Nie będę tutaj opisywał, że czytanie książek zwiększa mądrość, inteligencje, relaksuje, pomaga zasnąć, podnosi statystyki do szybkości, zwiększa wytrzymałość pomaga przetrwać w głuszy przez dziesięć dni z rzędu, pozwala strzelać laserami z oczu i w ogóle amerykańscy naukowcy polecają. Chciałbym się zająć trochę innym zagadnieniem. A mianowicie:
Ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział, że czytanie to taka sama forma rozrywki jak każda inna i nie ma potrzeby jej fetyszyzować, bo jakie to ma znaczenie, co kto robi w wolnym czasie. Otóż nie.
Czytanie to nie jest forma rozrywki. Czytanie kryminałów to forma rozrywki, czytanie fantastyki czy innych przygód to forma rozrywki. Ale czytanie samo w sobie to bardzo ważna umiejętność nabyta, przetwarzania słowa pisanego na realną informację, która po przetworzeniu daje obraz jaki autor chciał przekazać.
Czytanie jako formę zdobywania wiedzy bardziej od oglądania telewizji porównałbym do biegania. Im więcej człowiek biega tym więcej może przebiec, po każdym treningu jest w tym coraz lepszy i nie ważne czy dzisiaj biegnie dla sportu, jutro dla rekreacji, a wczoraj biegł na przystanek. Każda z tych okazji pozwoliła mu być lepszym w tym co robi.
Podobnie z książkami, teoretycznie intuicyjnie przyjmujemy, że czytanie książek naukowych czy dzieł klasycznych jest bardziej wartościowe od tekstów przygodowych, albo romansów czy horrorów. Może i coś w tym jest, tylko dlaczego ktoś miałby nabijać się z niedzielnego biegacza, że nie przebiegł jeszcze maratonu? Każdy rodzaj czytania prowadzi do tego samego celu i to jest najważniejsze.
Celem czytania natomiast jest czytanie samo w sobie. Wiadomo przecież, że czytanie romansów jest słabe w pozyskiwaniu specjalistycznej wiedzy. Natomiast podręcznik do fizyki kwantowej jest beznadziejny jako forma rozrywki, no chyba, że ma się jakieś fetysze. Jednak właśnie dlatego nie rozbijam na konkretne rodzaje dzieł pisanych, ponieważ gloryfikuje czytanie jako środek i cel jednocześnie. W tym przypadku jest ono narzędziem do przetwarzania i odczytywania zapisanych informacji na pewnym nośniku danych jakim jest książka. Czytając zawsze ulepszamy naszą zdolność pozyskiwania danych. Zupełnie jakby telewizor od puszczania filmów stawałby się w tym coraz lepszy. U ludzi tak się dzieje.
Czytanie to jak odtwarzanie nagranej opowieści. Tylko nośnikiem jest książka, kodowaniem alfabet ,a przetwornikiem mózg.
Można to bagatelizować, przecież był pan w szkole?
A no był.
Nauczyli czytać?
Nauczyli.
To niech czyta.
Proszę bardzo – Legia – górnika 2:0.
No przecież proszę państwa każdy biegać potrafi. To takie szybkie chodzenie. A, że jak się mało ćwiczy to ten bieg nie potrwa dłużej niż 10 sekund i skończy się potworną zadyszką i oddechem astmatyka, no cóż nikt nie mówił, że każdy potrafi biegać DŁUGO. Czytać też każdy potrafi. Gorzej z jakością tego czytania i z poziomem rozumienia tekstu. Analfabetyzm wtórny nie oznacza, że ktoś nie potrafi składać liter, czytanie to jednak trochę więcej. Alistair'a MacLean'a potrafię przeczytać przez noc, 4 czasami 5 godzin na jedną książkę. Historia antykultury Krzysztofa Karonia potrafi mnie pokonać czasami po 10 stronach, nie powiem ciężko jest. Dlaczego jednak czytanie pierwszej pozycji miałoby mi nic nie dać? Ćwiczyłem swój aparat odczytu i analizy tekstu, może teraz po tym treningu uda mi się przeczytać 11 stron książki Karonia zanim się zmęczę i przestane myśleć, kto wie?
