Czy trzy dni to dużo? Jedni mówią że tak - trzy dni postu o chlebie i wodzie, czy chociażby trzy dni czekania na wyniki badań, nie mogąc ruszyć się z łóżka, potrafią dłużyć się niezmiernie. Inni mówią że nie - cóż to są trzy dni w obliczu eonów, w obliczu czasu który kruszy planety i wygasza gwiazdy. Dla mnie, trzy dni są w sam raz, szczególnie jeżeli chodzi o wycieczkę. Nie jest to wypad jednodniowy, który skończy się zanim na dobre się zacznie. Nie jest to też dwutygodniowy urlop, który zmienia myślenie na wakacyjne.
Trzy dni, idealne na poznanie Szkocji od kolejnej strony.
Przedstawiłem już Wam Glasgow: Provand's Lordship, katedrę jak i nekropolię. Odwiedziliśmy też Holyrood Palace. Czas więc na kalejdoskop - wszystkie inne impresje, które nie zmieściły się w wymienionych pakietach.
Przywitanie
Początek zwiedzania Glasgow uderzył mnie drobnostkami. Jedna mewa siedząca na głowie pomniku, i pięć gołębi skulonych na ramionach i karku. Definitywnie to ona była przywódcą stada. Gołębie były co najmniej o połowę mniejsze. Możliwe ze gdyby zsumować wagę wszystkich pięciu, przekroczyłyby masę tej mewy. Ale nawet tego nie byłem pewien.
Podobnie jak nie zrozumiałem fenomenu znaku drogowego na głowie. Odruchowa wręcz myśl powinszowała komuś imprezy. Zaraz po tym przypomniałem o zwyczaju psotnej nocy - ale nie pasował mi termin. Zauważyłem gdzieś później pocztówki z tym posągiem, i dopiero wtedy zrozumiałem że to nie był jednorazowy akt wandalizmu. Cóż, możliwe że potrzeba kolejnej wizyty (lub przeklikania wyszukiwarki). Możliwe że poznałbym odpowiedź w mniej niż minutę. Zostawiam sobie jednak tą zagadkę, aż sama się rozwiąże. Zwykle tak to działa - takie rzeczy dzieją się same z siebie.
Glasgow posiada też sporo murali. Co ciekawe, ma na nie sporo miejsca - wiele budynków jest zbudowana przemysłowo, wielopiętrowo (ktoś mógłby powiedzieć, że architektura miasta jest bardziej nowoczesna). Ostatecznie, z jakiegoś powodu zrobiłem zdjęcia tylko jednego - pierwszego który rzucił mi się w oczy. Kolejne umknęły w natłoku zdarzeń.
Czas
Obecne teorie fizyczne mówią nam, że czas może płynąć różnie w różnych miejscach, w różnych sytuacjach. Nie chodzi tutaj tylko o postrzeganie upływu czasu (co raczej można wyjaśnić sprzężeniem zwrotnym, biologią i psychologią), a samą naturą wszechświata. Poznawanie czasu jest drogą do poznania prawdy o wszechświecie - dlatego też cieszy mnie poznawanie, w jaki sposób o czasie myślą inni.
W Glasgow udało się to wyśmienicie, gdyż spotkaliśmy zegar słoneczny. Zegar spoglądał na nas przyjaźnie, podczas gdy my staraliśmy się poznać co nam mówi. Obserwował nas, podczas gdy my czytaliśmy jego historię.
Zegar wskazuje także czas w inny sposób - poprzez emblematy i herby, które są wpisane w jego podstawę. Oczywiście głównym herbem jest herb miasta, który jest zwykle opisywany przez rymowankę:
There’s the tree that never grew,
There’s the bird that never flew,
There’s the fish that never swam,
There’s the bell that never rang.
W wolnym autorskim tłumaczeniu, polska wersja rymowanki mogłaby brzmieć tak:
Jest tam drzewo, które nigdy nie wyrosło
Ptak, który nigdy nie poleciał
Ryba, która nigdy nie pływała
Dzwon, która nigdy nie zaśpiewał
Każdy z wersów opisuje inną historię z życia założyciela miasta, Św. Kentigerna aka Mungo. Drzewo odnosi się do historii, w której Mungo jako dziecko w czasie pilnowania ognia, zasnął. Inni chłopcy, chcąc mu dokuczyć, zagasili ogień. Gdy Mungo obudził się i zobaczył że ogień nie płonie, urwał zamarznięte gałęzie z drzewa i pomodlił się nad nimi - a te zapłonęły, przywracając ogień.
