Studia prywatne - Co sądzę? Tematygodnia

in #polish7 years ago

Z czym kojarzy Wam się szkoła prywatna? Lub kojarzyła w przeszłości? Z pewnego rodzaju "elitarną" placówką oświaty, w której nie trzeba było się uczyć dopóki rodzice płacili czesne. Każdy chciał tam iść, ale często rodzice nie chcieli byśmy tam poszli z powodów opłat, które można było zredukować do zera płacąc za szkołę w podatkach.

Tekst może być troszkę chaotyczny ... emocje.

(Image not shown due to low ratings)

(Image not shown due to low ratings)

(Image not shown due to low ratings)

(Image not shown due to low ratings)

(Image not shown due to low ratings)


Images were hidden due to low ratings.
Sort:  

Ogólnie jak wiecie żyjemy w kulcie papierków - im więcej masz papierków tym lepiej to o tobie świadczy. Możesz być drugim Einsteinem, a nikt ci szansy nie da bez kwitka. Bardzo dziwne to jest, ale ... no cóż ;)

W IT papierki nie mają raczej zbyt dużej wartości, nikt nie przywiązuje do tego wagi. Jeśli jesteś geniuszem to pracę dostaniesz od ręki, a nawet dorzucą pakiet relokacyjny. :)

Jeśli chodzi o uczelnie to bardzo dużo zależy od jakości samej uczelni; jest w Polsce kilka prywatnych uczelni, które pod pewnymi względami przebijają topowe uniwerki. Ostatecznie wszystko zależy od Ciebie w jaki sposób wykorzystasz ten okres. Możesz się rozwinąć na przeciętnej uczelni i na odwrót.

W IT papierki nie mają raczej zbyt dużej wartości, nikt nie przywiązuje do tego wagi.

Nie do końca tak jest. Ja napisałbym, że brak papierka niczego nie determinuje. Jeśli ktoś potrafi fajnie uzasadnić dlaczego nie skończył studiów (albo do nich nie podszedł) - na przykład wyjechał do pracy w fajnym projekcie za granicą albo uruchamiał startup i wygląda na to, że jest kumaty to nikt nie będzie robił problemów. Jeśli natomiast przychodzi kandydat, który nie ma ukończonych studiów i nie ma ku temu żadnego rozsądnego uzasadnienia - to od razu się zapala czerwona lampka. Jeśli nie dał sobie rady ze studiami w dzisiejszych czasach, gdy to naprawdę nie jest jakoś specjalnie trudne, to daje do myślenia. Część rozsądnych moim zdaniem ludzi patrzy na to jako pierwszy wskaźnik na potencjalny brak ogarnięcia danego osobnika (to nadal w niczym nie przeszkadza, jeśli wszystkie inne kwestie wypadają bardzo dobrze, ale jeśli będzie więcej wątpliwości, to raczej brak ukończonych studiów nie pomoże).

Jeśli płacący studenci nie mają, żadnego przełożenia na poziom nauki to nie ma znaczenie czy studiuje się prywatnie czy na państwowym. Wiele tat temu, gdy w USA miałem przyjemność pobyć na uniwersytecie i porozmawiać z osobą, która przez kilka semestrów tam wykładała.

Jedną kolosalną różnicą było to, że wszyscy wykładowcy są oceniani przez studentów i jeśli nie mają na koniec semestru co najmniej 50% pozytywnych opinii od studentów to są odsuwani od wykładania. - Studenci płacą więc mogą wymagać! W Polsce nadal na wielu uczelniach jest wiele osób, które są trzymane za "zasługi" a nie obecny poziom nauczania.

Drugą ważną różnicą było rozdzielnie funkcji od wykładania, gdy ktoś był w danym semestrze rektorem, dziekanem to nie miał prawa prowadzić żadnych zajęć ze studentami.

Coraz więcej prywatnych uczelni wyrobiło sobie markę międzynarodową. Przyciągają studentów z zagranicy - wiec chyba poziom nauczania na nich cały czas wzrasta.

Jeśli chodzi o szkoły Państwowe, nawet te płatne to jakoś nie słyszałem aby studenci mieli możliwość realnego wpływu na skład wykładowców.