Nie zauważyłem jednak, żeby oglądanie filmów nawet i naukowych w jakimś stopniu przyczyniało się do rozwinięcia czegokolwiek w organizmie. Zdolność, oglądnięcia całonocnego maratonu seriali, ani trochę nie przyczyni się do lepszego przyswojenia wiedzy z programów historycznych czy Discovery.
Teraz można się zastanowić jak dużo treści z programu historycznego zostało w pamięci oglądającego widza po seansie. Zdaje się, ze w 40 minutowy program całego podręcznika się nie upchnie. Zwłaszcza, że przydało by się przedstawić treść w jakieś urozmaiconej formie. Poza tym ile z tej treści jesteśmy w stanie zapamiętać podczas jednorazowego seansu? Książka ma tą ogromną przewagę, że można ja zapauzować w dowolnym momencie. Można łatwo przewinąć, przeczytać kilka razy to samo. Porozmyślać trochę, włożyć konkretny fragment wiedzy do odpowiedniej szufladki w głowie. W telewizornii nie ma na to zwyczajnie czasu. Fragment przeznaczony na analizę treści w naszej głowie jest pomijany. Widz jest jak gąbka, która wchłania treść w surowej, nieobrobionej formie. W takiej słabo przyswajalnej. To jakby zajadać się wyłącznie tabletkami z witaminami, przyjmując je za substytut warzyw. Wątpię czy było by to zdrowe. Nie mówiąc już o przyswajalności. W lekturze, w takim przykładowo poście na blogu, zawsze jest czas na przemyślenia i konfrontacje przeczytanego fragmentu z wcześniej już pozyskaną wiedzą, zdecydowanie łatwiej jest odnaleźć głupoty, niż podczas seansu dziennika.
Pozostając przy blogach. Napisać jakiś tekst, artykuł, książkę może każdy. To jakby rozmowa, opowieść tylko nie przekazana bezpośrednio. To jest w tym najcudowniejsze, wiedza przestała być towarem ekskluzywnym, trudno dostępnym. Jeden nauczyciel może przekazać swoją naukę tysiącom uczniów w dokładnie takiej samej formie. To bardzo niebezpieczne.
Co z tego, że władzy ludowej udało się złapać i uciszyć jakiś niebezpiecznych zaplutych karłów reakcji skoro ich książki w drugim obiegu mówiły za nich. Ciężko jest uciszyć książkę, albo ją przekupić czy zastraszyć. Publikowanie w formie pisanej jest relatywnie tanie do innych form przekazu. W mediach monopol na wiedze dzierżą wpływowi, wielcy panowie. Nie każdy jest w stanie nakręcić film i puścić go w telewizji. Do tego potrzebne są pieniądze, a jak nie to przynajmniej przychylna treść utworu wpasowująca się w aktualne, popierane nurty.
Książki są niebezpieczne, bo ich autorzy mówią do nas zza grobu. Co jeżeli historia troszkę nam przeszkadza i małymi kroczkami staramy się ją zmienić? Czasem robimy czarną angielską królową, czasem nam się przypadkiem napisze, o polskich obozach koncentracyjnych, czasami zapomnimy jakiej płci była Kopernik. I tak w Muzeum Historii Birmingham powstaje wystawa o czarnych rycerzach (nie chodzi tu bynajmniej o kolor zbroi), ludzie zaczynają się przyzwyczajać, że Europę od wieków budowała wspólnota afrykańsko- muzułmańska, a tu nagle tragedia… Ktoś odkopał stare „W pustyni i w puszczy” i czyta o dzikich murzynach biegających z dzidami w przepaskach biodrowych. I co tu zrobić?
Z filmem sobie poradzono wypuszczając kilka lat temu nową wersje w której każdy mieszkaniec Afryki chodził w garniturku, ale co z tymi wszystkimi wydaniami książki? Przepisać na nowo?
