Jutro kolejna niedziela, szczęśliwie nieobjęta wprowadzonym 1 marca ograniczeniem handlu. W związku z tym chcący w ten dzień zarówno pracować, jak i wydawać zarobione przez siebie pieniądze, będą mogli działać zgodnie z własnymi preferencjami.
Niestety w kwietniu nasza wolność będzie znacznie bardziej ograniczona, gdyż jedynie jedna niedziela będzie niedzielą handlową.
Nie zgadzam się na tego rodzaju regulacje, a stosowne uzasadnienie takiego stanowiska możecie znaleźć na stronie internetowej Stowarzyszenia Libertariańskiego, które to zamieszczam poniżej:
Stowarzyszenie Libertariańskie to organizacja stojącą na stanowisku, że wolność tworzy możliwości. Kluczowymi dla nas wartościami są: wolność, możliwość, otwartość ideologiczna i realistyczna oraz profesjonalizm. Dążymy do tego, by Polska była wolnym, dobrze rozwijającym się krajem, poprzez takie działania, jak: networking projektowy, lobbing, wydawanie książek i publikacji czy organizowanie debat, szkoleń, wykładów i warsztatów. Jesteśmy otwarci na różne poglądy, odmienne środowiska i nowe idee. Niemniej jednak obowiązująca od 1 marca br. ustawa ograniczająca niedzielny handel stoi w sprzeczności zarówno z naszymi celami, jak i z naszymi wartościami.
Sprzeciwiamy się odgórnym, sztywnym rozwiązaniom, które nie szanują odmiennych preferencji pokojowo działających jednostek. Uważamy, że każdy powinien kształtować swoją rzeczywistość swoimi dobrowolnymi i pokojowymi działaniami oraz rynkowymi wyborami. W związku z tym naszym zdaniem przeciwnicy niedzielnego handlu mogą powstrzymać się od robienia w tym dniu zakupów i w ten sposób wpływać na to, że otwieranie sklepów w niedziele stanie się mniej opłacalne. Jeśli zgodnie z argumentami zwolenników tego ograniczenia jest ono rzeczywiście popierane przez większość społeczeństwa, to przedsiębiorcy z własnej woli zamykający swoje sklepy w niedziele mogliby budować swój pozytywny wizerunek, dopasowując się do społecznych oczekiwań. Wolni ludzie, korzystający ze swoich możliwości, mogliby w ten sposób wpływać na swoje otoczenie, nie naruszając przy tym swobody umów oraz praw tych sprzedawców i konsumentów, którzy nie widzą niczego złego w niedzielnym handlu. Wiele wskazuje jednak na to, że sprzeciw wobec handlu w niedzielę nie jest wcale popularny, a ustawa będzie chronić wyłącznie dość wąskie grupy interesu.
Proponujemy zatem, aby ustawa ograniczająca handel została zniesiona w całości. Preferujemy oddolne, dobrowolne umowy i kontakty, w których zatrudniany i zatrudniający określają swoje prawa i obowiązki, dzięki którym każdy może korzystać z możliwości, jakie oferuje mu rynek. Ograniczenia możliwości pracy nie są dobrą drogą do gospodarczego rozwoju i budowania dobrobytu polskiego społeczeństwa.
Ceniąc jednak odmienne od naszych poglądy i idee jesteśmy w stanie rozważyć przyjęcie ustawy, która decyzje o ewentualnym ograniczeniu niedzielnego handlu pozostawiłaby gminom. W ramach tych nowych uprawnień poszczególne samorządy mogłyby w oparciu
o preferencje mieszkańców zadecydować, czy handel w niedzielę powinien być ograniczony, czy też nie. Zamiast jednego, centralnego i odgórnego rozwiązania, lepszym rozwiązaniem jest naszym zdaniem krok w stronę większej decentralizacji.
Pamiętajmy, że to nie państwowe regulacje, a wolność tworzy możliwości dla dalszego, szybkiego rozwoju naszego kraju!".