Nie wiem, jak na innych uczelniach, ale ja na Politechnice Poznańskiej mam ankiety, który są po każdym semestrze, gdzie możesz ocenić każdy przedmiot, czy jest potrzebny, czy ci się podobał, itp... i później ocena wykładowcy. Jak tłumaczyła nam jedna pani doktor, to te wszystkie ankiety, które są anonimowe, są później zbierane na ogólnym spotkaniu wszystkich pracowników, czytane i jeżeli są jakieś negatywne opinie, to wykładowca musi się z nich tłumaczyć przed wszystkimi, więc jakiś wpływ to ma.

Nie wiem, jak na innych uczelniach, ale ja na Politechnice Poznańskiej mam ankiety, który są po każdym semestrze, gdzie możesz ocenić każdy przedmiot, czy jest potrzebny, czy ci się podobał, itp... i później ocena wykładowcy. Jak tłumaczyła nam jedna pani doktor, to te wszystkie ankiety, które są anonimowe, są później zbierane na ogólnym spotkaniu wszystkich pracowników, czytane i jeżeli są jakieś negatywne opinie, to wykładowca musi się z nich tłumaczyć przed wszystkimi, więc jakiś wpływ to ma.

Nie chce jechać nazwiskami ale zająło 5 roczników studentów zanim jeden prowadzący z oceną 2.3 co roku dostał obserwację z dziekanatu.

Napisz na chacie, który, bo mam jednego na myśli. :D

mam mentalną skazę po studiach, jakoś doczłapałem do końca i nawet jakbym myślał o powrocie, to druga część mózgu krzyczy "Nie rób tego!".

Jakbyś czytał mi w myślach!

Studia to taki okres, który może byłby spoko ale nie powtórzyłbym go drugi raz ze względu na poczucie straconego czasu. Porzuciłem wyuczony zawód, mnóstwo poświęconej energii było bezwartościowe. Kończyłem PWR, więc całkiem przyzwoitą uczelnię ale tak naprawdę co daje papierek z uczelni, która jest daleko poza top 500 na świecie?

Ogólnie po raz któryś słyszałem o uczelni, która nie zatrudnia profesorów, a profesjonalistów - ludzi z branży.

Już tu komuś pod wpisem pisałem o tym komentarz. Znałem wybitnych i uznanych naukowców, którzy wykładali ale nie powinni tego robić, bo zupełnie się do tego nie nadawali. Z kolei inni, którzy naukowcami byli miernymi, byli genialnymi pedagogami i nie powinni robić niczego innego niż nauczać.

Co do doświadczenia rynkowego - to trochę zależy jeszcze od przedmiotu jaki jest przez daną osobę wykładany - w niektórych przypadkach praktyka jest bardzo ważna w innych nie ma większego znaczenia - ważniejsze by wykładowca był w miarę na świeżo ze światowymi trendami i w razie potrzeby pomógł jakąś wiedzę znaleźć i zinterpretować. Nie oczekujmy od uczelni, że nas nauczą wszystkiego. Po studiach rozrzut tego co absolwenci będą robić w realnej pracy jest tak ogromny, że nie da się tego wszystkiego nauczyć na żadnej uczelni. Lepiej stawiać na solidne, uniwersalne podstawy - w IT się wszystko tak szybko zmienia, że żadna uczelnie nie jest w stanie za bardzo nad tym nadążyć (większość prywatnych firm też nie jest w stanie).

Poza tym są prawne wymogi co do tego ilu pracowników o określonym stopniu naukowym musi na prywatnej uczelni pracować by ta mogła otrzymać status uczelni wyższej. W dobrych prywatnych uczelniach, przynajmniej w części jest tak, że porządna kasa (ale pamiętajcie, że nie każda prywatna uczelnia płaci lepiej niż publiczna) ściąga najlepszych wykładowców.

Na PWr często pół roku wystarczy, by z 800 osób zrobić 50 osobową grupę studentów.

Znam przynajmniej jedną prywatną uczelnię na której przesiew był podobny. Ale to bardzo dobra uczelnia i świetnie konkuruje z publicznymi politechnikami (z większością wygrywa w rankingach). Choć rzeczywiście większość prywatnych uczelni wydaje się być nastawiona na produkcję ludzi z papierkami, bez przykładania większej wagi na to z czym się tych ludzi w świat wypuszcza.