Sieeeeemanko!
W ostatnim wpisie byliśmy kilka dni na łódce w drodze do największego miasta na świecie bez dostępu drogą lądową - Iquitos! A co w tym mieście takiego specjalnego dowiecie się już w dzisiejszym wpisie.
Zapraszam!
Pod wieczór, już po zmroku zacumowaliśmy w Iquitos. Od razu poszliśmy w strone portu z którego mamy łódkę w sam środek dżungli aby w tamtej okolicy znaleźć miejsce na nocleg. Niestety nie znaleźliśmy dogodnego miejsca, więc udaliśmy się do centrum miasta. Tym razem tuk-tuktukiem. Nie chcieliśmy iść kolejne 6-7km na nogach. W głównym parku udało się złapać Internet w jednym z hoteli i okazało się, że mamy hosta na dzisiaj. Dogadałem się, żeby przyszedł po nas i po 30 minutach się spotkaliśmy.
Mieszka on akurat w najbiednienszej dzielnicy miasta - Belén, co nam akurat zupełnie nie przeszkadzało. Jak tylko weszliśmy do domu od razu poszliśmy spać. Jednak relaks (ten na łódce) też może męczyć.
Noc była niespokojna przez komary i też przez piejące koguty od 3 nad ranem. Akurat mieliśmy jednego tuż pod naszym oknem. No, trudno. Po prysznicu wyszedłem na balkon z tyłu domu i zamurowało mnie z wrażenia. Słyszałem, że w tym mieście jest nie specjalnie czysto, ale to przeszło może wyobrażenie. Uliczka i plac między domami był pokryty grubą warstwą śmieci.
Dodatkowo są to tereny podmokłe więc wszystko pływa w bagnie i łączy się z rzeką. Gorzej niż w Indiach (ze zdjęć). Niby słyszałem, że to brudne miasto, ale nie spodziewałem się takich widoków.
W dzień poszliśmy zrobić zakupy w postaci jedzenia, maczety i gumiaków na dżunglę. Akurat blisko jest duży lokalny market gdzie można kupić dosłownie wszystko i to tanio. W dżungli jest ciężko z jedzeniem, dlatego zapasy muszą nam wystarczyć na co najmniej kilka dni. 1kg ryżu i 1kg makaronu powinno dać radę, do tego cebula i marchewka. Przeżyjemy!
Sam targ za to jest mega, mega brudny i dość mocno śmierdzi. Aż się dziwię jak ludzie tu wytrzymują. Ja nie dałem rady się przyzwyczaić przez prawie 3 tygodnie, a bywałem tu często.
ktoś chetny na spacer boso?
Wieczorem okazało się, że jest w Iquitos też Polak, który ma mały hostel i agencje turystyczną. Spotkaliśmy się więc na piwo, które zmieniło się w imprezę. Przy okazji spotkaliśmy dwie francuski poznane w Bucaramanga, które dołączyły do nas.
Dzięki temu poznałem też kilka lokalnych osób i znalazłem 100 soli (100 zł) na środku parku w drodze do baru aby potańczyć. Ależ radość!
Ok 21 Wojtek zaczął się źle czuć, więc został u Eryka na noc. A ja dołączyłem do niego ok 4 rano 😊 wcześniej jeszcze tylko wyskoczyłem z Erykiem na hamburgera a w drodze powrotnej jeden z jego gości którzy zostają u niego już ponad miesiąc zabrał ze sobą ladyboya. Co trzeba mieć w głowie aby płacić za dziwkę z jajami to nie wiem... I chyba nigdy tego nie zrozumiem. Za bardzo kocham kobiety.
Kolejnego dnia od rana Wojtek się dalej źle czuł. Dostał rozwolnienia i do tego wysokiej gorączki. W ciągu dnia trochę odpuściło i czuł się lepiej. Odpoczywaliśmy więc razem w mega gorącym pokoju wspólnym w hostelu. Tylko wiatrak ratował trochę sytuację.
W porze późnego obiadu poszedłem na targ kupić coś do jedzenia. Od jakiegoś czasu chodził nam po głowie kalafior i udało mi się go tutaj znaleźć. Dość drogo bo 10 soli (3$) ale należy nam się. Do tego ziemniaczki i pomidor. Dla mnie super połączenie.