- Kilka komentarzy na temat ograniczania niedzielnego handlu można znaleźć również na moim profilu.
Miło widzieć stowarzyszenie tutaj ;) nie jesteś jedynym libertarianinem na steem :)
Według mnie najbardziej rozsądne rozwiązania w sprawie ograniczenia handlu w niedzielę są 2:
O ile dobrze kojarzę, to np. w Niemczech często takie sprawy załatwia się na poziomie: branżowy związek zawodowy - organizacja zrzeszająca podmioty z danej branży. Niezłe rozwiązanie, ale czy możliwe jest wprowadzenie go do Polski - nie mam pojęcia.
Wybór na poziomie gminy to też ciekawa idea, chociaż - przyjmując, że samorząd zdecyduje oddać decyzję w ręce obywateli - tu przewagę mają konsumenci, bo w większości (wszystkich?) przypadków będzie ich więcej niż samych pracowników.
Wszyscy jesteśmy konsumentami.
A co do proponowanych rozwiązań się zgadzam, z zastrzeżeniem, że związki zawodowe pozbawione byłyby obecnie przysługujących im przepisami przywilejów.
W tej sytuacji - ludzie zatrudnieni w handlu - pełnią inną rolę, nie są konsumentami przez te kilka godzin.
Każdy z nas wykonujący jakikolwiek zawód przez czas wykonywania pracy nie jest konsumentem.
Co w tym odkrywczego?
No, właśnie nic.
Stwierdzam jedynie fakt, że przy głosowaniu oddolnym przeważać będą konsumenci nad - najżywiej zainteresowanymi - pracownikami, więc wynik głosowania można prognozować po frekwencji w sklepach sprzed wejścia w życie zakazu.
To raz jeszcze wyjaśniam: nie ma to znaczenia, czy pracownicy są w tym momencie "niekonsumentami", ponieważ ich praca (jak i każda inna) polega właśnie na tym, by spełniać życzenia konsumentów, dopasowując się do ich preferencji. W jednej sytuacji A spełnia życzenia B, w innej z kolei to B spełnia życzenia A. Nie należy tego rozpatrywać jako gry o sumie zerowej, ponieważ rynek jest grą o sumie dodatniej.
Jeśli zatem w jakimś oddolnym głosowaniu konsumenci opowiadają się za takim a nie innym działaniem, to przedsiębiorcy i zatrudnieni przez nich pracownicy, jeśli działają ekonomicznie, powinni się do tych oczekiwań dostosowywać, a nie się na nie obrażać.
Ja doprawdy nie widzę, co tutaj miałoby być przedmiotem krytyki.
Oddolne głosowanie odbywa się w warunkach rynkowych - konsumenci idą/nie idą na zakupy.
Model ten nie ma zastosowania do tej regulacji, ponieważ inne wartości (prawo do odpoczynku, wolnej niedzili czy jak zwał tak zwał) są stawiane ponad rachunek ekonomiczny, życzenia konsumentów są niejako spychane na bok jako mniej ważne od prawa pracowników do odpoczynku.
Możliwe, że się nie zrozumieliśmy - nie opisuję stanu idealnego, jaki sam chciałbym widzieć (wolny rynek, swoboda zawierania umów), bo tu się zgadzamy. Przedstawiłem jedynie możliwości, które według mnie mogłyby przejść przez obecny sejm (głównie ta ze związkami zawodowymi pewnie).
Zejście z decyzją niżej nie przejdzie z wyżej wymienionego powodu plus naczelnik państwa skłania się ku centralizacji władzy.
Tak bardzo zachwalalali dwa tygodnie temu, że zakaz działa bo ludzie wyszli na dwór. Było wtedy +10 stopni.
Dzisiaj niedziela handlowa, znowu 10+ stopni. Park Łazienkowski pełen ludzi, do biedronki zaszedłem, brak kolejek. Coś nie tak.
