Ostatnim razem zabrałam Was do Rumunii, obiecałam też ciąg dalszy bo chcę Wam pokazać coś więcej. Zatem bez dłuższych wstępów, nie zwlekajac przenosimy się w czasie ;)
Jedziemy odwiedzić zamek w Branie - znany powszechnie jako zamek Draculi. Według mnie nie powalający architektonicznie, opierający swą sławę na opowieściach o słynnym wampirze. Fajnie jednak poczuć delikatny dreszczyk i przejść się po komnatach śladami hrabiego.
źródło
Niestety na miejscu spotykamy tłumy, tego zresztą można się bylo spodziewać. Mnóstwo podjeżdzających ciągle autokarów, sklepików z pamiątkami, komercyjnego zamieszania. Na samym zamku nie jest lepiej, trzeba iść "rządkami" żeby móc kolejno wszystko obejrzeć. Czy komnaty powalają? Sami oceńcie:
Zdecycdowanie przyjemnniejszy okazuje się dziedziniec, gdzie na świeżym powietrzu można odsapnąć choć przez chwilę od upału.
Rozciągająca się z wieży panorama też jest niczego sobie:
Jednak te tłumy nas mocno męczą, zatem pada szybka decyzja o opuszczeniu miejscowości.
Teraz o miejscu, które zdecydowanie bardziej mi zaimponowało ;)
Wesoły cmentarz w Sapanta. Dlaczego wesoły? Miejscowy artysta był prekursorem tego pomysłu. Stworzył on drewniany nagrobek, który w humorystczny sposób przedstawił przyczynę śmierci denata. Efektem jego pracy było kilkaset takich nagrobków. Klika z nich Wam pokażę:
Tutaj ktoś z miejscowych uraczył nas anegdotą o jednej z bardziej znanych ladacznic w wiosce ;)
Jest tam naprawdę bardzo kolorowo, nie odczuwa się chyba takiej wzniosłości jak na tradycyjnym cmentarzu ale mi to nawet bardziej odpowiadało. Myślę, że nie miałabym nic przeciwko gdyby takie cmenatrze pojawiły się u nas. Można by się jedynie obawiać, że jeśli żyło się niegodnie, mogłoby to zostać uwiecznione na baaaardzo dlugi czas ;)
Widząc jak ludzie się śmieją żałowałam, że nie potrafię sobie przetłumaczyć tych dowcipnych opisów. Tradycja wesołych nagrobkow jest nadal kultywowana przez mieszkańców. Widać jak wielką dumą jest dla miejscowych to miejsce.
Szczególnie fajnie jest odwiedzić ten cmentarz w niedzielę, ponieważ tubylcy uczestniczą we Mszy Świętej ubrani w tradycyjne stroje, jednocześnie można podpatrzeć jakie mają inne tradycje.
Po śmierci samego mistrza jego pracę kontynuował jego uczeń. Rzekomo każdy mieszkaniec ma zagwarantowane miejsce na tym cmenatrzu. A jak odbywa się ocena "dokonań" zmarłego? Otóż pop wybiera się na stypę, gdzie ludzie opowiadają anegdoty o nieszczęśniku i to właśnie jest podstawą do decyzji co znajdzie się na nagrobku. Choć bywa, że opis nie jest pochlebny, plotka głosi, że jeszcze żadna rodzina nie zgłosiła się z zażaleniem :)
I tutaj turystów ciągle napływało, ale sama atmosfera była zupełnie inna niż w poprzednim miejscu. Mieszkańcy tej miejscowości praktycznie osobiście witają przybyłych i widać jaką chlubą jest to dla nich. Nic dziwnego skoro cmentarz wraz z kompleksem kilku rumuńskich cerkwi został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Na dziś koniec o rumuńsich przygodach, mam jednak nadzieję, że jeszcze tutaj powrócę opowiadając o tym kraju. Szczególnie, że jest tam jeszcze jedno cudowne miejsce które bardzo chciałabym zobaczyć.
Jeśli nie widzieliście poprzedniego posta, warto zajrzeć ;)
No i oczywiście możecie się spodziewać kolejnego wpisu o super podróży!
Very nice dear
Can U post in English ?
Nice photos btw..
Great photography ..Keep it up...
Takiego cmentarza jeszcze nie widziałam :)