Wojtek zjadł tylko kalafior aby nie drażnić żołądka i wrócił do łóżka.
Wieczorem byłem umówiony z lokalną dziewczyną na spacer po mieście aby poznać je trochę lepiej. Spotkanie było przesunięte o prawie godzinę z 18:30 ale udało się w końcu spotkać.
Pojawiła się śliczna dziewczyna o czarnych długich włosach, czarnych oczach i uśmiechu w którym można od razu się zakochać. Poszliśmy na spacer brzegiem miasta wzdłuż wybrzeża. Nie miała ona dużo czasu, bo ma dwie prace i studiuję ale te dwie godziny minęły jak minuta. Pod koniec zaczęła się ulewa więc ona pojechała do domu a ja wróciłem do hostelu czuwać nad chorym Wojtkiem.
O ile wczoraj Wojtek się już czuł dobrze tak dzisiaj rano zaatakowała go po raz kolejny bardzo wysoka gorączka i dreszcze. Razem z nami w hostelu były dwie pary gdzie faceci okazali się być szamanami. Jeden z nich od razu zaczął pomagać Wojtkowi wcierajac w niego ręcznie przygotowaną maść i odprawiając rytuał odpędzenia choroby. Po tym czuł sie trochę lepiej, ale przez resztę dnia został w łóżku. Kupiłem kilka kokosów z polecenia szamana aby zamiast wody pić sok z kokos - podobno pomaga.
Oboje bardzo chcemy jechać w środek dżungli, ale trzeba czekać aż wrócimy do pełni sił.
Mnie też dzisiaj zaatakowało rozwolnienie, więc nie mogłem się oddalać od hostelu na więcej niż kilkadziesiąt metrów. Mam nadzieję, że nie będę miał tego samego co Wojtek.
Dodatkowo właściciela dzisiaj też nie było widać i okazało się, że i on ma problemy żołądkowe. Czy to może być przez nasze Picie? Na pewno nie, przecież Wojtek nie pił dużo a miał się najgorzej. Czyli pewnie coś z jedzenia.
Kamery nie ruszałem od kilku dni, nie miałem ochoty nic nagrywać, dlatego też zdjęć dużo nie ma. Chciałbym już ruszyć dalej z Iquitos. Nie ma tu nic ciekawego do roboty. Jutro mam urodziny, które chciałem spędzić w domku w środku dżungli. Ale raczej się nie zapowiada żebyśmy mogli tam jutro dotrzeć. Bardzo szkoda. Ale może to i lepiej. Na pewno tacy osłabieni nie pójdziemy w głąb Amazonii. A Wojtek dalej się źle czuje.
Nastał dzień moich urodzin i zapadnie on z pewnością w pamięć na długo. Rano wstaliśmy bez pośpiechu, Wojtek zabrał się za sprzątanie hostelu trochę a i ja też pomogłem. Wybraliśmy się też coś zjeść na lokalny targ gdzie jedzenie jest bardzo tanie. Usiedliśmy przy jednym stoisku i zjedliśmy zupę podobną do rosołu. Po zjedzeniu chcieliśmy zapłacić ale pani powiedziała, że mamy zapłacić 12 soli (4 dolary) za jedną zupę! Gdzie normalna cena to 2,5 sole. Zaczęliśmy dyskutować i ostatecznie nie przyjęła naszych pieniędzy, więc wstaliśmy i poszliśmy w swoją stronę. Po chwili wybiegła za nami wołając policję że ja okradlismy. Eryk mieszka tutaj 17 lat, więc zna ceny i ma takie same prawa jak lokalni. Przez to policjantka była bardzo zakłopotana. Ostatecznie musieliśmy zapłacić 7 soli za zupę każdy. Niech ma kłamczucha i złodziejka. Bezczelnie jeszcze przy policji powiedziała, że jesteśmy biali, więc mamy kasę żeby zapłacić więcej. Skandal!
