Widziałem Polar! W dużym skrócie – Fuck you, it's January!
Styczeń zbiera swoje żniwo, również na Netflixie. Czas zrzucania marnych premier, o których wiadomo, że nie da się ich sprzedać trzyma się mocno. Tym razem porażkę przyniósł Mads Mikkelsen, który robi wszystko, by film w którym zagrał miał w sobie choć minimum wartości. I, co nie powinno dziwić, jest jedynym, co w filmie dobre. Ale niestety nie był dość dobry, by uratować tę kaszanę.
Mikkelsen gra seryjnego mordercę, który przechodzi na emeryturę, ale jego dawny szef nie da mu spokoju. Słyszeliście kiedyś coś podobnego? Tak! Ale spokojnie, Polar znalazł sposób, by wziąć ten banalny pomysł i... zjebać go kompletnie. Moment. ee. No więc, nasz zły szef chce zabić Madsa, bo inaczej będzie musiał wypłacić mu fundusz emerytalny! Nawet nie wiem, jaki żart o tym napisać. Gang seryjnych morderców ma plan emerytalny. I to całkiem niezły, bo mogą przejść na emeryturę po pięćdziesiątce. Sam bym pozabijał. Film poważnie traktuje to jak wyścig z czasem – jak złemu nie uda się zabić Madsa, no to będzie musiał wypłacić ten fundusz, przecież była umowa!Madsa zabić próbuje koszmarna ekipa dziwnych ludzi, którzy chyba mieli być zabawni. Jest sobie scena, w której typ próbuje kogoś udusić, ale ten ktoś jest gruby, więc nie może. I to jest żart. Albo zabijają Johnny'ego Knoxville'a, ale mu nadal widać namiot w spodniach, bo przed śmiercią uprawiał seks oralny. To też jest żart. heh. Ich istnienie to największy znak zapytania całego filmu.
Bo Polar to nie jest jednym filmem. To dwa, zupełnie różne od siebie filmy, każdy ze swoimi problemami, które zostały zderzone w jeden niezrozumiały, męczący i rozchwiany emocjonalnie bałagan. Mads, razem z Vannesą Hidgens, która też tu jest, są w jednym filmie. Poważnym, emocjonalnym kinie zemsty, w którym dwie różne od siebie osoby zbliżają się do siebie i z czasem uczą się od siebie nawzajem. To ten lepszy, choć wziąć niezbyt udany film. Gdy dochodzi do smutnych monologów Hudgens, nie da się zrobić nic poza wzdechem, bo słyszy się to już po raz setny. Jej postać nie ma żadnej głębi, a jej reakcje są wyolbrzymione. Jej trauma to jedyna część charakteru jaką posiada, jest chodzącym smutkiem bez celu ponad wpłynięcie na postać Mikkelsena. Mikkelsen spotyka ją i robi wszystko to, co postać filmowa zrobi w takiej sytuacji. Z początku ją ignoruje, by później lepiej poznać, przez co źli ludzie wezmą ją za cel. Reszty nie muszę pisać, wiecie co się stanie.
Drugi film to groteskowa komedia akcji. W niej żyją wspomniani już dziwni mordercy i główny czarny charakter. Matt Lucas nosi jaskrawe garnitury, ma wyuczony maniakalny śmiech i wali pięścią w stół, gdy dzieje się coś złego. W tym filmie możemy zobaczyć dużo żenującego humoru i jeszcze więcej zbliżeń na kobiece tyłki. Nie mam pojęcia jak te skrajnie odmienne stylistyki połączyło się w jedno. Może jakiś stażysta biegł z kilkoma scenariuszami w ręku, przewrócił się i wszystkie kartki w śmieszny sposób powypadały mu z rąk. Pewnie brała w tym udział skórka od banana. Bardzo możliwe.
Polar jest dobijany pod powierzchnię lodu przez swoje zdjęcia – to koszmarnie brzydki film. Nie tak zwyczajnie kiepsko nakręcony, jest tak brzydki, że oglądając go odruchowo odwraca się od ekranu. Polar ma tak podkręconą kolorystykę, że wygląda jak koncert Katy Perry w fabryce czekolady Willego Wonki. I to Wonki od Deppa. Nie można też liczyć na sceny akcji, które o ile są brutalne, to mają koszmarny montaż, przez który nie widać, co się dzieje. Do tego walka ma kiepską choreografię i Mads powtarza podobne ruchy z każdym przeciwnikiem – tylu złamanych nóg dawno nie widziałem.
No słabo strasznie. W tym roku wychodzą dwa filmy, w których Mads Mikkelsen siedzi w chłodnym klimacie - Polar i Arktyka. Polar jest tym, który lepiej ominąć. Jakby nie było dość zimna.
Jak ktoś ma ochotę, może sprawdzić moje IMDB (są tam znajomi?) - Oceny luźne mocno, nie bijcie mnie
A tu mój mały kanał na Youtube
Widziałam wczoraj - uwielbiam Madsa, kino akcji, trudne emocje, czarny humor, groteskę, absurd, ale z wielkim trudem przebrnęłam przez to "coś"... Nie wiem dlaczego - składniki były dobre, ale chyba proporcje nie te. Wyszła bezładna, obrzydliwa mieszanina, film przekroczył granicę poza którą kicz pozostaje już tylko kiczem. I nawet Mads był jakiś taki nieautentyczny, jakby go ktoś na siłę zaciągnął na plan i kazał grać... Straszna męka.
Mimo promocji "dwa filmy w jednym" - odmówię.
Ale ten tekst czytało mi się bardzo dobrze :)