Tak sobie myślę: Szkoda digarta.

in #polish7 years ago (edited)

Zupełnie przez przypadek wszedłem dziś rano na moją stronę na digarcie.

http://puexam.digart.pl/

Olbrzymi banner przypomniał mi, że do końca stycznia witryna zostanie zamknięta, a wszystkie dane - usunięte.

Lat temu trochę bawiłem się fotografią. Własna galeria to było coś, jednak sprawić aby ludzie specjalnie wchodzili na Twoją stronę i oglądali Twoje zdjęcia - praktycznie niemożliwe. Fajnie tworzyć w ten sposób własne portfolio i móc je w tej formie pokazywać zainteresowanym, ale dla mnie wtedy - studenta który fotografię traktuje wyłącznie jako hobby - nie było to w zasadzie potrzebne.

Dziś jest inaczej. Ale wtedy, jakieś 15 lat temu, stron na których można było się wymieniać swoją twórczością, ją komentować i na tej podstawie nawet zawierać przyjaźnie lub toczyć prywatne wojenki (a czemu by nie) - było niewiele. Witryn społecznościowych nastawionych nie tylko na publikację ale także (lub przede wszystkim) na interakcję. Królowały fora internetowe, oczywiście oparte o skrypt phpBB. Były też zalążki serwisów społecznościowych na modłę tego co znamy dziś. Jednym z nich, jeśli chodzi o artyzm był angielski https://www.deviantart.com i jego polska odmiana http://www.digart.pl

Już wtedy jedno z nieco bardziej ekscentrycznych miejsc na mapie polskiego internetu, skupiających wokół siebie ludzi próbujących swoich sił w szeroko pojętej sztuce, od pisania wierszy przez rysowanie po fotografię właśnie. Jakieś malarstwo jeszcze po drodze, grafika . W bardzo fajny i prosty (wtedy) sposób strona integrowała różne środowiska w jednym pakiecie aplikacji standaryzując skalę ocen prac i pozwalając ludziom w łatwy sposób chwalić się swoją twórczością, a z drugiej strony, tworzyła dość hermetyczne środowisko z własnymi żartami, słownictwem, stylem bycia, komentowania i niezliczonymi TWA*.

No i tam dołączyłem ja.

zarejestrowany 04.05.2004 @20:52:40

Witryna wtedy działała już jakiś czas, a ja, z moim pierwszym aparatem dodawałem moje pierwsze prace. Aby trzymać poziom strony, do profilu wolno było dodawać jedną pracę dziennie. Rodziło to więc naturalny problem - po obrobieniu zdjęć z jednego wypadu zwykle wychodziło ich kilka-kilkanaście, a tu limit. W dodatku zdjęcia były dość mocno moderowane i jeśli było ono uznane przez moderatora za słabe (obiektywnie lub subiektywnie) - było usuwane. Dość ostra polityka która pewnie wielu zniechęciła do serwisu, ale z drugiej strtony pozwalała trzymać poziom. No i patrząc dziś na zdjęcia które w profilu się uchowały stwierdzam że była i tak zbyt pobłażliwa :-)

W fotografii, najłatwiej było zostać zauważonym dodając kilka zdjęć z jednej serii, w specyficznych kolorach i poruszających nietypowy temat. Tak też zaistniałem w lokalnej, wrocławskiej społeczności digarta (czy też digartu, tak też odmieniano), dodając serię sześciu zdjęć zrobionych jesienno-zimową, wieczorową porą której głównym tematem były w wysokim kontraście wykonane zdjęcia wrocławskich, niebieskich tramwajów.


Tak się już dalej potoczyło, że na zlotach digarta które się odbywały w tamtych latach byłem "tym od tramwajów" - chociaż na 100% byli tacy którzy ten wątek poruszali znacznie częściej - ja do tematu chyba już nie wracałem, ani nigdy fotograficznie komunikacja miejska nie była moim obiektem zainteresowań.

Aha, no tak, zloty. Było kilka zlotów digarta w których brałem udział, głównie we Wrocławiu, ale nie tylko. Szczególnie te zamiejscowe były dobrym pretekstem do umówienia spotkania z kimś kogo prace się lubiało czy po prostu z kim się ciekawie komunikowało przez digart. Bo w pakiecie standardowo było forum z którego nadzbyt często nie korzystałem.
Ale był też szout, czyli czat dostępny ze strony www. To było państwo w państwie. Codzienne dyskusje do późnych godzin nocnych, pomimo że następnego dnia rano była szkoła/studia/praca/cokolwiek, w tematy tak różne jak różne bywa życie, od tego że ktoś sobie kupił nowy aparat i myśli że teraz to się nauczy robić zdjęcia, poprzez przeklinanie administracji za kolejną usuniętą pracę czy ban na jakiś okres czasu, po ogólne komentowanie czyjejś twórczości. I - to co chyba stanowiło serce szouta, czyli plotki. Poznawanie innych ludzi, małżeństwa, zdrady i romanse, każdy miał tu jakiś cel i każdy coś znaczył. Chociaż byli ci znani, stali bywalcy, wręcz samozwańczy lub naznaczeni moderatorzy tego czata, i ci którzy przez przypadek kliknęli w tę część strony. Po pierwszej dyskusji albo zostawali z nami na dłużej, albo już nigdy ponownie tam nie wchodzili. Nikomu niczego nie było nie żal, chociaż każdy tam przeżywał małe zawody i swoje sukcesy, a ludzie żyli innymi ludźmi. Klub ludzi pozytywnie zakręconych.
Ostatecznie, po pewnym czasie (już przestałem być stałym bywalcem) funkcjonalność szouta została usunięta. Powodów nie znam, prawdopodobnie w związku z rozrostem serwisu nie był w stanie poprawnie obsłużyć takiej ilości użytkowników, nie był też główną funkcjonalnością serwisu, więc...
Myślę, że szout to trochę archetyp wykopowego Mikrobloga. Szkoda że na digarcie to nie dryfowało w tą stronę, a zostało po prostu ucięte.

System ocen jaki był na digarcie to osobna bajka. Kilkustopniowa skala ocen która była przeliczana i ostatecznie uśredniana jako satysfakcja i prezentowana w skali procentowej 0-100. Oceny zwykle były wystawiane surowo i mieć satysfakcję jakiegoś zdjęcia na poziomie 80-90% to było coś. Ale oczywiście inną sprawą były naturalne walki z tymi którzy zaszli za skórę na obniżanie ocen - i odwzajemnianie pozytywnych ocen, coś jak dzisiejsze "lajk za lajk", "komć za komć", "sub za sub", itp. No i dyskusja z moderatorami którzy potrafili usunąć po dniu prace mające 90% satysfakcji bez komentarza. Skandal!
O ocenach na digarcie możnaby napisać osobny artykuł, prace nad systemem zajmowały administracji długo a modyfikacje zwykle były weryfikowane przez społeczność jako negatywne. Po nastaniu ery facebooka (gdzie nie ma guzika "don't like") można zaznaczyć tylko "podoba mi się", co zniweczyło wszelkie próby wypracowania sprawiedliwego systemu oceny prac przez innych użytkowników. A myślę że to właśnie oceny stanowiły o wyjątkowości serwisu.
Aby nie wyszła straszna ściana tekstu wklejam dwa zdjęcia które według bieżącego systemu oceniania są moimi najlepszymi pracami. Nie zgadzam się z tym.


No i jestem tutaj gdzie jestem.

ostatnio na stronie: online

O dziwo pamiętałem hasło. Zalogowałem się. Odczytałem te kilka wiadomości które przez ostatnie kilka lat mojej nieobecności do mnie zostały wysłane. Nie odpisałem, serwis i tak zostanie zamknięty za kilka dni a te osoby są też nieaktywne od słusznego już czasu. Zobaczyłem na listę obserwowanych przeze mnie użytkowników. Jedna osoba publikowała prace do połowy 2016, dwie do 2014-2015. Jedna, może nawet dwie zmiany pokoleniowe się w serwisie dokonały. Strona się nie zmieniała, nie podążała za duchem czasu, nie oferowała nowości, a w porównaniu z dzisiejszymi serwisami takimi jak instagram wymagała bycia przynajmniej w miarę dobrym i nieustannego rozwoju, pozostając bardziej skomplikowanym tworem. Wydaje mi się, że zakup serwisu przez onet był pierwszym gwoździem do trumny, a jednocześnie najlepszą decyzją szefostwa digartu które chyba nie miało już dalej pomysłu na to jak rozwijać serwis. Powstał digart lajt czyli jakiś protoplasta instagrama, została dodana kategoria 'mobile', jednak z dzisiejszej perspektywy śmiało można skomentować, że dokonane zmiany były zdecydowanie za małe. Digart stał się serwisem "w rozkroku", z jednej strony chcąc zachować stosunkowo wysoki poziom prac które się tam pojawiały, z drugiej kierunek nowego biznesu miał być jasny: mainstream.

Szkoda mi trochę digarta. Ale nie on pierwszy i nie ostatni, były i będą inne platformy do dyskusji nad sztuką, jakakolwiek by ona nie była. Brakuje tylko wsparcia ze strony deweloperów aby można było łatwo całą swoją zawartość serwisu po prostu wziąć ze sobą. I za 40 lat do tego wrócić.
Nicki tych wszystkich ludzi mógłbym tutaj wylistować. Ale zamiast tego wyślę do nich wiadomość. Po -nastu latach. Ciekawe czy ktoś zauważy!

Bo, wiecie co, trochę nostalgia. #taksobiemysle że spędzone godziny, dni, miesiące, lata w serwisie miały wpływ na definicję mnie jako człowieka. Nie tylko jako artystę (którym nie jestem) czy fotografa (świadomego, ale jednak amatora), ale człowieka. Przyjaźnie, miłości, znajomości, chociaż nigdy nie okazały się być kluczowymi to w pewnym etapie były ważne, a nauka wyniesiona z tej aktywności będzie ze mną na całe życie.

I za to Ci, digusiu, dziękuję.

* TWA - Towarzystwo Wzajemniej Adoracji. Zwykle grupka osób skupiająca się wokół jednej kategorii na digarcie, które zawsze sobie przyznawały najwyższe oceny dla wystawianych prac i przez to decydowały czy inne osoby wystawiające prace w kategorii są również mile widziane czy też nie.

Sort:  

Nie wiedzialem ze zamykaja digart! Sam wiele lat wrzucalem tam rysunki - tak gdzies do ok. 2012 roku. Musze sobie pozgrywac prace...