Powrót z emigracji. Przemyślenia cz.3. Prawa i obowiązki obywatela.
Jestem obywatelem Rzeczpospolitej Polski. Mieszkając przez ostatnie naście lat na stałe w Zjednoczonym Królestwie nie postanowiłem zmieniać obywatelstwa na angielskie ani nawet występować o stałą rezydenturę w Anglii. Po prostu jestem tu zameldowany, tutaj studiowałem, jestem zarejestrowany w przychodni, mam angielskie prawko i płacę angielskie podatki.
Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą jako kierowca. Działalność ów założyłem 7 lat temu, nawet nie w jednym okienku, tylko wypełniając formularz online. Następnie po otrzymaniu dokumentów, numeru identyfikacji podatkowej, wraz z instrukcjami odnośnie corocznego rozliczania podatkowego, które to również dość łatwo można składać samemu online, moja firma została zarejestrowana. Opłata za prowadzenie działalności jednoosobowej wynosi przeliczając na polskie pieniądze około 60 złotych miesiecznie, do tego dochodzi podatek po przekroczeniu kwoty od niego wolnej. Nie chce sie tutaj zagłębiać w przestrzeń podatkową, gdyż nie jest to moja mocna strona a mój dobry kumpel jest tu księgowym także raczej nie muszę się tym martwić. Z tego co wiem to nasz kochany ZUS i FISKUS o wiele bardziej żerują na obywatelach, jednak tym również staram się nie martwić bo w sumie w Polsce też mam znajomych księgowych, a że dzięki korzystnym okolicznościom, oraz własnej ciężkiej pracy mam w życiu wielkie szczęście robienia czegoś co lubię i dostawania za to godziwego wynagrodzenia.
Pracuję jako kierowca w firmie transportowej, której szefem jest mój rodzony brat. Firma jest polska, ja mieszkam w Anglii i tutaj głównie dostarczam różne fikuśne designerskie meble nabywane przez zamożnych wyspiarzy praktycznie z całej Europy. Praca jest ciekawa, pozwala mi podróżować, co absolutnie uwielbiam, spotykać codziennie nowych ludzi, ocierać się o świat luksusowych posiadłości, projektantów wnętrz, dealerów antyków, codziennie coś nowego. Jest to jednak praca też wymagająca i bardzo stresująca. Jako brat szefa firmy zatrudniającej już 15 osób mam oczywiście pewne przywileje z tym związane, jednak z drugiej strony miałem dużo dodatkowych zmartwień, obowiązków i poświęceń, do których pewnie bym się nie skłonił gdybym pracował dla kogoś innego i często kiedyś pod nosem mówiłem sobie przysłowie, że „z rodziną to najlepiej się wychodzi na zdjęciach”.
A i to jak widać na powyższym (ja z bratem) nie zawsze :)
Teraz wiem, że od nastawienia i podejścia zależy tak naprawdę wszystko. Rzeczy, króre nam się przydarzają, a na które nie mamy wpływu to poprostu takie randomy z maszyny losującej, której bęben jest zawsze pusty. To od nas zależy jak do nich podejdziemy. Co by się nie działo idź dalej śmiało jak z artylerii działo. Dobra bo miało być o prawach i obowiązkach a tu filozofia i podwórkowa poezja zakradły się niepostrzeżenie tylnymi drzwiami.
Jeżeli chodzi o prawo, to moim chyba największym zmartwieniem jest wciąż bardzo restrykcyjne i wręcz niezdrowe podejście polskich władz do kwestii noszenia przy sobie aromatycznych kwiatostanów pewnej rośliny znanej ludzkości od ponad 5 tysięcy lat. Nie ukrywam bowiem, że od lat je przy sobie noszę i uważam, że będąc ich nieformalnym adwokatem, nikogo przy tym nie krzywdzę a sobie znacząco pomagam w osiągnięciu pełnego relaksu oraz pobudzenia drzemiącej we mnie kreatywności.
