Rozdział 2 ‘’O gangu młodocianych ogrodników słów kilka’’
Wspomniany w pierwszym odcinku Gang Młodocianych Ogrodników, albo w skrócie GMO, tak naprawdę z gangiem ma niewiele wspólnego. Bardziej chyba by pasowało organizacja charytatywna albo prywatny fundusz dobroczynny. Nie mniej jednak dla wrocławskiej policji a w szczególności dla Sławomira są to wyjęci spod prawa przestępcy i wrogowie publiczni, a ich działalność zasługuje na zdecydowane potępienie i bezwzględne więzienie, bez żadnych tam zawiasów. Marzeniem Okonia było przybić im artykuł 258 kodeksu karnego, działalność w zorganizowanej grupie przestępczej. Konsekwentnie zbierane przez niego i jego ludzi dowody przeciwko grupie, stanowiły już pokaźną kartotekę przeróżnych dokumentów, zdjęć, oraz zabezpieczonych dowodów, głównie w postaci przypadkowych odcisków palców pobranych z miejsc przestępstw popełnionych przez gang. Dodatkowo na komisariat różnymi ścieżkami dochodziły rozmaite donosy w sprawie działalności GMO. Niektórym bardzo się bowiem nie podobało to, że w miejscach na przestrzeni miejskiej, gdzie wcześniej rosły jakieś pospolite chwasty teraz rosną chwasty niepospolite i w dodatku mają taki dziwny, jakiś niepolski zapach. Innym przeszkadzało, że ów rośliny rosną zbyt blisko ich domostw przez co zwyczajnie bali się konsekwencji prawnych, oraz tego że ktoś z sąsiadów doniesie, że to oni posiali i będą mieli nieciekawie. Ostatnią grupą donosicieli, dla policji stanowiącą najważniejsze ogniwo w walce z groźnym gangiem, byli gówniarze złapani z ziołem przez organa ścigania. Za każdym razem jak udało im się dorwać takiego małolata, czekało go długie, nieprzyjemne i przeważnie bolesne przesłuchanie. W szczególności kiedy przesłuchującym był Sławomir Okoń, a dla podkomisarza przesłuchania te były swoistą gratką i praktycznie jedną z jego wypaczonych pasji.
Umiejętności w zastraszaniu, zadawania bólu, oraz maskowaniu jego śladów na ciele nieszczęśnika Sławomir miał opanowanie niemalże do perfekcji. Nie było zabawy w dobrego i złego glinę, tak naprawdę istniał tylko on, zły glina, a kiedy nie dostawał tego co chciał to zamieniał się w jeszcze gorszego. Najgorzej było kiedy Okoń spostrzegał się, że jest oszukiwany. Wtedy zaczynało się prawdziwe piekło dla aresztowanego gnojka. Elektrody, lodowata woda, deprywacja snu, podtapianie, to tylko niektóre z najgorszych tortur stosowanych przez podkomisarza ślepo wierzącego w to, że cel uświęca środki. Na szczęście Sławomir nie grzeszył intelektem i stosunkowo łatwo było go wyprowadzić w pole i wielu z tych osadzonych w areszcie którzy mieli chociaż zalążki prawdziwych jaj udawało się dobrze skłamać i trzymać się swojej wersji do końca bez względu na tortury, zastraszanie, plucie, szarpanie i sapanie Okonia.
Do walki z GMO zaprzęgnięci byli też policyjni informatycy, jako że duża część działalności gangu była prowadzona online. Nikomu jednak do tej pory nie udało się odnaleźć choćby najmniejszego śladu, który pozwoliłby na jakikolwiek postęp w śledztwie prowadzonym przez grupę Okonia. Warto tutaj nadmienić, że akcja naszej opowieści osadzona jest we wrześniu 2021 roku. Świat nie zdążył się jeszcze co prawda zmienić jakoś diametralnie, nie było też jeszcze trzeciej wojny światowej, choć wybuchło kilka regionalnych konfliktów w Afryce i w Azji, ani żadnego poważnego kataklizmu po za trzęsieniem ziemi które nawiedziło Los Angeles. Jednak największa zmiana jaka zaszła dotyczyła chyba rewolucji w świecie portali społecznościowych. Hegemonia fejsbuka i tłitera powoli dobiegała końca, a to za sprawą zdecentralizowanych portali opartych o technologię blockchain, na których to użytkownicy mogą zarabiać pieniądze w postaci kryptowalut wrzucając na swój profil ciekawe treści. Największym tego typu portalem okazał się być blockchain Steem i to stamtąd właśnie pochodziła lwia część działalności informacyjnej w sieci GMO. Ignorancja policji w zakresie nowoczesnych technologii, oraz brak możliwości namierzenia poszczególnych użytkowników platformy Steem, znacząco zniechęciła policjantów do dalszych prób manewrowania na tym polu, zatem powrócili oni do o wiele bardziej przyjaznego dla policji portalu pana Cukierberga i tam profil po profilu prześwietlali w dalszym ciągu aktywność młodocianych użytkowników a w szczególności tych, których ideą było głoszenie treści propagujących konopie i ich zalety.
