Al Bundy to życiowy „przegryw” i wielki nieudacznik. Człowiek, który wiedzie nudne życie – takie, jakiego chciał uniknąć. Nie szanują go ani własne dzieci, ani małżonka. Wszystkie jego marzenia wzięły w łeb, a pozostała mu jedynie smutna egzystencja starzejącego się ojca i męża. Wprost doskonały materiał na głównego bohatera serialu komediowego.
Czy tak wygląda spełniony człowiek?
Głowa rodziny Bundych sprawia wrażenie człowieka, który się po prostu poddał. Ma słabo płatną pracę sprzedawcy butów, której nienawidzi, jednak nie robi nic, by móc ją zmienić. Nie podnosi swoich zawodowych kwalifikacji, nie zdobywa wiedzy, nie pozyskuje nowych umiejętności, które pomogłyby mu się sprawdzić w innej branży.
Jego każdy kolejny dzień w zasadzie nie różni się od innych.
I trudno zachować nadzieję, że taki stan rzeczy się odmieni. Al bowiem zdaje się nie znać potęgi nauki przez całe życie.
Nie planuje nawet swojej przyszłości. A co dopiero mówić o próbie jej kreowania. Poddaje się losowi i robi minimum, by tylko przetrwać.
To naprawdę smutny obraz żałosnego człowieka.
Owszem, nie ma w życiu za łatwo – nie posiada wsparcia ani żony, ani dzieci. Do tego jest ogromnym pechowcem. Ale to może jego życiowa bierność ściąga na niego wszystkie nieszczęścia…
Gdy po 25 latach myślich, że ciągle jesteś zajebisty w football...
Bez wątpienia najlepsze lata swojego życia Al ma za sobą. W szkolnych czasach był młody i silny. Spełniał się w sporcie, grając w football. Udało mu się osiągnąć nawet status licealnej sportowej gwiazdy. W tym czasie nie liczył się z konsekwencjami.
Żył chwilą, nie myśląc o swojej przyszłości.
Umawiał się z najładniejszymi uczennicami ze szkoły, dogryzał słabeuszom. W końcu spotkał cheerleaderkę Peggy. Brak odpowiedzialności doprowadził do ciąży licealistki i od tej chwili życie Ala zmieniło się całkowicie…
Sam Bundy jest świadom beznadziejności, w której się znajduje. W jednym z odcinków wypowiada smutne i mocne słowa, które niezwykle zapadły mi w pamięć. Pozwolę je sobie zacytować:
Więc uważasz, że jestem ofiarą? Tylko dlatego, że mam śmierdzącą pracę, której nienawidzę, rodzinę, która mnie nie szanuje, miasto, które przeklina dzień, w którym się urodziłem? Cóż, dla ciebie może to oznaczać, że jestem ofiarą, ale coś ci powiem. Kiedy budzę się każdego ranka, to wiem, że nic się nie polepszy, póki się znów nie położę. Więc wstaję, wypijam rozwodnionego tanga i zjadam zamrożone pop-tart, siadam do mojego samochodu, który nie ma tapicerki ani paliwa, ale ma 6 rat do spłacenia, i walczę z korkami tylko po to, by mieć zaszczyt nakładania tanich butów na rozszczepione kopyta ludzi takich jak ty. Nigdy nie zagram w futbol tak, jak myślałem, że zagram, nigdy nie dotknę pięknej kobiety i nigdy więcej nie zaznam radości jechania samochodem bez torby na głowie. Ale nie jestem ofiarą. Ponieważ mimo tego wszystkiego ja i każdy inny facet, który nigdy nie będzie tym, kim chciał być, wciąż gdzieś tam jesteśmy, będąc tymi, kim nie chcemy być, 40 godzin tygodniowo, przez całe życie. I fakt, że nie włożyłem sobie pistoletu do ust, ty, kobiecy puddingu, czyni ze mnie zwycięzcę!
Można się zastanawiać, ilu ludzi na świecie mogłoby powiedzieć o sobie to samo...
Nie ma to jak dobrze zawiązany krawat...
Al Bundy zwykł nazywać swoją rodzinę pijawkami. I ma w tym sporo racji. Zarówno dzieci, jak i małżonka, bez żadnych wyrzutów sumienia podkradają mu pieniądze, często zostawiając go z niczym. Już sama czołówka serialu Married... with Children wyraźnie pokazuje na czym opierają się rodzinne stosunki Bundych. Niewątpliwie trudno jest cokolwiek odłożyć, gdy żona przeszukuje każdy zakamarek w poszukiwaniu kasy, by wydać ją na niepotrzebne zakupy, które tylko jej przynoszą radość. Al, Bud i Kelly chodzą głodni, ale za to Peggy cieszy się z kupna nowych ciuchów.
Czasami jednak Alowi uda się schować trochę dodatkowej gotówki przed wścibską połowicą. Jednak nasz dzisiejszy bohater również nie popisuje się, jeśli chodzi o wydawanie tych pieniędzy. Przeznacza je zawsze na swoje przyjemności: a to pragnie kupić drogą wędkę, a to wyjechać gdzieś daleko od domu, by chociaż kilka godzin spędzić bez rodziny. A gdy tej gotówki za wiele nie ma, udaje się w swoje ulubione miejsce - do klubu ze striptizem.
Czasami człowiek jest bardzo zdesperowany...
