🔪 CO MNIE ŁĄCZY Z MAGDĄ GESSLER? FOODINI OD KUCHNI! TripLog #2

in #polish6 years ago

Dla jednych bohaterami młodości są piłkarze, dla innych piosenkarze czy aktorzy, a dla mnie… kucharze, restauratorzy i kulinarni podróżnicy!

KLIKNIJ I PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ MOJEJ HISTORII

Gordon Ramsay, Anthony Bourdain (RIP), Jamie Oliver, Andrew Zimmern, a z naszego podwórka Magda Gessler, Robert Makłowicz i Pascal Brodnicki. To między innymi oni uczyli mnie jak komponować smaki, dbać o standardy i prowadzić zarabiający biznes.
To również z nimi stawiałem pierwsze kroki w kuchni i to im zawdzięczałem pierwsze rany od noża na palcach. Podziwiałem ich programy w TV, czytałem książki kucharskie i biografie, przerabiałem kursy na YouTube i dzięki nim opanowałem teorię.

NA POCZĄTKU BYŁ MDŁY KRUPNIK


W moim domu nikt nie lubił, więc i nie potrafił dobrze gotować. Mdłe, powtarzane co tydzień oklepane schematy. Bitki, krupnik, schabowy, od święta bigos. Wszystko świeże, ale zupełnie pozbawione smaku i polotu. Dla mnie to było za mało, za słabo, za słono - od jedzenia oczekiwałem znacznie więcej!

Dlatego, odkąd w wieku 18 lat wyprowadziłem się z domu, gotowanie było ze mną cały czas i w końcu mogłem robić coś po swojemu.
Ze studiami na warszawskiej politechnice rozstałem się szybko. Już po trzech tygodniach wiedziałem, że nie pasuję do tego miejsca.
Siadłem do nauki, spojrzałem w notatki z matematyki, kompletnie nic nie zrozumiałem i zamknąłem zeszyt. Otworzyłem Worda, napisałem CV, powysyłałem do kilku firm i tak znalazłem swoją pierwszą pracę w Call Ceneter.

Byłem piekielnie dobrym sprzedawcą. Jakby sam diabeł szeptał mi do ucha rzeczy, które chcą usłyszeć ludzie po drugiej stronie telefonu. Po latach nie jestem z tego dumny, ale wtedy, ze względu na wypłacane prowizje, byłem wniebowzięty. Kiedy dostałem pierwszą wypłatę nie mogłem uwierzyć jak można w miesiąc zarobić prawie cztery tysiące bez żadnego doświadczenia.

No i zaczęło się na dobre!
W końcu mogłem eksperymentować, szukać, sprawdzać i poznawać nowe smaki! Stać mnie było na wyjście do knajpy, kupienie sprzętów, przypraw i dodatków, których zawsze brakowało w moim rodzinnym domu. W końcu miałem swój własny, kuchenny poligon.
A manewry odbywały się na nim bardzo regularnie! W końcu zawsze znalazł się jakiś przepis, wpadł do głowy pomysł albo przyszedł jakiś głodny znajomy.
Nie byłem w stanie już tego powstrzymać i kuchnia stała się moją świątynią.

Zanim wyruszyłem w podróż przygotowywałem dla naszej dwójki trzy posiłki dziennie przez niemal 5 lat. Każde danie było inne, świeże i przyrządzone „od serca”.
Gotowanie dla kogoś jest dla mnie okazaniem mu, szacunku, troski i uczucia, więc nie mogło być inaczej.

Gdy widzę uśmiechnięte, zadowolone twarze najedzonych ludzi, czuję się spełniony i jestem pełny radości.
Jak powiedział mi kiedyś na Cyprze właściciel małej knajpki “food is love, my friend”. Prowadzi “Vassano” od ponad czterdziestu lat i wiem, że ma rację.

KNAJPA TO NIE JEST NIEDZIELNY ROSÓŁ!


Wiem o tym dobrze i dlatego od amatorskiego pichcenia w domowym zaciszu, poszedłem o krok dalej.