Nie zrozum mnie źle, wszystko ma swoje wady i zalety. Tak się złożyło że pracuje przeważnie 6 dni w tygodniu od poniedziałku do soboty, na szczęście nie w niedziele, jeszcze tego by brakowało. Przez cały zeszły rok miałem tylko 3 soboty wolne i pracowałem we wszystkie święta. Wiadomo że są ludzie którzy pracują we wszystkie niedziele i jestem w stanie wyobrazić jak się z tym czują. W końcu ta niedziela jest w jakiś sposób wyjątkowa a nawet święta 😊 Cieżko bedzię wszystkim dogodzić, ze względu na naturę ludzką to wręcz niemożliwe.
Dlatego też stosowne decyzje odnośnie do rodzaju i charakteru zatrudnienia, wykonywanej pracy, płacy i godzin pracy winny regulować umowy między zatrudniającym a zatrudnianym. Jeśli strony dobrowolnie zgadzają się na wynegocjowane warunki, nie widzę powodu, by miał w taki kontrakt ingerować podmiot trzeci.
Ja nie zaprzeczyłem temu że masz racje. Choć bywa tak że ludzie zgadzają się na dane warunki bo nie mają innego wyboru. Część ludzi będzie za, a reszta przeciw. Ja jestem gdzieś pomiędzy, co się bedę wkurwiał 😄 W sobote na zakupy, w niedziele z rodziną - też spoko
Owszem, niekiedy wybór może być z uwagi na okoliczności mocno ograniczony, niemniej jednak chyba nie będziemy z tego powodu twierdzili, że jest to wybór dokonywany "pod przymusem" czy że zatrudniający stosuje względem zatrudnianego "przymus ekonomiczny"? :)
Rozumiem że się z tym nie zgadzasz a j po prostu nie bede się spinał o byle co. Jaram wystarczająco dużo zielska i mogę skupić się na poważniejszych problemach 😎
Często nie widać na pierwszy rzut oka, że to co dobrowolne, jest wymuszone. Ciężką sytuacją na rynku pracy, ciężką sytuacją pracownika który jest zmuszony zgodzić się na takie warunki i tak dalej. Nie bronię tutaj zakazu handlu w niedzielę, to bardziej takie ogólny argument odnośnie ingerowania w umowy przez państwo.
Widzę, że @crazyasshole też ten temat poruszył i mu odpisałeś. Oczywiście, nie jest to tym samym co "niewolnictwo", jak niektórzy hucznie i populistycznie krzyczą :) Ale patrząc na perspektywę całego społeczeństwa, na pewno możemy mieć do czynienia ze zjawiskiem swego rodzaju przymusu, które może być negatywne nie tylko dla pojedynczych jednostek, ale i całego społeczeństwa właśnie. Dlatego uważam, że czasem ingerencja (odpowiednia regulacja) jest usprawiedliwiona.
Albo mówimy o "swego rodzaju", albo o konkretnie zdefiniowanych działaniach. "Swego rodzaju przymusem" można by określić dosłownie wszystko, zatem tego rodzaju narzędzie analityczne jest kompletnie bezużyteczne.
Okoliczności i warunki, w tym okoliczności i warunki zawarcia danego kontraktu, nie są synonimem przymusu.
Dla mnie jedyną usprawiedliwioną regulacją jest regulacja oddolna i dobrowolna oparta na zasadzie poszanowania prawa własności, a zatem regulacja rynkowa.
Oczywiście, można być precyzyjnym bardziej. Nie byłem precyzyjny, gdyż uznałem, że komentarz ten tylko ogólnie przedstawia problematykę i argumentację. Życie zero jedynkowe nie jest, pewnie, że wszystko można by nazwać swego rodzaju przymusem, ale gdzieś granicę postawić można, niekoniecznie zero jedynkowo, czyli albo "o umowie decydują tylko dwie strony" albo "państwo kontroluje wszystko", można ją postawić gdzieś pomiędzy. I pewnie, że ta granica nie będzie wyliczona matematycznie, będzie umowna, ale według mnie lepiej umowna niż żadna (zero jedynkowa).