Tutaj w Anglii, pomimo iż prawo również zabrania noszenia ów kwiatków przy sobie, istnieje takie ciche przyzwolenie zarówno ze strony władz jak i społeczeństwa. Głównym czynnikiem jest tu chyba skala zjawiska, ponieważ praktycznie na każdym kroku można spotkać się na ulicy z charakterystycznym słodkawym zapachem, który dla mnie oznacza nic innego jak tylko przyjemną woń. Pomimo iż w przepisach brytyjskiego prawa roślina ta, podobnie z resztą jak w większości krajów na świecie jest nielegalna, jednak policja w Zjednoczonym Królestwie nie karze surowo rekreacyjnych jej użytkowników. Po za konfiskacją kwiatków można także liczyć się z grzywną w wysokości 80 funtów, ale to rzadko. W moim przypadku na pięć takich interwencji brytyjskich stróżów prawa, tylko raz dostałem mandat a w pozostałych przypadkach skończyło się na pouczeniu.
W Polsce za próbę zjedzenia tego co miałem w kieszeni, a była to ów jadalna i dość smaczna z resztą roślina, zostałem powalony na ziemię przez trzech funkcjonariuszy, duszony, po czym skuto mnie kajdankami i zawieziono do aresztu gdzie spędziłem noc i poranek w doborowym towarzystwie złożonym z żuli, złodziejaszków i zakłócaczy ciszy nocnej. Następnie nazajutrz koło południa, tajniacy wraz z nakazem przeszukania mojego domu zawieźli mnie tam i przeszukali niemalże każdy kącik. Na szczęście nie było tam nic nielegalnego. Postawiono mi zarzuty, przyznałem się, dostałem karę trzech miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz 1000 złotych grzywny. Groza. Gdybym mieszkał w Polsce to za pięć takich zatrzymań miałbym już pokaźną kartotekę policyjną, oraz conajmniej rok wyjęty z życia i pewnie grzywny na grube tysiące. Pytam się gdzie tu jest jakakolwiek logika? Przecież ogólnokrajowe ściganie i karanie ludzi za to, że ośmielają się nosić przy sobie kwiatki musi kosztować Państwo, policję, prokuraturę i sądownictwo niebagatelne sumy co roku a w dodatku zamyka się w więzieniu osoby, które ze światem przestępczym tak naprawdę pierwszą styczność mają tam na miejscu. To jest kurwa chore i szkodliwe traktowanie zwykłych obywateli. Mam ogromną nadzieję, że to się kiedyś zmieni. Co prawda nie jestem już przypałowym, zbuntowanym małolatem w szerokich spodniach, nie mniej jednak trochę obawiam się o swoją wolność w tym właśnie aspekcie. „Zawiasy” na szczęście już dawno mi się skończyły i powrócę do ojczyzny z czystym kontem, nie chciałbym jednak musieć obawiać się o karę pozbawienia wolności za coś co jest naturalne. Dla mnie jest to absolutnie niedorzeczne i będę robił wszystko co w mojej mocy, aby edukować rodaków w tej kwestii i w konsekwencji doprowadzić wspólnymi siłami do dekryminalizacji konopi indyjskich na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i swobodnej uprawy do pięciu roślin dla każdego spokojnego obywatela, zobaczcie tylko jak groźnie to wygląda:
Dlatego też między innymi postanowiłem napisać książkę, która będzie właśnie na celu miała ośmieszenie obecnego stanu rzeczy i pokazaniu prawdziwych właściwości oraz możliwości konopi
Fajny post. Właśnie przeglądam co piszą rodacy aby samemu może złapać jakieś natchnienie. A tu Bang ! Kolega ma te same problemy co ja 😀
Mieszkam w Niemczech i tutaj nie spotkałem się z takim zachowanie jak w Polsce. Też osobiście miałem już "zawiasy" za posiadanie 0.034 g suszu roślinnego... Myślałem że to żart ... Ale nie to nie był żart. Tak jak Ty staram się edukować czym jest owa roślina i jakie są prawdziwe skutki. Nigdy nikogo nie namawiam, ale za to chętnie odpowiadam na wszelkie pytania. W moje rodzinie chyba każdy już wie że czasami sobie przypale. Ale na dzień dzisiejszy nie budzi to już jakiegoś oburzenie. Ale nie zawsze było tak łatwo. Kiedyś postrzegany byłem jak jakiś ćpun, dealer i kryminalista. Dziś moja 65 letnia mama pyta mnie czy mam tego papieroska po którym śpi jej się tak dobrze !
Peace !
Ściana rozbita na mniejsze ścianki, mam nadzieję, że bardziej przystępne.