Kiedy jeszcze pracowałem na etacie w firmie organizującej targi nieruchomości, udało mi się na weekendy dostać pracę w Gringo Bar. To meksykańska knajpa, którą otworzył na warszawskim Mokotowie znany raper Bilon z Hemp Gru.
Byłem z nimi od samego początku i czułem ogromną radość, kiedy widziałem jak to miejsce zaczyna się rozkręcać i tętnić życiem.

Bilon był uczciwym i etycznym właścicielem – dbał o jakość składników, czystość i atmosferę. Z radością obserwowałem, jak jego biznes się rozwija i mocno trzymałem kciuki.
Nie liczyłem tu na żadną wypłatę, bo zarabiałem wówczas naprawdę dobrze. Chciałem tylko sprawdzić się w prawdziwej kuchni, zobaczyć jak wygląda praca kucharza i przekonać się czy dam sobie radę. No i tak wpadłem w gastro po uszy.

źródło: www.gringobar.pl

Największa była w tym zasługa Sapera, szefa kuchni, który odkrył przede mną jej prawdziwe oblicze. Od razu zauważył moją pasję i nauczył wielu sztuczek oraz odpowiedniej organizacji pracy. Okazało się, że mam do tego dryg i błyskawicznie opanowuję przepisy. Szybko zatem stałem się jego prawą, weekendową ręką. Właśnie w weekendy dzieje się w restauracjach najwięcej, więc rzucono mnie na głęboką wodę, a ja po prostu to uwielbiałem.

W piątek po „normalnej” pracy wracałem do domu i już nie mogłem się doczekać, aż o 6:00 w sobotę zadzwoni budzik i będę mógł ruszyć na ulicę Odolańską, by zacząć kolejny dzień w Gringo. Pracowałem po 12-14 godzin w soboty i niedziele, a w poniedziałek wracałem do pracy na etacie. Trwało to dość długo i choć bardzo pracowity był to dla mnie wspaniały czas.
Do dziś ciepło wspominam całą ekipę. To właśnie oni pchnęli mnie w stronę kuchni, a ta mocno mnie przytuliła i trzyma w ramionach do dziś.

DLACZEGO CZTERY KÓŁKA?


Marzenie o jeżdżącej knajpie narodziło się kilka lat temu. Pojawiło się zupełnie z nikąd, przywitało się grzecznie, rozgościło z tyłu głowy, ale rzadko dawało o sobie znać. W końcu, zapomniane leniwie zasnęło na jakiś czas.

Na nowo rozbudził je dopiero film „Chef” z 2014 roku. Obejrzałem go jakieś 3 lata temu, kiedy żyłem od ASAPu do ASAPu i biegałem za kolejnymi klientami.
Film, pomimo tego że nie jest dziełem sztuki, wyzwolił we mnie olbrzymią chęć zmian i zmotywował do tego, żeby w końcu zrobić coś w kierunku własnego, mobilnego bistro.

źródło: www.toolsandtoys.net

Po tym seansie marzenie zrobiło się bardziej śmiałe. Zaczęło na mnie pokrzykiwać, coraz częściej domagało się uwagi, a ja nie protestowałem i pozwalałem mu na takie zachowanie. Podświadomie wiedziałem, że prędzej czy później wybuchnie w mojej głowie i wywróci mi życie do góry nogami.

Dziś, kiedy siedzę w jakiejś norze na końcu świata, piszę dla Was ten tekst i obserwuję bieg wydarzeń stwierdzam, że marzenie spisało się na medal i eksplodowało z mocą tony dynamitu. Teraz ma już moją absolutną uwagę.

Jak zamierzam zdobyć kasę na te cztery kółka?

Tego dowiecie się z trzeciej, ostatniej części tej historii!
Jeżeli nie chcecie jej przegapić zostawcie follow!


Sort:  

Hej
Gdzie konkretnie planujesz przebywać jak już uzbierasz na te 4 kółka? :)

Siemanko!
Mam kilka miejsc na oku, ale jeszcze żadnej decyzji nie podjąłem bo droga przede mną daleka.
Te najcieplejsze miesiące chciałbym spędzać pewnie w Polsce, a przez resztę roku wykorzystywać to, że będę mobilny. 😉

Trzymam kciuki i czekam a to co będzie trzecią części.