Bardziej konkretnym, choć abstrakcyjnym przykładem niech będzie więc sytuacja w której państwo nie reguluje umów o pracę i mamy jakiś region w którym jest duże bezrobocie. Wszyscy pracodawcy oferują czas pracy 7 dni w tygodniu, żadnego wolnego. Skutkuje to społeczeństwem które nie jest zdrowe z racji na wyniszczającą pracę, w której są wypadki przy pracy przez przemęczonych pracowników, w którym rodzice nie mają czasu dla dzieci gdyż muszą pracować 7 dni w tygodniu - generalnie długoterminowo niekorzystnie efekty.
Dlaczego ten przykład jest abstrakcyjny? Bo obecnie takiej sytuacji nie mamy, gdyż państwo wprowadziło maksymalny czas pracy, przysługujący ludziom urlop etc.
Pytanie, czy taka regulacja zawsze da optymalny efekt (pod jakimkolwiek kątem - gospodarki, stanu społeczeństwa, środowiska)? Czy może nawet jak czasami nie da optymalnych efektów, to i tak popierasz taki stan rzeczy, bo "dla zasady" nie powinno się od tego stanu rzeczy odstępować (stosując regulacje odgórne), zasada wolności jest złota, nawet jeśli wydaje nam się, że regulacje odgórne zrobią coś dobrego?
Przymus pojawia się wtedy, gdy naruszona zostaje czyjaś własność wbrew woli drugiej strony bądź gdy jedna ze stron stosuje groźbę użycia siły, jeśli druga strona nie będzie postępowała ze sobą i ze swoją własność w sposób zgodny z żądaniami grożącego, mimo iż swoim działaniem nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, i mimo iż nie naruszyła w żaden sposób jego własności.
Przykład jest abstrakcyjny i nietrafiony chociażby z tego powodu, że jeśli nie ma państwowych regulacji ograniczających rynek i tworzących sztuczne bariery wejścia, to na takim terenie każdy może sam zostać przedsiębiorcą, tworzyć własny biznes lub poszukiwać okazji zarobkowych w innym miejscu. A nawet jeśli opisana sytuacja miałaby miejsce, to w rozwijającej się gospodarce mamy tendencje deflacyjne i akumulację kapitału prowadzącą do inwestycji w dobra kapitałowe wyższych rzędów, w związku z czym konieczność pracy przez 7 dni w tygodniu wydaje się co najwyżej stanem mocno przejściowym i tymczasowym.
Poza tym, nie znam ANI JEDNEGO przykładu sytuacji, która pasowałaby do takiego opisu, zatem jest on jedynie wydumaną konstrukcją teoretyczną, niewystępującą w warunkach rynkowych, a co najwyżej w warunkach rynku regulowanego.
Jestem przeciwnikiem utylitaryzmu, to pierwsze. Po drugie, nie da się zmierzyć "optymalności", o której mówisz, ponieważ nie da się intersubiektywnie porównywać preferencji jednostek. Dlatego też każda taka ocena "optymalności" będzie co najwyżej subiektywną oceną oceniającego.
Odgórna regulacja zawsze wiąże się wpierw z działaniem moralnie złym, a zatem nawet jeśli - co mało prawdopodobne - doprowadziłaby do "czegoś dobrego", wpierw musiałaby wyrównać wcześniej wyrządzone szkody. Wolałbym jednak, by do tego nie dochodziło.
Congratulations @hanki! You have completed some achievement on Steemit and have been rewarded with new badge(s) :
Award for the number of comments received
Click on any badge to view your own Board of Honor on SteemitBoard.
To support your work, I also upvoted your post!
For more information about SteemitBoard, click here
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP