innym niż namiot, które to negocjacje spełzły ostatecznie na niczym a kosztowały nas wiele energii i to tej z rezerwy energetycznej - ostatecznie niejako na zasadzie przypadku osiedliśmy na małym prywatnym polu w centrum Mielna. Pole małe, ciasne a i trawa oślizgła, podgniła po ostatnich deszczach i pola używaniu. Namiot rozbijałem w strugach deszczu a ten zaczął przeciekać już po kilku minutach... a żeby na to wszystko nie patrzeć uciekliśmy "na miasto".
Wszystko było mokre a i ciuchy pod płaszczami robiły się wilgotne, tak że z każdą chwilą traciliśmy chęci na nocleg w namiocie. Trudno sobie w takiej sytuacji wyobrazić wszystkie te czynności związane z lokalizacją pola, rozbijaniem namiotu na oślizgłej trawie lub błotnistej ziemi, oraz cały ten czas nieustannej walki o suchy dobytek w namiocie z Chin, który to na deszcz zdecydowanie się nie nadaje... nie mamy też pewności czy w Chinach w ogóle kiedykolwiek pada deszcz.
Doszliśmy zatem aż do Mielna licząc na cud i poprawę pogody. Ta poprawa jednak nie nastąpiła. Tutaj po wielu bezowocnych negocjacjach mających na celu zamieszkanie w czymś innym niż namiot, które to negocjacje spełzły ostatecznie na niczym a kosztowały nas wiele energii i to tej z rezerwy energetycznej - ostatecznie niejako na zasadzie przypadku osiedliśmy na małym prywatnym polu w centrum Mielna. Pole małe, ciasne a i trawa oślizgła, podgniła po ostatnich deszczach i pola używaniu. Namiot rozbijałem w strugach deszczu a ten zaczął przeciekać już po kilku minutach... a żeby na to wszystko nie patrzeć uciekliśmy "na miasto".
Wiele się "na mieście" wydarzyło i dużo czasu upłynęło... wciąż jednak padało niezmiennie, jednostajnie...
Po powrocie, aby nie zatonąć wycieraliśmy podłogę w namiocie ręcznikiem.
Wycieraliśmy długo, z determinacją tonącego, cyklicznie wykręcając ręcznik i utwierdzając się w przekonaniu jakoby to w Chinach deszcz jednak nie pada.
Kiedy u nas przestało? Nie pamiętam... zmęczenie zwyciężyło, spaliśmy.
Kiedy u nas przestało? Nie pamiętam... zmęczenie zwyciężyło, spaliśmy.
>>> Zobacz ślad GPS
źródła:
(zdjęcia prywatne)
(tekst własny)
Dziękuję, thank you :)
Hi! I am a robot. I just upvoted you! I found similar content that readers might be interested in:
http://popiachu.blogspot.com/2010/08/