Dzięki! Myślę, że trzecia część pojawi się najpóźniej na początku przyszłego tygodnia.

No no Mistrzu. Kiedyś film, teraz ty inspirujesz ludzi do działania. Food truck zajefajna sprawa. To co mi sie podoba w czterech kółkach to kontakt z ludźmi. Pozdro!👊

Dzięki! 👊
Zadowolone twarze najedzonych ludzi to jedna z najlepszych części takiego interesu. 😉

Też uwielbiam gotować dla innych, szczególnie teraz w podróży furorę robią pierogi, barszcz czerwony, placki ziemniaczane, schabowe i inne nasze specjały przygotowane z ich produktów i ich przypraw. To wszystko daje południowo amerykański posmak naszym klasykom :)

A jak sobie radzisz ze składnikami? Stosujesz jakieś zamienniki, czy starasz się żeby wszystko było oryginalne?
Pytam, bo tutaj w Azji produkty, których chciałbym używać są albo niedostępne, albo bardzo drogie.

Szukamy zamienników, najgorsze jest, że w Kolumbii wszystko jest słodkie, dosłownie. Śmietana, jogurty, wszystkie opakowania oglądasz czytasz, że bez cukru a na końcu i tak słodkie. Śmietana, żeby kwaśna była i podobna do naszej traktujemy limonka i solą, zresztą wszystko żeby miało lepszy smak :) ser do pierogów jest, nie taki jak nasz ale da się doprawić :) warzywa wszystkie dostępne są

A więc znasz Bilona z HG? Miałem okazję z nim i całym zespołem kiedyś porozmawiać na koncercie w Oleszycach. Świetni goście, rapują o historii i o patriotyźmie, za co strasznie ich cenię. Kolega Bilona - Żary nawet urodził się 35 km od mojego rodzinnego domu.
Jeżeli już otworzysz objezdną kanjpę to zapraszam na koncert właśnie do Oleszyc, jest organizowany zawsze na początku lipca. Miło będzie się kiedyś spotkać :D

Poznaliśmy się dość dobrze bo przez pierwsze tygodnie razem z nami pracował w Gringo. My zajmowaliśmy się gotowaniem, Maciek przyjmował zamówienia i zabawiał gości rozmową.
Cała ekipa to jedna, wielka rodzina i często wpadali na wspólny obiad.
Jak tylko ruszę z interesem będę chciał odwiedzić miasta Steemian, którzy pomogli mi zrealizować mój cel i odwdzięczyć się czymś pysznym do jedzenia, więc całkiem możliwe, że spotkamy się gdzieś na trasie. 😉

To w takim razie do zobaczenia 😀

Znasz "Fuck, that's delicious"? ciągle nie umiem się zdecydować, czy bardziej lubie prowadzących za wszystko, czy bardziej nie lubię za płytkie teksty i brak manier, ale program jest świetny, bardzo ciekawy i wszystko jest na youtube. Bardzo lubię do tego rysować. Pozdrawiam!

Gringo <3 dają pyszne żarcie! :)

Chciałbym mieć domową piekarnię. Na razie blokują mnie formalności z gospodarzem, bo tu w UK to jest wykonalne z perspektywy pozwoleń etc.
Może kiedyś się uda.

O jaaa a miałam Ci pisać kiedyś czy znasz film "Chef", na mnie też zrobił ogromne wrażenie, uwielbiam go! A co myślisz o "Burnt"?
Kurcze, jak ja rozumiem, a raczej czuję, bo tu bardziej chodzi o serce niż rozum, o czym Ty piszesz (do czego tez zresztą masz dar!)
I choć moja historia życia jest zupełnie inna, to “food is love, my friend”.

"Burnt" już tak bardzo mi się nie podobał, ale ogólnie dobrze się oglądało. Bradley dał radę, chociaż jego wielkim fanem nie jestem.
Cenię sposób w jaki pokazali "życie" na kuchni, myślę, że oddane było bardzo dobrze.

Mam nadzieję, że swoją historią też się kiedyć podzielisz. 😉