Jeszcze jako nastolatek, przed przybyciem do Szkocji, miał przywrócić do życia ptaka (rudzika), ukochanego zwierzaka św. Serfa, nauczyciela Mungo. I ptak, który nigdy nie poleciał, wrócił do życia.
Trzeci wers odnosi się do najbardziej zagmatwanej historii: Król podarował swojej żonie złoty pierścień, ona przekazała go rycerzowi (możliwe że kochankowi - legendy są niespójne), a ten, fajtłapa, od razu go zgubił. Król zażądał od królowej by pokazała mu pierścień, grożąc nawet śmiercią w przypadku jego braku. Rycerz zwierzył się św. Mungo, który w reakcji na to wysłał mnicha na ryby. Mnich rybę złapał i wrócił. Gdy ją otworzono, znaleziono w niej dokładnie ten złoty pierścień. A król i królowa żyli długo i szczęśliwie (według legend, oczywiście). Królem miał być Rydderach Hael, władający królestwem Strathclyde, jednego z królestw średniowiecznej Szkocji. Jego żona podobno zwała się Langeoreth.
Ostatni wers odnosi się do dzwonka - symbolu silnie związanego z Glasgow. Niektórzy mówią, że to sam papież podarował św. Mungo dzwon. Po ponad czternastu wiekach ciężko to stwierdzić. Pierwszy rektor Glasgow był zamieszany w incydent, w którym dzwon stracił swoje serce - i już nie zadzwonił. Dopiero po prawie 200 latach miasto zakupiło zastępczy dzwon.
Sam zegar zdobią także inne herby, nawiązujące mniej lub bardziej do herbu miasta. Dwa które udało mi się zidentyfikować, to herby cechu metalurgów i zawodów pokrewnych, oraz cechu kamieniarzy i murarzy.
Jedyny z herbów, którego nie udało mi się przypisać żadnej z frakcji, zawierał dwa z czterech symboli obecnych w herbie Glasgow, a także posiadał dwa dodatkowe elementy: dwie książki, oraz mur. Czy w jakikolwiek sposób chodziło o wiedzę? Czy mur mógł oznaczać mury miejskie? Murarze jednak mieli już swój herb - musiała być to więc jakaś inna gildia.
Miejsca
Przestrzeń kreuje myślenie. Daje też pewne poczucie (nie)rzeczywistości. Rozpoznaję czy moje różne sny działy się w tym samym miejscu, przez sposób w jaki postrzegam geometrię. Czasem zdarzają się osobne sny, które dzieją się w różnych miejscach, mają osobne historie, ale łączą je... ściany. I to w jaki sposób czuję się w pomieszczeniach. Kształt miejsca pozwala mi się odnaleźć.
I w Glasgow zadziałało to samo, chociaż na większą skalę. Miasto jest na dość silnie zarysowanych wzgórzach, przez co idąc do kawiarni, czy po prostu zwiedzając okolicę, trzeba pokonać jakieś wzniesienie. Z drugiej strony, jest sporo przestrzeni, czuć że nie próbowano robić patodeweloperki i zmieścić się ze wszystkim w centrum "żeby było blisko". Budownictwo o wiele mniej historyczne, a bardziej biznesowe i przemysłowe od Edynburga. Ostatecznie to tak jakby zmiksować Krynicę Zdrój, Warszawę i Łódź. I mamy Glasgow.
Drobnostki dnia ostatniego
Ostatni dzień lipca przeżyliśmy trochę w nieładzie. Chcieliśmy odwiedzić kampus uniwersytecki, ale autobus... po prostu ominął przystanek. Czekania na kolejny było na tyle długo, że zdecydowaliśmy się po prostu przejść zrobić coś innego. Spędziliśmy chwilę nad rzeką, opalając się w przyjemnym słońcu - opuściliśmy jednak miejsce po kilkunastu minutach, po próbie ataku przez mewę. Nie udało jej się nas trafić, ale było blisko.