Jest problem, a książka jest rasistowska jak cholera (wystarczy poczytać zagraniczne fora z komentarzami czytelników książek). Aż się boje pomyśleć co się stanie jak nasze wnuki zauważą, że bohaterowie w książkach są tylko dwóch płci..
Książki to zdecydowanie problem, a ich czytelnicy jeszcze większy.
Rząd francuski stwierdził, że winę za niedawne protesty ponoszą portale społecznościowe, na których ludzie udostępniają posty i zmawiają się na protesty. Wcale nie wysokie podatki i polityka uciskania własnych obywateli. Wszystko jest winą informacji, bez niej nieświadomi ludzie nadal grzecznie by pracowali.
Chociaż zdaje się, że nowa, ULEPSZONA wersja Małego Księcia już wyszła. Para Argentyńskich feministek uznała, że treści w książce są seksistowskie. Przecież były tam wyłącznie męskie postacie, z wyjątkiem róży, zdecydowanie nie opisanej w pozytywny sposób. W nowej wersji już sobie z tym poradzono, zastępując połowę bohaterów żeńskimi postaciami. Przy okazji wyrzucając rysunki słonia połkniętego przez węża, bo to zbyt brutalne.
To w sumie też jest ciekawe, że w zależności od chwilowej potrzeby płeć ma, a czasami nie ma znaczenia. Czasem jest tylko nieistotnym wytworem patriarchalnego społeczeństwa, a czasem pełni w nim ważną rolę.
Przy okazji tez skrzętnie postarano się aby pozbawić książkę całej jej głębi sprowadzając ja do dziewczynki podróżującej po śmiesznych planetach i spotykających inne śmieszne postacie. Przynajmniej nikogo nie urażając.
No, ale umieć odnaleźć w książce drugie dno nie jest wcale tak prosto. Niektórzy wciąż myślą, że „Pies który jeździł koleją” opowiada o psie który sobie jeździ pkp.
Podobnie ze starymi bajkami które trzeba pisać od nowa bo przecież się dla dzisiejszych dzieci nie nadają! Przyznam szczerze, że jestem wielkim fanem Braci Grimm. Czytam je przełożone na polski bezpośrednio z oryginału i przyznaje, że czasem trup się ściele gęsto, a Kopciuszek wcale nie wybaczył siostrzyczkom tylko biedne umarły oślepione, jedna bez palców, druga bez pięty. Za to każda z tych bajek niesie za sobą pewne przesłanie i bynajmniej nie jest to przesłanie o miłości do wszystkich i nadstawianiu policzka.
Właśnie dlatego bełkot ludzi płaczących, że nie mogli przeczytać szkolnych lektur bo są nudne i stare jest taki smutny. Wiadomo, ze Harrego Pottera czytało mi się o wiele swobodniej. Ale lektury szkolne to nie rozrywka, to pewna baza wiedzy którą przydałoby się posiąść wchodząc w dorosłe życie. Dobrze jest posiadać przynajmniej szczątkową wiedzę o życiu klika lat wcześniej i chwycić się za głowę dowiadując się jak Tomasz Judym uspokoił niegrzecznego Dyzia. Mało kto penie wie, że kapitan Nemo był Polakiem. Ambasada Rosji bardzo protestowała przed napisaniem tego w książce wprost i Verne pominął ten fragment. Jednak w książce można znaleźć fragment jak w gabinecie kapitana wisiał obraz Kościuszki. A o dziwnym „wężowym” języku, którym mówili marynarze wspominać nie trzeba. Żył zemstą bo jego rodzinę wygnano na Syberię, a córkę i żonę zgwałcili Kozacy. No, ale to troszkę nie przystoi w dzisiejszych czasach o tym wspominać.