Ok 12 Eryk powiedział, że 4 osoby z hostelu będą płynąć do niego do lodge w dżungli i żebyśmy płynęli z nim jego łódką. Planowo mieliśmy wystartować o godzinie 14 Ale zanim grupka się zebrała, zrobiła zakupy itd była już 16. W jedną stronę jest trochę ponad godzinę, więc powrót zapowiadał się po
zmroku. Oczywiście jako że są moje urodziny kupiliśmy też rum aby wypić w drodze powrotnej.
![IMG-20180910-WA0031.jpg] ()
Sam Lodge jest w środku dżungli, gdzie dookoła nie ma nic. Zupełna cisza a na jego terenie kilka domków z drewna z moskitiera zamiast ścian i blaszany dach dla ochrony przed deszczem.
Robiło się już ciemno, więc kapitan zarządził powrót. Jak tylko wsiedliśmy do łódki otworzyłem rum i kolejka po kolejce szybko zrobiliśmy całą butelkę. Teraz było już zupełnie ciemno i musieliśmy oświetlać sobie drogę latarkami. Wojtek usiadł na dziobie i ostrzegał przed przeszkodami na wodzie, a było tego sporo, drzewa, bluszcz czy worki foliowe po których trzeba było się zatrzymywać i czyścić wirnik silnika.
Doplywając do Iquitos skreciliśmy w złą zatokę gdzie było mega dużo roślinności w wodzie. Lekko podpici ledwo się wydostaliśmy na główną rzekę Amazonkę z pomocą GPS w moim telefonie i nawigacji Wojtka wokół przeszkód. Ostatecznie po prawie 2h udało się wrócić bezpiecznie. Fajna przygoda, zwłaszcza w moje urodziny.
Pierwsze co zrobiliśmy po powrocie to wycieczka do sklepu po więcej rumu. Dołączyły do nas kolejne osoby - znajomi Irka, więc impreza nabrała tempa.
Z głośników leciała polska muzyka a my z radością do niej śpiewaliśmy.
przed hostelem impreza na całego
To były zdecydowanie dobre i pełne przygód urodziny! W środku dżungli na pewno by się tyle nie działo 😊
A o tym co się działo tam, już niebawem. Jak to mówią cdn...
Dzięki, że jesteś i czytasz moje przygody
Jeżeli Ci się podobają, to zostaw po sobie komentarz :)
Dodaje mi to motywacji aby tworzyć dalej :)
Pamiętaj także aby wpaść na moje inne media społecznościowe:
Artur
©Freedom Traveling -Artur Szklarski. Wszystkie zdjęcia i teksty są mojego autorstwa. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Przeszkody, żmije, super-krokodyle, komary, wrzody i reszta całego badziewia to cena którą należy zapłacić za niepowtarzalne przeżycia. Będzie co opowiadać wnukom. Niektórzy będą swoim opowiadać o imprezie u Jacka i jak się uchlali i to na tyle wspomnień. A Wy to goście, których warto będzie słuchać. Więc ogony do góry i na barykady. Serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję bardzo za miłe słowa 😁
Wracajcie do pełni sił! Czekam na wieści z dżungli 😊
Dzięki wielkie!
Ciekawe przygody. Myślałem, że w Polsce jest bałagan ale to pierwsze zdjęcie to masakra.
Ameryka łacińska przebija wszystkie standardy! 😁
A ja pamiętam kiedy Ty (Artur) miałeś urodziny! To było 4 miesiące temu, składałam Ci życzenia z okazji 30! :)
Trzymajcie się dzielnie, uważajcie na siebie i mniej rumu pijcie ;))
Dziękuję Ci bardzo! Tak, to było chwilę temu.. Lekkie przesunięcie jest.
Nie ma się co przejmować, dżungla nie zając, nie ucieknie ;) a zdrowie ma się tylko jedno, więc lepiej przeczekać tą niedyspozycje.
Co do tekstu lokalnej babeczki z 'restauracji' wszyscy myślą, że biali są chodzącymi workami z pieniędzmi. Szkoda, że naciągają i oszukują, tylko oni sami na tym będą tracić.
Powodzenia w dalszej podróży!
Dziękuję!
Na szczęście nie we wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej tak na nas patrzą 😊