My jako widzowie współczujemy często Alowi i cieszymy się, gdy raz na jakiś czas uda mu się postawić na swoim. Śmiejemy się z jego kultowych już tekstów, którymi obraża grube kobiety czy odcina się Peggy. Wielu mężczyzn w pewnym stopniu może się z nim identyfikować, jako osoby w pewnym stopniu ograniczone przez swoją rodzinę czy stan finansowy. Mimo wszystko prawda jest taka, że pan Bundy ponosi wielką odpowiedzialność za sytuację w jakiej się znalazł.
Jest doskonałym przykładem jak nie należy w życiu postępować. Jego życie powinno być przestrogą dla innych.
Na szczęście w serialu czasami pokazane są pozytywne strony głównego bohatera. Gdzieś pod grubą skórą chamstwa i prostactwa jest w nim dobre serce. Chociaż ciężko mu się do tego przyznać, to kocha swoją rodzinę. Niejednokrotnie stojąc przed wyborem między własną przyjemnością, a szczęściem dzieci czy żony, wybiera to drugie. Potrafi się poświęcić dla swoich bliskich. I wtedy, mimo tego iż ciągle pozostaje życiowym nieudacznikiem, to może przez chwilę poczuć się lepiej. W takich sytuacjach Al Bundy przez krótki moment staje się prawdziwym zwycięzcą.
Czy tak wygląda idealna rodzina?
Pan Bundy podczas 11 sezonów serialu wypowiedział wiele kultowych już tekstów, które często wywołują wybuchy śmiechu, ale czasem i zmuszają do przemyśleń. Oto mała próbka paru z nich:
Credo Bundych brzmi: „Jeżeli z jednego robią idiotę, reszta czuje się lepsza”
Ubezpieczenie jest jak małżeństwo. Płacisz i nic z tego nie masz.
Po więcej takich „mądrości” zapraszam na stronę wikicytaty.
(W komentarzach możecie dzielić się swoimi ulubionymi kwestiami Ala :) )
Serial "Świat według Bundych" jest niezwykle popularny w naszym kraju. Głównie dzięki stacji Polsat, na której co jakiś czas emitowane są różne odcinki tej serii. Charakterystyczny utwór z czołówki kojarzy chyba każdy:
Jako widzowie świetnie się bawimy oglądając kolejne epizody tej komediowej serii. Jednak pod warstwą humoru ukryty jest ogromny dramat. Tragedia zwykłego człowieka - Ala Bundy, któremu w życiu nie wyszło...
Oby takich ludzi było w naszym społeczeństwie jak najmniej...
Dlatego pamiętajmy, że powinniśmy uczyć się przez całe życie. Zdobywać wiedzę i umiejętności oraz podnosić nasze kwalifikacji. Myślę, że świadomość własnego rozwoju potrafi dać człowiekowi szczęście.
Kadry z serialu użyto na podstawie prawa cytatu: http://www.prawoautorskie.pl/art-29-prawo-cytatu
Post zgłaszam do 30 edycji „Tematów Tygodnia” jako luźne nawiązanie do tematu nr 1: Wiedza (rama kwalifikacji).
Zapraszam na mojego bloga: http://zkusiorabani.pl/
oraz do polubienia strony na FB: https://www.facebook.com/zkusiorabani/
Jeśli tylko Ci się spodobało zostaw upvote i komentarz :) Będę niezmiernie wdzięczny :) Możesz także obserwować mój profil, by nie przegapić kolejnych postów!
Pamiętam jak oglądałem jeszcze ten serial. Zawsze czekałem niecierpliwie na nowy odcinek :D
Ja sobie od czasu do czasu oglądam jakiś odcinek do obiadu :) Ten serial się nie starzeje :D
Dzięki za przypomnienie tej kultowej postaci z moich młodych lat. Chyba nic nie przebije szyderczości z jaką Al potrafił cisnąć po Peg. Mój ulubiony tekst to chyba:
Pozdrawiam
Al wymiatał swoimi tekstami :D Chociaż czasami Peg potrafiła mu się ostro odgryźć.
Cios! Musze wrócić do tego serialu, ale już raczej bez lektora i Polsatu. :)
Ja od czasu do czasu sobie jakiś odcinek oglądam. Ciągle świetnie bawi :D
Al to mój idol a marny podrabianiec Ferdek Kiepski nie dostaje mu do pach.
Ja też wyżej stawiam Ala niż Ferdka...
Dla mnie zawsze będzie gościem wiernym swoim zasadom
Rzeczywiście czasami dla zasad potrafił wyzbyć się wszystkiego...
Jeden z seriali klasyków.Oglądało się.Taki amerykański świat według kiepskich.
Świat wg Bundych oglądam nawet dziś i potrafi mnie rozbawić. Natomiast "Kiepscy" już tak na mnie nie działają...
Ahh ten serial.. :D idealnie pokazuje jakim człowiekiem staje się człowiek nieszczęśliwy.. pozdrawiam!
Dokładnie!
Również pozdrawiam :)
Bardzo dobra analiza tej postaci. Bardzo lubiłem oglądać ten serial w dzieciństwie. Niedawno były emitowane powtórki i zupełnie inaczej zacząłem postrzegać tą postać.
Cytatów to on miał dużo. Pamiętam, że moimi ulubionymi odcinkami były dwa nakręcone pod koniec: jak montowali antenę satelitarną i ... motyw "go fishing" (można znaleźć na YouTube).
Aha i jeszcze dobry był odcinek jak Antybaby skrępowali w studiu telewizyjnym Jerry'ego Springera XD
Mi w pamięci utkwiły bardzo odcinki, w których Bundy byli w Wielkiej Brytanii i mieszkańcy dwóch wiosek chcieli ich zabić :D
Ano było coś takiego. To był chyba specjalny odcinek, podzielony na 2 lub 3 części :)
Świetny tekst! :)