Można też miedzy wierszami doczytać , że głupota była kiedyś powodem do wstydu, a nie przechwałek, albo że świat był trochę brutalniejszy i wybranie jakiej jest się płci, nie było głównym zmartwieniem ludzkości, a przepuszczenie kobiety w drzwiach było miłym zwyczajem, a nie patriarchalnym poniżeniem. Albo, że przedwojenna wypłata pracownika państwowej fabryki wystarczała na utrzymanie żony i dzieci. Bez zapomóg i socjalu.
Dlatego w końcu przydało by się aby ktoś w tej całej Uni zajął się tą sprawą. Powołał jakiś urząd czy coś i pozbawił nas ryzyka czytania niewłaściwych książek, jeszcze by się ludzie dowiedzieli czegoś nie po myśli miłościwie nas ograbiających. Ustawy polit-poprawnosci już na zachodzie istnieją, ale tutaj jest potrzebne coś więcej, nawet nazwa już jest - Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk (kiedyś, za czasów słusznie minionych, już taki był i nikt nie narzekał). Poza tym to snobizm. Widzieliście tych wszystkich ludzi którzy tak bezceremonialnie przechwalają się czytaniem w autobusach czy pociągach. Ci faszyści myślą, że są lepsi bo umieją czytać. Precz z takimi kułakami. Poza tym od czytania psuje się kręgosłup i wzrok.
Domowa biblioteczka jest wizytówką dla naszego umysłu podobnie jak twarz dla naszej osoby. Wystarczy przyjrzeć się książką stojącym na półce u gospodarza i już wiemy z kim mamy do czynienia. Może to pasjonat historii, podróży albo ogrodnictwa? Może ma cały regał zastawiony w powieściach kryminalnych, a może leży tam tylko jedna samotna książka za to przeczytana setki razy? Z książek da się wyczytać więcej o ich właścicielu niż to się wydaje. No może za wyjątkiem encyklopedii. Nikt nie czyta encyklopedii, ale ładnie się układają na półce. Z kimś oczytanym można podyskutować na każdy temat.
Ułożyłem kiedyś takie równanie, że człowiek jest interesującym kompanem do rozmowy proporcjonalnie do sumy przeczytanych przez niego książek i odwrotnie do kwadratu ilości cali telewizorów w jego domu. Sprawdza się. Często.
Swoją drogą jak wiele o czytelnikach mówi też sama instytucja biblioteki. Można je zabierać do domu za darmo, później po przeczytaniu są oddawane, niektórzy oddają tam swoje. Nie przynoszą one żadne zysku, a jednak istnieją.
Nie słyszałem nigdy o żadnym filmie czy grze komputerowej która by odmieniła czyjeś życie, za to słyszałem o książkach. Nie jednej a trzech, które wpłynęły dosyć mocno na mój odbiór rzeczywistości. A korzystając, że mogę się pochwalić to zrobię to.
Był to Ojciec Chrzestny, który pokazał mi, że rodzina jest wszystkim, a jej siła jest równa najsłabszemu ogniwu. Był to Hrabia Monte Christo, który nauczył mnie kalkulować na zimno. I w końcu był to Jakub Wędrowycz, ale to czego nauczyły mnie jego kroniki pozostawię dla siebie. Był jeszcze FightClub, ale nie wolno mi o tym mówić.
Aha i nie wierzcie w to, że jak będziecie dużo czytać to przestaniecie robić błędy ortograficzne. To wielka ściema.
Także czy czytać warto ?Warto. Co warto czytać? Wszystko. Zwłaszcza blogi na steemit.
Może w końcu ktoś wrzuci poradnik jak rozczepić atom w garażu bo póki co nie mogę znaleźć. Gdybym był Krzyżowcem powiedziałbym czytajcie Biblię, bo tylko Krzyżowcy czytają, ale jestem okcydentalistom wiec mówię, czytajcie wszystko, bo tylko Żydzi czytają.
Bardzo ciekawy artykuł, przeczytałam go z prawdziwym zainteresowaniem. Sama kocham książki, swego czasu były dla mnie jak nałóg. Teraz ze względu na czas wybieram audiobooki.
