Właśnie wróciłem od fryzjerki i zapłaciłem u niej 40 zł. Taki bardziej zakład fryzjerski niż barber.
Chwilę rozmawialiśmy o tym fachu. Ma znajomych, którzy tną facetów i ich brody za jakieś obłędne pieniądze, ale przyznaje, że właściwej pracy jest tam na pół godziny. Reszta to ściemnianie, żeby usługa wyglądała na usługę ekskluzywną. No i klienci to pracownicy korpo + adwokaci + prawnicy i na pytanie za ile się ściąłeś nie mogą odpowiedzieć 35 zł.
Fryzjerka ma dużo klientek, które przyprowadzają swoje dorosłe córki by ich portfel trochę odsapnął. Do tego zagraniczni goście przyprowadzani przez ludzi z osiedla bo u nas jest taniej niż w Niemczech czy Szwecji.
No i mówiła, że nawet używając drogich farb cena 600 zł to sroga przesada.
Tyle wrażeń z mojej terapii (fryzjera).
Powodzenia