[english version below]
(darmowe zdjęcie z pixabay.com)
Czy walka ze złem również jest złem?
Ten paradoks, jak mogłoby się zdawać w pierwszym momencie, jest dosyć popularny wśród ludzi podążających ścieżką rozwoju duchowego i jest powodem do niekończących się debat filozoficzno-religijnych.
W końcu, jak możemy zwalczać zło siłą, skoro użycie siły jest złem? Czy nie dochodzimy tu do utworzenia koła przemocy, które napędza się samo, powodując łańcuch podobnych zdarzeń?
Wielu ludzi świadomie decyduje się na całkowite odrzucenie przemocy i siły, widząc jedyne rozwiązanie w miłości i pełnej akceptacji...
Można by tu cofnąć się jeszcze o krok i najpierw zadać sobie pytanie - co tak naprawdę jest złem?
-Czy działanie nieświadome, powodujące krzywdę/zniszczenie, jest złem?
-Czy działanie z dobrą intencją, które jednak ostatecznie wyszło na niekorzyść, jest złem?
-Czy dzieci/ zwierzęta/ osoby z niepełnosprawnością umysłową mogą być złe, jeśli pozostają nieświadome swoich czynów?
-Czy zjawiska naturalne, powodujące śmierć i zniszczenie, są złe?
Temat nie jest łatwy i wymaga analizy każdego przypadku, tak jak nie istnieje (w większości przypadków) twarda granica między dobrem a nieprawością.
Jedna z definicji nie pozostawia jednak śladu wątpliwości:
Zło, to celowe i świadome działanie na szkodę innych/otoczenia
Niewielu z nas doświadczyło zła w tej odsłonie...
Przeważnie znajdujemy racjonalne wytłumaczenie, które pozwala zdobyć się na przebaczenie płynące ze współczucia. Być może ktoś doświadczył bardzo ciężkiej traumy, być może zmusiła go/ją do tego sytuacja życiowa, być może jest zagubiony/a lub nieobecny/a we własnym ciele?
Co w sytuacji, w której nie znajduje się żadna okoliczność łagodząca? Co, kiedy egocentryzm i osobiste pobudki biorą górę - po trupach do celu? Czy należy to też ukochać i akceptować?
Czy nasze babcie i dziadkowie, ludzie których dotknęła I i II wojna światowa, podzieliliby pogląd mówiący, że zło można zwyciężać jedynie miłością?
Jak ma się do tego nadstawianie drugiego policzka?
Na tym etapie filozofie i religie rozjeżdżają się na dwa obozy:
-Tych, którzy woleliby umrzeć, nie podejmując walki, za to z miłością i akceptacją w sercu, wierząc że trafią prosto w objęcia transcendentalnego Boga
-Tych, którzy w obronie życia i wartości (materialnego przejawu boskości) zrobią wszystko, czego sytuacja będzie wymagać - nawet zabicia agresora
Można by w obu tych filozofiach doszukać się znamion grzechu - decydowania się na śmierć którejś ze stron, zatem „samobójstwa” albo „zabójstwa” w najcięższych wypadkach. Cudzysłów został tu użyty ze względu na to, że oba te słowa również mogą być płynne w swojej definicji, a twarda granica jest mocno zatarta.
Biblia, która jest tak chętnie cytowana, nie tylko przez osoby religijne, ma w tym temacie jasne zdanie (mowa tu o Nowym Testamencie) - zło należy zwalczać wszelkimi dostępnymi środkami i na najwyższym poziomie świadomości, na którym zostanie zrozumiany przekaz.
Jak to interpretować?
Jeśli osoba, która nas atakuje, ma zawężoną świadomość, musimy dobrać poziom komunikacji do jej aktualnego poziomu świadomości. U jednych będzie wystarczyło podać sensowne argumenty, u innych zadziała podejście z miłością, ale u wielu ludzi, którzy są w sobie wyjątkowo zagubieni, podejście wysokowibracyjne wywoła jeszcze więcej strachu i agresji!
Należy zrozumieć, że każdy z nas musi czasem upaść. Niektórzy zabrnęli tak daleko, że odbicie się od dna może się wydawać niemożliwe...
Kiedy ktoś zatracił kontakt ze swoją duszą całkowicie, niewiele go różni od psa ze wścieklizną, który gryzie na oślep. Głaskanie takiego psa z góry jest skazane na okaleczenia i zakażenie.
Czasem, najlepsze co możemy dla kogoś zrobić, to podać mocniejszą łopatę, aby wykopał jeszcze większy dołek, zamiast oferować drabinę, z której wyrwie deski na opał...