Tak gdzieś do ukończenia przeze mnie 30 roku życia przyklasnęłabym Twojemu tekstowi bez zastrzeżeń, od tamtej pory jednak sporo czasu upłynęło i nie ze wszystkim do końca się zgadzam. Na przykład z tym, że "oglądanie" jest pośledniejszą formą zdobywania wiedzy. Piszę choćby na przykładzie mojego starszego syna, który mając lat sześć potrafił dość dokładnie opisać odległe galaktyki i gwiazdy, opowiedzieć o znanej historii kosmosu i tak dalej. Potem przerzucił się na historię i został ekspertem od II Wojny Światowej... Jego ostatnim konikiem jest motoryzacja. Większość tej wiedzy ma do dziś w głowie i wciąż chłonie więcej. A nie znosi czytać książek! Jako ich miłośniczka ubolewałam nad tym dość długo, dopóki nie zauważyłam, ile wiedzy potrafi z powodzeniem czerpać z innych źródeł.
Można oczywiście domniemywać, o ile "uboższy" jest nie poznawszy fantastycznych dzieł literatury i nie ćwicząc umysłu w sposób, o którym piszesz. Lecz adekwatnie do tego mogłabym sobie czynić wyrzuty, że pozbawiam się obcowania na przykład z muzyką klasyczną, za którą nie przepadam. Ale zupełnie nie czuję się przez to uboższa.
Natomiast na pytanie
odpowiadam: zawsze warto!
Pozdrawiam :)
Dziękuje za komentarz
Jest różnica między zawartością telewizji i książek, bo... forma wpływa na treść. Telewizja sprzyja skrótowym informacjom, książka pozwala być precyzyjnym. Oczywiście można oglądać coś innego niż TV, ale nadal ciekawią badania różnego rodzaju na temat różnic między czytaniem a oglądaniem mówiące o różnicy w pasywności. Oglądanie czegoś sprzyja byciu pasywnym, czytać trzeba aktywnie, samemu.
Dlatego moim skromnym zdaniem coś w tym może być i czytanie książek jako takie może być ponad niektórymi innymi formami. Zależy jeszcze oczywiście co się czyta.
I co się ogląda :)
Na pewno czytanie, niezależnie od przyswajania wiedzy, jest dobrym ćwiczeniem intelektualnym. Martwiłam się tym, że moje chłopaki nie lubią książek, ale niepotrzebnie. Podejrzewam, że gdybym zmuszała syna do czytania, czego nie znosił, zabraniając jednocześnie oglądania discovery czy national geographic, to prawdopodobnie osiągnęłabym skutek odwrotny do zamierzonego. A tak, jak już złapał bakcyla wiedzy, to zaczął sam szukać informacji, także w formie "drukowanej". Bo on na przykład za literaturą piękną nie przepada, woli fakty. Najlepiej znaleźć złoty środek dostosowany indywidualnie do człowieka, bo każdy jest inny :)
Zdecydowanie, zmusać siłą nie należy, bo książki same w sobie nie są super tylko dlatego, że są ksiązkami :) Materiały wideo również mogą być wartościowe, a nie skrótowe. Zresztą szczególnie w młodym wieku nie ma potrzeby analizować całych encyklopedii, Discovery czy National geographic to i tak fajna opcja, biorąc pod uwagę w czym mogą się lubować rówieśnicy - głupawych bajkach, kwejkach, i innych takich pewnie, zależnie od wieku.
Ciekawe rozważania, przeczytałam jednym tchem :)
Proponuję dodać tag #pl-ksiazki (możesz edytować swój wpis i zmienić jeden z tagów, może #pl ale to tylko moja sugestia).
Pozdrawiam z Grecji :)
Dziękuję za sugestie, zmieniłem
Hmm... to jeśli nie posiadam telewizora, a co za tym idzie, jego przekątna dąży do zera, to znaczy, że mój wynik Twojego równania dąży do nieskończoności ;)
To się nazywa critical error ;)
Twój post został podbity głosem @sp-group. Kurator @suchy
Congratulations @fuczin! You received a personal award!
Click here to view your Board