Źródło: Pixabay
Miałam takie, a mooooże sobie coś napiszę? Albo i nie? Nie wiem, fajnie byłoby jednak coś zapostować raz na ten mityczny ruski rok. Tylko kiedy już siadałam ze świadomością wolnego czasu, że nic się nie pali, to żadne słowa nie przychodziły. Ani tematu, ani konceptu, szkicu, absolutnie nic. Wzruszałam ramionami zrzucając na świadomość, że na wszystko brakuje mi ostatnio czasu i kiedy wreszcie trochę się znalazło to jednak nie potrafię tego wykorzystać. Wracałam do swoich małych światów dłubać to samo co każdego dnia.
Dzisiaj też taki zwykły dzień. W pracy dużo luzu, mało zadań, właściwie od rana kolejka pusta i sporadycznie coś do niej wpada. No idealnie, szybki prysznic przed przyjazdem kuriera co by go nie przywitać w mojej ulubionej bluzie. Zamówiłam sobie zakupy z Barbory, która się zamyka i sporo rzeczy jest na promocji (no i jak miałabym sobie odmówić Haagenów na promocji?! NO JAK?!). Dlatego skoro wiedziałam, że za niedługo ma wpaść człowiek z dostawą, to ogarnęłam się i tak spokojnie suszyłam po prysznicu, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Patrzę na telefon, żadnego połączenia, żadnego sms że dostawa w drodze, nic. Myślę sobie, że może się przesłyszałam bo akurat wiertarka skutecznie gwałciła mi uszy, ale jednak nie daje mi to spokoju. Na szybko ubieram się w to co miałam pod ręką i idę do drzwi. Najbardziej nieznośna czynność, naprawdę nie znoszę kiedy ktoś narusza moją strefę. Otwieram drzwi i widzę jak sąsiadka puka po kolejnych drzwiach na klatce. Miałam serdeczną ochotę wrócić do siebie i machnąć na to ręką, ale już myślę - ubrałam się to chociaż zapytam o co chodzi, może jej cukru brakuje czy coś?
Pyta się mnie czy wiem kto tak wierci, bo ona wytrzymać już nie może. Podzieliłam się przypuszczeniami, że nad nami prawdopodobnie trwa remont adaptacyjny mieszkania, bo jak się wprowadzałam to właścicielka mówiła, że nad tym mieszkaniem nikogo nie ma, więc spokój i cisza. Stąd założyłam, że ktoś się wprowadza i się zaczyna wiercenie, borowanie i cały ten remontowy cyrk z hałasem. Będzie trzeba to po prostu wytrzymać, urok życia w bloku. Sąsiadka (która jest mocno starszą panią - trzyma się gorzej od mojej przeszło 70-letniej babci), mówi że jest za głośno, że nie ma gdzie uciec przed hałasem (w tym momencie znowu usłyszałyśmy borowanie dobiegające z piętra wyżej). Poprosiła żebym sprawdziła czy u niej mocniej to słychać (wychyliłam się lekko do niej i tak, było jeszcze gorzej niż u mnie). Stwierdziła także, że czuje się samotna i że mogę do niej nawet teraz wpaść na chwilę. Musiałam odmówić, bo... Siedzę w pracy (zdalnej). Ponowiła zaproszenie, tym razem po pracy (niestety, ale dzisiaj mam plany i pracę-po-pracy).
Zapytałam o córkę, bo nie ukrywam, zawsze słyszę jak przychodzi i jest praktycznie codziennie lub co drugi dzień, więc dzisiaj też powinna wpaść. Starsza pani potwierdziła, że przyjdzie ale nie wie czy wytrzyma do tego czasu. Wiem też, że ta córka nie siedzi u niej cały dzień/popołudnie tylko raczej to wizyta tak do godziny. Nie wcinam się, gdybym była na miejscu córki to wątpię żebym była tak często. Wiem też, że czasami wpada wnuczka, więc to nie jest tak, że ta starsza pani jest totalnie zapomniana przez wszystkich. Z resztą, jak mieliśmy w bloku odcięty gaz to córka wpadła żeby zabrać matkę do siebie na ciepłą kąpiel chociaż ta stawiała opory i nigdzie nie chciała wychodzić. Finalnie dała się wyprowadzić, ale schodzenie po schodach półpiętra sprawiało jej kłopot.
Na koniec jeszcze raz zaprosiła mnie do siebie, że jeśli będę mieć czas to żebym wpadła. Podziękowałam i wróciłyśmy do swoich mieszkań, mnie wciąż czeka kilka godzin siedzenia w robocie.
Po prostu zrobiło mi się przykro słuchając tego wszystkiego. Czułam bijącą od niej samotność, a teraz siedzę trochę z moralniakiem. Nie ukrywam, ogólnie mam serdecznie gdzieś jeśli chodzi o to co dzieje się za ścianami - nie słyszę żadnych akcji pokroju patologii, krzyków dzieci czy dorosłych, więc siedzę w swoim mieszkaniu, nie przejmując się innymi. To się raczej nie zmieni. Wróciły do mnie przemyślenia z czasów kiedy udzielałam się w wolontariacie w hospicjum, gdzie przez godzinę w tygodniu siedzieliśmy z osobami w podobnym lub gorszym stanie. Część była umiarkowanie samodzielna, część była zależna od innych. Wszyscy mówili dokładnie to samo, że chcieliby zobaczyć się z krewnymi, że od dawna z nikim nie mają kontaktu. Nie wnikam jaka była ich historia, możliwe że coś się stało, że znaleźli się w takim, a nie innym miejscu. Widziałam ich w tamtej konkretnej chwili i widziałam jak cierpią, było mi ich szkoda, zwyczajnie po ludzku szkoda.
Podobnie kiedy rozmawiałam z sąsiadką, chociaż ją wciąż ktoś regularnie odwiedza. Wciąż nie wiem czy odważę się do niej zapukać któregoś dnia, bo mam pewne złe wspomnienia z prób bycia dobrym człowiekiem i jak dostawałam z liścia od życia za to. Wiem natomiast, że jak będzie mi tylko przykro, to w sumie co to zmienia? Wtedy równie dobrze mogłabym machnąć na to ręką.
Samotność straszna sprawa. Najgorzej jak spada mobilność i odcina Cię od świata.
Nom, póki możesz jeszcze gdzieś wyjść to pół biedy, ale jak ledwo chodzisz to już jest naprawdę źle
Hello osavi!
It's nice to let you know that your article will take 9th place.
Your post is among 15 Best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by szejq
You receive 🎖 0.6 unique LUBEST tokens as a reward. You can support Lu world and your curator, then he and you will receive 10x more of the winning token. There is a buyout offer waiting for him on the stock exchange. All you need to do is reblog Daily Report 225 with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by szejq
STOP
or to resume write a wordSTART