Gang Młodocianych Ogrodników rozpoczął swoją działalność za sprawą Jerzego Ziółko, ten obecnie 21 letni prawie-millenials (urodzony 24 Grudnia 1999r.), jest genialnym matematykiem (szóstka na maturze z matmy), oraz chyba jeszcze genialniejszym programistą i hakerem. W lipcu 2015 roku, ów młodzieniec po powrocie ze zbiorów jabłek w Holandii, gdzie pracując ciężko od świtu do zmierzchu przez dwa miesiące udało mu się odłożyć ponad dwa tysiące ojro, po uprzednich analizach matematycznych, postanowił zainwestować większą część tej sumy w Bitcoiny i kupił sobie siedem sztuk po cenie 200 ojro za sztukę, z zamiarem trzymania ich do osiągnięcia pełnoletności w Grudniu roku 2018. Jako, że Jurek był obrotnym, zdolnym i pracowitym gościem, nie potrzebował przez ten czas nic podbierać ze swoich krypto-oszczędności, a radził sobie dzięki swojemu talentowi do programowania jako freelancer i nie był żadnym ciężarem dla swoich rodziców a wręcz od marca 2016 sam zaczął się dokładać do rodzinnego budżetu. Kiedy w grudniu 2018 cena Bitcoina poszybowała do 20 tysięcy dolarów amerykańskich za sztukę, pełnoletni już Jerzy postanowił spełnić swoje marzenie, a było to połączenie przyjemnego z pożytecznym. Jurek bowiem był wrażliwy na ludzką krzywdę, mieszkał bardzo blisko ogródków działkowych i co roku w zimie starał się jakoś pomagać bezdomnym, którzy spali tam po altankach, czy gdzieś pod mostami. Przynosił im jedzenie, czyste ubrania, starał się dodawać otuchy słowem. Można powiedzieć, iż dzięki niemu życie zawdzięczało co najmniej kilkunastu kloszardów, z których części nawet udało się wyjść z jego pomocą na prostą za co byli mu niezmiernie wdzięczni po za jednym elementem, chytrym i przebiegłym żulu o ksywie Kaponier, ale do tego wrócimy, kiedy indziej. Business plan Jerzego dopracowany był praktycznie do perfekcji. Za dwa Bitcoiny zamówił on od pana Elona Muska, dwanaście urządzeń Tesla Power Wall. Jest to duża bateria słoneczna, która pozwala na praktycznie nieskończoną produkcję elektryczności, która to może zasilić całe gospodarstwo domowe. Oprócz tych urządzeń, Jerzy zamówił także 48 koparek do kopania kryptowalut, oraz 24 lampy o wysokiej wydajności przeznaczonych do uprawy roślin. Wszystkie te rzeczy zamówił Jurek za bitcoiny, natomiast adresem wysyłki była nieruchomość jego kolegi, Kamila Ostrowskiego, który to przy starym poniemieckim domu, miał jeszcze dużą, niszczejącą stodołę. Co prawda sąsiedzi, mieszkający w nowych blokach w sąsiedztwie starego domu mieli nie lada zagwozdkę, kiedy w środku nocy obudziła ich wielka ciężarówka wjeżdżająca na posesję Ostrowskich i mężczyźni ubrani w dresy szybko uwijali się z przenoszeniem czegoś co wyglądało w ciemności jak elementy żywcem przeniesione z planu filmu Apollo 13. Na szczęście jednak nikt sprawy nigdzie nie zgłosił i rozeszło się po łokciach. Stamtąd, jedno po drugim, urządzenia trafiały do altanek rozsianych po peryferiach Wrocławia, w których pomieszkiwali znajomi ludzie, którym to w życiu do tej pory nie najlepiej się powiodło. Założenie dobroczynne było takie, iż ciepło produkowane z koparek i lamp, będzie ogrzewało mieszkańców altanek. Dodatkowo za pilnowanie uprawy i sprzętu otrzymywali swoje wynagrodzenie w postaci jedzenia i picia z najwyższej półki. Każdy z dwunastu strażników altanek dzięki temu wychodził na prostą, część z nich chodziła na spotkania AA, innym wystarczała sama silna wola i odrobinę medycznych właściwości konopi. Żaden z nich nie pił już na umór, jak to było przedtem. Dwunastu ludzi skazanych na życiowe dno otrzymało dzięki temu tą drugą szansę, to światełko w tunelu. Założenie finansowe fundacji było takie, że bitcoiny wykopane w koparkach będą zasilać portfele