Katedra katolicka w Glasgow wygląda z zewnątrz na dość nową, ale wewnątrz można odnaleźć dowody przemawiające że nie jest to tylko kolejny zbór. Przyjemnie jest mieć "swoje" miejsce, nawet gdy się jest daleko od domu.
Popołudnie spędziliśmy szukając pamiątek. Książka Peppy wyglądała zabawnie, ale nie ujęła mnie za serce. Ognik już tak. Przytulanka ognia zrobiłaby furorę wśród harcerzy. Zobaczyłem jednak cenę, i uznałem że może wolę książkę. Ostatecznie przyjechał ze mną Święty Aidan, na niby-ikonie (nie ręcznie malowana, ale przynajmniej stylistyka w dobrą stronę...).
Obok księgarni w której znalazłem ikonę, znajdował się bank. Nad wejściami widniały posągi kobiet - początkowo myślałem że z mitologii, lub jakieś greckie boginie. Myliłem się. Boginie były dobrane adekwatnie do tego czym zajmowali się ludzie, nad którymi czuwają. Ot, świątynia kapitalizmu. Nic nowego.
Kalejdoskop
W każdym dniu można znaleźć perełki. Czasem kolorowe szkiełka. Czasem jest jedno takie znalezisko danego dnia. Czasem kilka. Czasem nic. Kiedy jest ich jednak wystarczająco, wspomnienia zaczynają przypominać kalejdoskop - łączą się ze sobą, wpływają na siebie, tworzą różne kompozycje.
Szkocki klimat trafia do mnie - tak "stara" kultura, jak i geografia, klimat, w jakiś sposób wydają mi się swojskie. Może to dlatego, że tak jak Szkoci, ja też pochodzę ze wzgórz. A może po prostu lubię ten styl. Tak czy siak, ta wizyta była druga, i już teraz czuję że nie była ostatnia.
Poprzednio
Letnia szkocka wycieczka w całości:
#27-A Złota Mucha i Święty Krzyż - czyli gdzie Król chadza, gdy odwiedza Szkocję
#27-B Provand's Lordship - czyli jak powinny wyglądać krzesła
#27-C Mungo - czyli nawet święci mają ksywy
#27-D Nekro-kapitalizm - czyli jak budować cmentarze
Poprzednio w moich podróżach:
#25 Kaiserliche Schatzkammer Wien - czyli o wycieczce do c.k. skarbca
#22 Uczelnianie pamiątki - czyli jak studenci wymyślili przewijanie okienek
#17 Śledztwo w Leeuwenhorst - czyli jaką tajemnicę skrywa centrum konferencyjne w krainie tulipanów
#11 Alba - czyli o noworocznej wyprawie do Szkocji
W tym sezonie
Dzisiaj otrzymaliście podsumowanie fotorelacji z wycieczki do Szkocji. Czas zabrać się za inne rzeczy.
Co mam zapasie, prócz książki, która oczywiście będzie powstawać dalej?
- może przybliżenie postaci różnych ciekawych świętych (chociaż prawdopodobnie byłby to spinoff do głównej serii postów - może inny sposób numeracji?)
- miałem zaległą relację sprzed kilku miesięcy, z wizyty w jednym muzeum - a do listy już teraz dopisała się kolejna, będą więc co najmniej dwie nie-szkockie relacje
- w ostatnim czasie udało mi się przeczytać kilka książek, i będę chciał się z nimi podzielić
- ludzkość generatywna - jak to rozumiem, i czego potrzebujemy by stać się generatywni społecznie i gatunkowo
Hello mligeza!
It's nice to let you know that your article will take 13th place.
Your post is among 15 Best articles voted 7 days ago by the @hive-lu | King Lucoin Curator by kargul09
You receive 🎖 0.3 unique LUBEST tokens as a reward. You can support Lu world and your curator, then he and you will receive 10x more of the winning token. There is a buyout offer waiting for him on the stock exchange. All you need to do is reblog Daily Report 413 with your winnings.
Buy Lu on the Hive-Engine exchange | World of Lu created by szejq
STOP
or to resume write a wordSTART