#41 Tam gdzie diabeł mówi "Szczęść Boże" - Rozdział 5

in #polish3 days ago (edited)

Mijały jednak dni. Gdy nadszedł osiemdziesiąty z nich, pełno-objawowa choroba sięga swoich szczytów. Dołączyłem do sekty. Albo przynajmniej tak to wyglądało. Otrzymałem informację o godzinie i miejscu. Przyszedłem. Zaczęli przychodzić nieznani mi ludzie, ale patrząc po sobie, wiedzieliśmy że szukamy tego samego. Z zaduchu letniego późnego popołudnia zeszliśmy do kamiennego chłodu krypty. Na ścianach nieodczytywalne wyrazy, posągi. A w centrum leży kamienny, ważący setki kilogramów, sarkofag, pełen kości. Nikt już nie pamięta, od kiedy dokładnie tam leżą. Ustawiliśmy się w kręgu, i dostaliśmy do ręki tekst pieśni. A następnie, pod przewodnictwem jednego z nieznajomych, zaczęliśmy śpiewać w języku który, tak jak te kości, umarł.

Poeta mógłby chcieć ująć to w piękne słowa, mówiąc o języku, o którym Bóg zapomniał. Tylko że wtedy myliłby się strasznie. To jeden Bóg nie zapomniał o tym języku, Bóg go zna bardzo dobrze. To my zapomnieliśmy o języku, który Bóg rozumie i zna na wylot. Tak jak zna każdy język – jednak mało który język ewoluował po to żeby oddawać Mu chwałę. Jak zauważył Leibniz, łacina to lingua universalis et durabilis ad posteritatem, język który przekroczył granice czasu i przestrzeni. Język w którym tworzyli Cyceron, Augustyn, Newton. Lubię myśleć, że Bóg ma do niej sentyment. Jest coś pięknego i nostalgicznego w jej brzmieniu, skomplikowanej gramatyce, i różnorakim tradycjom wymowy.

Jednak to nie od samego języka przechodzą mnie ciarki. Słyszę przecież słowa pieśni: „Ultreia et Suseia”. Słowa, którymi od wieków pozdrawiają się ci którzy wędrują tym szlakiem, pielgrzymi, wędrowcy, pokutnicy. Słowa te znaczą: „w górę, naprzód”. W normalnych warunkach służą zachęceniu się wzajemnie do wytrwania w postanowieniu i podjęciu dalszej drogi - symboliczne „powstań i idź”. Obecnie o wiele częstsze jest życzenie sobie dobrej drogi, delikatnie brzmiące buen Camino. Rozumiem taką potrzebę, jednak do mnie o wiele bardziej przemawiają twarde głoski wzywające do wewnętrznej mobilizacji. Nie ma co się ociągać, trzeba wstać i iść.

Ale w tej konkretnej sytuacji czuję, że nie są one na miejscu. Stoimy przecież w kręgu nad kośćmi, i wyśpiewujemy po raz kolejny „Wstań, idź”. Tak jakbyśmy próbowali wybudzić je ze snu. Wyschnięte kości czekają jednak na prawdziwego proroka, i mimo uporu naszych słów, nie chcą się podnieść. Wieko sarkofagu nie spada, nie przesuwa się nawet odrobinę. Pojawia się w głowie wątpliwość: może śpiewamy do nieodpowiedniego trupa? Przecież to nie te kości w sarkofagu potrzebują pieśni. Są przecież tylko doczesnymi szczątkami Eutropiusza, a ten przecież żyje. Jest przecież świętym katolickim – co zgodnie z dogmatami wiary oznacza, że żyje dalej, w Niebie, w pełnej jedności z Bogiem. Żyje tak realnie jak i my, można z nim zawsze porozmawiać. Nocą można przecież usłyszeć, jak delikatnie stąpając, wspina się po schodach kościoła, aby na organach zagrać arie niesłyszane na ziemi. Jak wielu jemu podobnych, żyje przecież bardziej. On już powstał, poszedł, i zaszedł tam gdzie zmierzał. Po cóż mu więc ta pieśń?

I tak powoli rodzi się w nas przekonanie. To nie chodzi o niego, ani o jego szczątki. Chodzi o nas, stojących nad tym sarkofagiem. Zmęczeni po całym dniu wędrówki. Pełni niepokojów życia codziennego, zatroskani o jutro, o rzeczy na które nie mamy wpływu, myślami błądzimy wśród prognozy pogody, wiadomości z frontu, alarmów pożarowych. To my nie-żyjemy. To my jesteśmy (jeszcze)-nie-umarłymi. Jak zombie, codziennie przesuwamy nogę za nogą, idąc i idąc. Jak zagubieni,

I wtedy, jak przypadkowy impuls, dociera do mnie. To te kości. To Eutropiusz, ten który od dawna więcej-niż-żyje, śpiewa do Ciebie słowa, które wydobywają się z Twoich ust. To on Ci śpiewa: „powstań i idź”. To Ty jesteś trupem, który ma powstać. W języku, którego nie używają żyjący tu i teraz – w języku żyjących bardziej. Wstań więc, i idź. W górę i w przód. W górę i w przód. Ultreia et suseia. Wchodząc na ścieżkę, która przekracza śmierć. I wtedy właśnie odkrywasz kolejne znaczenie słów poety: idź, bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek. Bądź wierny, idź.

R5.jpg

Poprzednio

Spis treści:
#26 TGDMSB - Rozdział 1
#30 TGDMSB - Rozdział 2
#39 TGDMSB - Część I Naznaczony - Rozdział 3
#40 TGDMSB - Rozdział 4