Grześka i jego ludzi i będą służyć na zakup najlepszych nasion z całego Świata, oraz wszystkiego innego co potrzebne jest w ogrodnictwie i do prowadzenia konspiracyjnej działalności. Czyli przeróżne filtry węglowe, wentylatory, naturalne nawozy, a także urządzenia monitoringowe i przeciw-szpiegowskie. Natomiast założenie ogrodnicze było takie, że rośliny będą trafiać do zaufanych koneserów tematu oraz do wszelkiego rodzaju przetwórców konopnych tworzących w konspiracji ekstrakty CBD, masło, kosmetyki, oleje, a byli nawet i tacy, którzy zajęli się produkcją ubrań z włókien konopnych . Z transportem nie było żadnych problemów, ponieważ dwoje członków organizacji Przemysław Czapla oraz Krzysztof Kacperski na co dzień pracowało w firmie transportowej jako kierowca i pomocnik. Pracowali w średnim przedsiębiorstwie a ich szefem był bardzo wyluzowany człowiek, przez co mogli po pracy używać busów w celach własnych. Konspiracja grupy dzieciaków była na tak wysokim poziomie, że poza wąskim kręgiem zaufanych osób nikt nawet nie podejrzewał, że coś takiego może w ogóle mieć miejsce w mieście nad Odrą. Policja o niczym nie miała pojęcia i gdyby gang prowadził tylko i wyłącznie taką działalność to pewnie mogło by to trwać i trwać w najlepsze aż do armagedonu. Jednak chłopcy byli młodymi idealistami, a to połączenie bardzo często prowadzi to działania wbrew logice. Ogromna chęć zmiany na lepsze wręcz buzowała w żyłach Jurka i jego ziomków. Byli gotowi na wszystko, ukrywanie się, życie w strachu o swoją wolność, a nawet i życie, bo to co ostatnio się działo miało symptomy wojny totalnej z Policją. Oczywiście jak na ich warunki, Jurek bowiem nie stosował metod Pablo Escobara i nie wysadzał w powietrze tramwajów ani nikogo też nie mordował. Większa część działalności miała na celu znalezienie dobrze nasłonecznionych miejsc gdzie rosną jakieś krzaki, chwasty i koniczynki, następnie po wyrwaniu powyższych, oraz przekopaniu poletka szpadlem należało zasadzić szlachetne krzaczki z sadzonek produkowanych masowo w altankach. W ten sposób w całym Wrocławiu zaczęły się pojawiać dzikie pola Konopi. Dla mieszkańców była to nowość, która w większości wśród młodych, otwartych ludzi została przyjęta z radością i podziwem. Dla społeczniaków natomiast, był to cios w samo serce, ich poglądy bowiem, były uformowane z betonu, którym budowano Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Warto nadmienić, iż w 2021 roku Polska pozostawała tak naprawdę jedynym bastionem o wyjątkowo restrykcyjnym podejściu do Cannabisu. Już nawet na Białorusi, Litwie, Łotwie i w Estonii ludzie po nowelizacji ichniejszych przepisów w latach 2019-20 mogli się cieszyć względną wolnością w tym zakresie, oraz totalną dekryminalizacją posiadania małych ilości przy sobie. U nas niestety wciąż poza tak zwaną medyczną marihuaną wydawaną na receptę jedynie przy ustalonych schorzeniach, nie było żadnej możliwości noszenia przy sobie tych kwiatków. Wciąż obowiązywała feralna ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, którą podpisał nasz ówczesny wódz, towarzysz Kwaśniewski. To tak jakby ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi miał podpisać narkoman i wprowadziłby przez to prohibicję. Nie mniej jednak usuwanie przez policję i straż miejską dzikich poletek wyrastających tu i ówdzie, przypominało nieco walkę z wiatrakami. Działalność organów ścigania utrudniał również fakt, iż bardzo wielu młodych ludzi niezrzeszonych w GMO, podłapało tą inicjatywę i własnymi środkami starali się robić to samo
Jak zwykle kochani proszę was o szczere opinie oraz wychwytywanie literówek. Dzięki.
W końcu dalsza część :) super się czytało :)
Dzięki Reynevanie! Motywacja +100 :)