Parę dni temu wrzuciłem na Steemita posta „Workuta - Ludzie którzy przeżyli piekło” i tak pomyślałem – „A gdyby tak wrzucić wspomnienia spisane przez mojego dziadka, które znalazłem gdzieś przy porządkowaniu pokoju?”. Poradziłem się u mojego znajomego, który utwierdził mnie tylko w przekonaniu że takie rzeczy warto wrzucać na Steemita :-)
Wrzucam więc pierwszą część wspomnień Józefa Sznajdera syna Aleksandra kresowiaka urodzonego w Tarnopolu. Życzę miłej lektury :-)
„Kraina mlekiem i miodem płynącej”
Jak przed drugą wojną światową nazywano południowo-wschodnią dzielnicę Polski - Ziemia Podolska. Wojewódzkie miasto liczące około 30 000 ludzi składających się z 45% Polaków, 50% Ukraińców czyli Grekokatolików oraz z około 4,8% Żydów. Tarnopol – miasto to ma bardzo ładne położenie, gdyż leży nad rzeką zwaną Seret oraz zalewem w dzielnicy Zagrobele.
W latach 1931 była zorganizowana wielka wystawa regionalna i rolnicza na Mikulinieckiej. Tam były trzy kościoły: Parafialny, Jezuicki i Dominikański, dwie cerkwie oraz bożnica. Był tam również wielki park. Od dworca kolejowego (na którym później mieszkałem) przez kładkę nad torami schodziło się na drogę parkową. Na drodze tej tuż przed wejściem do parku z lewej strony był mały parterowy domek. W domku tym 16 marca 1923 roku przyszedłem na świat jako syn pracownika kolejowego(Aleksander Schneider) oraz mamusi Józefy Franciszki nie pracującej. W mieście tym również mieszkał przy ul. Stromej 27 ojciec ojca, a mój dziadek Wincenty Schneider pracujący w urzędzie magistrackim który miał swój domek z nie wielką parcelą owocowo-warzywną. Ja byłem już drugim dzieckiem, gdyż miałem już siostrę Aleksandrę, a pięć lat później przyszła na świat moja druga siostra którą nazwali Krystyna. Do szkoły podstawowej TSL chodziłem w Tarnopolu. Ponieważ ojciec był kolejarzem i ciągle powiększał swoje kwalifikacje, przenieśli ojca do Starego Sambora na stanowisko zawiadowcy stacji. W Starym Samborze ukończyłem szkołę podstawową. Ponieważ w tym mieście nie było gimnazjum zmuszony byłem dojeżdżać do II Gimnazjum w Samborze oddalonego o około 20 km.
W roku 1937 ojciec mój został powołany na stanowisko kontrolera gospodarki wagonowej przy Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowej we Lwowie. W związku z tym przeprowadziliśmy się do Lwowa do domów kolejowych przy ul. Gródeckiej 37. Tu chodziłem do IV gimnazjum mieszczącym się przy ul. Nikorowicza budynku przynależnego do Politechniki.
W 1939 roku na wakacje przyjechał stryj Tadeusz(ojca brat ze Francji gdzie ukończył studia i był lekarzem) Ze stryjem mile spędziliśmy czas. Byliśmy w Tarnopolu u dziadków, odwiedziliśmy krewnych w Samborze oraz zwiedziliśmy Kraków i Zakopane. Miał pozostać u nas dłużej, ale na zachodzie mówiono już wcześniej o możliwości wybuchu wojny, wiec pod koniec sierpnia opuścił Polskę wracając do Paryża.
Jestem dumny z naszego dziadka i z tego co przeżył w swoim życiu, a w szczególności, że był takim patriotom, gdyby teraz byli tacy ludzie jak on Polska byłaby piękniejsza, tęsknimy !
Vote up
Najczęściej w takich wspomnieniach nie na nic o konfliktach społecznych i narodowościowych a tych było niemało
Może tak, a może nie. Jakby było coś ważnego, to raczej ludzie by to opisali we wspomnieniach :) No tak mi się wydaje ;)
This post has received a 2.00 % upvote from @aksdwi thanks to: @fundacja.