W dużym skrócie - Film przyjemny, choć robiony od linijki
Zmieniło się trochę od pierwszego Creeda. Film zdawał się być wielkim skokiem na kasę, choć miał obiecującego reżysera i aktora, których kariery szły w dobrym kierunku po stacji Fruitvale. Teraz Michael B. Jordan jest jedną z największych gwiazd swojego pokolenia, a Ryan Coogler zajął się reżyserią Czarnej Pantery, która zarobiła chyba wszystkie pieniądze jakie kiedykolwiek powstały. Z zbędnego zdawało się pomysłu wyszła aktorska nominacja dla Sylwestra Stallone'a, na którą zresztą zasłużył i powinien dostać tę statuetkę. Ale to nie wypada, Stallone z Oscarem. Akademia jest poważna i daje nagrody dla Legionu Samobójców. Jak tu teraz zrobić sequel, żeby utrzymać poziom nie tylko oryginału, ale i samego Rocky'ego sprzed 40 lat? Ja nie wiem. Film też tego nie wie.
Creed 2 nie bawi się w głupie gierki i od razu wrzuca za przeciwnika syna Ivana Drago – Viktora, granego przez górę mięśni znaną pod nazwiskiem Florian Munteanu. Tym razem bierze sprawę na poważnie, bez dziwnego robota, który z jakiegoś powodu pojawił się w czwartej części Rocky'ego. Sam Dolph Lundgren również powraca i okazuje się nawet, że potrafi grać, o czym wcześniej nie wiedziałem. Viktor Drago to potężny przeciwnik, z żelaznym skupieniem na jednej rzeczy - wygraniu walki z Adonisem Creedem. W przeciwieństwie do stanowczo zbyt wielu filmów, naprawdę nie ma się pojęcia, kto wygra walkę. Znacznie mniej czasu poświęcono Rocky'emu. W zasadzie to nie ma nic konkretnego do zrobienia poza rzucaniem kolejnych monologów o tym, jak trudny jest boks i podpowiedzi, by trzymał ręce wysoko i kontrował prawą. Jest mądrym dziadkiem i nikim ponadto.
Pora na kilka słów o walce, w końcu po to idzie się do kina. Jest dobrze, ale nie bez problemów. Przede wszystkim, walka wyraźnie odbywa się na zielonym tle, bo wypełnienie faktycznego stadiony statystami byłoby znacznie droższe. Walki powstały tak samo w pierwszym filmie, ale tam nie było to tak wyraźnie widoczne. Choreografia walk jest naprawdę dobra, kolejne serie ciosów mają potężną siłę, zadbano o dobrą mieszankę uników, uderzeń i przechylania się szal zwycięstwa. Niepotrzebnie użyto spowolnienia w kilku miejscach, co zwyczajnie obniża siłę ciosu i wyrzuca z akcji.
Największy problem filmu nie stoi w pokazaniu walki. Jego struktura jest porażająco schematyczna. Creed wygląda jakby powstał jako wypracowanie na podstawie podręcznika o pisaniu scenariuszy. Punkt po punkcie, kolejne sceny przechodzą przez schemat. Jest to tak skrajnie widoczne, że przechodzi wszelkie normy i znowu zaskakuje, bo trudno uwierzyć, że może powstać coś tak oczywistego. Sama realizacja tych oczywistości jest udana, ale trudno jest zapomnieć o jego prostocie.
Creed 2 to film, na który warto zabrać stereotypowego tatę. Takiego, który widząc filmy superbohaterskie mamrocze, że to głupocie i nie ma sensu i w ogóle teraz to same głupoty pokazują. Tacie się spodoba. To przyjemny, prosty film, który niczym, nie zaskoczy, ale i niczym nie odrzuci. I nic ponadto.
Swego czasu nagrałem na moim kanale film o Rockym i tym, jak Sylwester Stallone wykreował tę postać. Poniżej link, a jutro lub nieco później pojawi się wersja tekstowa dla tych, którzy wolą czytać.
Jak ktoś ma ochotę, może sprawdzić moje IMDB (są tam znajomi?) - Oceny luźne mocno, nie bijcie mnie
A tu mój mały kanał na Youtube
Obijanie mord na ekranie zawsze spoko :) Mam w planie zobaczyć, ale najpierw chciałbym wszystkie poprzednie części nadrobić.