Każda dusza ma swój limit krzywd i cierpienia. Niejednokrotnie kopanie głębokiego dołka kończy się śmiercią - resetem - jednak za którymś razem w końcu się udaje, bo taka jest kolej rzeczy.
Dusza ma zdolność do samoregeneracji, a im więcej cierpienia człowiek doświadczy, tym pełniejsze jego przebudzenie w ostateczności.
Musimy zdać sobie sprawę, że oddając naszą miłość (energię), nie zawsze czynimy dobro i nie zawsze niesiemy tym pomoc...
Podobnie, broniąc się przed złem - siłą, agresją i przemocą - nie zawsze czynimy zło ;chyba, że przekroczymy granicę użycia jedynie niezbędnych środków w tej walce.
Tyle przynajmniej wynikałoby z nauk Chrystusowych, a jakie jest Wasze zdanie w tym temacie?
Czy zło można zwalczać złem i pozostać przy tym prawdziwie dobrą istotą?
Zapraszam do dyskusji
[english version]
(free photo from pixabay.com)
Is fighting evil also evil?
This paradox, as it might seem at first, is quite popular among people following the path of spiritual development, and is the reason for endless philosophical and religious debates.
After all, how can we fight evil with force, if the use of force is evil? Don't we come here to the creation of a wheel of violence that propels itself, causing a chain of similar events?
Many people consciously choose to reject violence and force altogether, seeing the only solution in love and full acceptance...
One could take another step back here and first ask the question - what is evil?
-Is it evil to act unconsciously, causing harm/destruction?
-Is an action with good intentions, but which ultimately came to harm, evil?
-Can children/animals/people with mental disabilities be evil if they remain unaware of their actions?
-Are natural phenomena that cause death and destruction evil?
The topic is not easy and requires a case-by-case analysis, just as there is (in most cases) no hard line between good and unrighteousness.
One definition, however, leaves no trace of doubt:
evil, is a deliberate and conscious act to the detriment of others/the environment.
Few of us have experienced evil in this guise...
Mostly we find a rational explanation that allows us to gain forgiveness flowing from compassion. Perhaps someone has experienced very severe trauma, perhaps he/she has been forced by a life situation, perhaps he/she is lost or absent from his/her own body?
What about in a situation where there is no extenuating circumstance? What, when egocentrism and personal motives take the upper hand - over dead bodies to the goal? Should this also be beloved and accepted?
Would our grandmothers and grandfathers, people who were affected by WWI and WWII, share the view that evil can only be overcome by love?
How does turning the other cheek relate to this?
At this stage, philosophies and religions split into two camps:
-those who would prefer to die without putting up a fight, instead with love and acceptance in their hearts, believing that they will go straight into the arms of the transcendent God
-Those who, in defense of life and value (the material manifestation of divinity), will do whatever the situation demands - even killing the aggressor
One could find in both of these philosophies the hallmarks of sin - deciding to kill either party, thus "suicide" or "murder" in the most severe cases. The quotation marks were used here because both words can also be fluid in their definition, and the hard-line is heavily blurred.
The Bible, which is so readily quoted, not only by religious people, has a clear statement on this subject (we are talking about the New Testament) - evil must be fought by all available means and at the highest level of consciousness at which the message will be understood.
How to interpret this?
If the person who attacks us has a narrowed consciousness, we need to match the level of communication to his current level of consciousness. With some people, it will be enough to give sensible arguments, with others a loving approach will work, but with many people who are extremely confused within themselves, a high-vibration approach will create even more fear and aggression!
It is important to understand that each of us has to fall sometimes. Some people have gone so far that it may seem impossible to bounce back from the bottom...
When someone has lost touch with his soul completely, he is not much different from a dog with rabies that bites blindly. Stroking such a dog in advance is doomed to mutilation and infection.
Sometimes, the best we can do for someone is to give him a stronger shovel to dig an even bigger hole, instead of offering a ladder from which to pull planks for firewood...
Every so hard-lines limit of harm and suffering. Many times, digging a deep hole ends in death - a reset - but at some time it finally succeeds, because that is the order of things.
The soul can regenerate itself, and the more suffering a person experiences, the fuller his awakening in the end.
We must realize that by giving away our love (energy), we do not always do good, and we do not always bring help with it...
Similarly, in defending ourselves against evil - force, aggression, and violence - we do not always do evil; unless we go beyond the limit of using only necessary means in this fight.
This much at least would follow from the teachings of Christ, and what is your opinion on the subject?
Is it possible to fight evil with evil and remain a truly good being at the same time?
I invite you to discuss