Na przestrzeni ostatnich miesięcy bardzo polubiłem oglądać seriale animowane. Pokochałem Gravity Falls, staram się śledzić perypetie Ricka i Mortiego, wyrywam sobie włosy w oczekiwaniu na nowy sezon Bojacka, a ostatnio wchodzę coraz głębiej w świat Futuramy. Chyba to co tak bardzo mnie do nich przyciąga to nie ograniczający twórców budżet, który może namieszać wizji reżyserskiej w produkcji aktorskiej.
Gdy na jednej z facebookowych grupek o tematyce seriali pojawił się zwiastun "Big Mouth", byłem lekko zmieszany. Ilość żartów o genitaliach śmierdziała mi South Parkiem, ale z drugiej strony pomysł na ukazanie hormonu dojrzewania jako potwora, który będzie za nami stał i przekonywał nas do robienia złych rzeczy. Przypomniało mi to "Inside Out" Pixara. Wszystko zapowiadało głupią komedyjkę, która mimo wszystko będzie miała coś do powiedzenia w temacie problemów nastoletniego życia. Wyłączyłem trailer i wróciłem do przeglądania fb, a o serialu przypomniałem sobie dopiero z adnotacji, między kolejnymi godzinami bingewatchu na Netflixie.
Chyba każdy przyzna że dojrzewanie nie należało do najprzyjemniejszych momentów w życiu. Obserwowanie zmian na swoim ciele, niewygodne rozmowy z rodzicami, oraz rodząca się fascynacja płcią przeciwną były bolączką każdego z nas. "Big Mouth" nie pozostawia żadnego aspektu młodzieńczego życia w półsłowach, wyśmiewając każdy wstydliwy element dojrzewania. Twórcy nie stronią od żartów o "robieniu gały", "waleniu konia" czy innych rzeczach, które można zrobić z męskim narządem rozrodczym. Wątki żeńskiego pokwitania są także obecne, ale niestety są potraktowane po macoszemu.
Postacie główne są jedną z mocniejszych stron nowej produkcji Netflixa. Na przestrzeni dziesięciu półgodzinnych odcinków poznamy perypetie piątki kończących podstawówkę przyjaciół. Ich relacje między sobą, rodzicami, rodzeństwem i resztą społeczności szkolnej. Przeżyjemy razem z nimi razem pierwsze miłości, rozstania, a także będziemy świadkami ich dojrzewania. Gorzej z bohaterami drugoplanowymi jest gorzej. Slapstickowy do bólu szkolny WF-ista, oraz uzależniony od polędwiczek cielęcych ojciec jednego z chłopców próbują nas rozśmieszyć na siłę, chwytając po oklepane techniki.
Do voiceactingu, oraz kreski nie można się przyczepić. Niektóre postacie, a szczególnie Missy są nieźle zaprojektowane i zagrane. Na przestrzeni kolejnych odcinków usłyszymy wiele humorystycznych piosenek, co jest rzadkością w większości animacji dla dorosłych. Tampon poruszy nas smutną informacją że każdy krwawi, Freddie Mercury powie nam że każdy jest gejem, a także dwie postacie postanowią wyznać co do siebie czują śpiewając.
Nie wiem czy powinienem polecać wam ten serial. Początkowe odcinki nie różnią się od siebie za bardzo, a sama produkcja próbuje powiedzieć coś więcej pod sam koniec. Animacja nie wnosi do gry niczego nowego, i pewnie będzie szybko zapomnienia. Lepiej sięgnąć po Bojacka, czy Gravity Falls. 5/10.
Ja się spóźniłem z zagłosowaniem i jednocześnie się dziwię, że ten post zebrał tak mało głosów. Dziękuję za recenzję, bo sam zamierzałem się za to zabierać , chociaż sam trailer średnio zachęcał tanimi żartami o genitaliach. Na razie muszę nadrobić zaległości w postaci całego Bojacka :)