Wydaje mi się, że coraz bardziej przestajemy rozumieć Papieża Franciszka. Zwłaszcza coraz większy problem ze zrozumieniem Jego działań mają hierarchowie Kościoła oraz księża, którzy wypaczają przesłanie Ojca Świętego. Jako przykład chcę podać książkę napisaną przez włoskiego dziennikarza pana Antonio Soccipt pt. "Czy to naprawdę Franciszek? Kościół w czasach zamętu". Autor otwarcie zastanawia się nad tym czy wybór kard. Bergolio jest kanoniczny i przytacza swoje rozważania na ten temat.
Jednak czy oby to słuszna droga? Czy naprawdę takie zabiegi mają na celu zjednoczenie Kościoła i ludzi wierzących? Wydaje mi się, że zgodnie z biblijnym zaleceniem: "po owocach ich poznacie" wydaje mi się, że owocem takiego działania jest: zamęt, brak przejrzystości, podejrzliwość, strach, spisek. Czy właśnie takich owoców pragniemy w naszym Kościele.
Niewątpliwym faktem jest, że Papież Franciszek wychowywał i wzrastał w odmiennej kulturze niż my europejczycy. Bieda, slamsy, problemy zwykłych ludzi są mu zdecydowanie bliższe aniżeli "odwiecznym" pracownikom watykańskich dykasterii, którzy ludzi widzą tylko za swoich kuloodpornych szyb w apartamentach. Może to właśnie tu leży problem. Nie rozumiemy Papieża Franciszka bo przestajemy rozumieć "zwykłego" człowieka. Człowieka, który boryka się ze swoją słabością, człowieka czasem zagubionego, człowieka szukającego wyciągniętej ręki.
Problem nie leży we Franciszku. Problemem jest opór tradycjonalistów, mający swoje korzenie jeszcze w szoku, wywołanym Soborem Watykańskim II w latach 60. XX w. Nakłada się na to drugi, nowszy szok, jakim była rezygnacja z władzy konserwatywnego Benedykta XVI. Benedykt próbował zmienić styl wiary w katolicyzmie na taki, jaki widać w jego książkach o Jezusie. Na zaufanie Tradycji i Biblii.
Niestety, wierni przyzwyczaili się już do lepszego, posoborowego traktowania przez kler; wiedza o historii Biblii rośnie, a katastrofa z ukrywaniem pedofilii (nadal trwająca...) nie pomaga. Przeczucie "tonącej łodzi Piotrowej" powoduje jeszcze większą żarliwość obrońców dawnego, autorytarnego katolicyzmu.
Najnowszy szok to wybór dość (przynajmniej pozornie) liberalnego kardynała na papieża. Reakcją obronną są teorie spiskowe, tak jak ta o "piątym głosowaniu" i bezpodstawności wyboru. Nie wyśmiewałbym tego. Podobną sytuację mieli Amerykanie, gdzie prastary szok, związany z równouprawnieniem byłych czarnych niewolników - znalazł punkt kulminacyjny w wyborze prezydenta Obamy. Amerykanie wyśmiewali wtedy teorię spiskową o nie-Amerykaninie Obamie.
Dzisiaj już nikt się w Stanach nie śmieje...
Jasne, że problem nie leży po stronie Papieża Franciszka. Dla mnie jest to jasna sytuacja. Moje takie odczucie nt. tradycjonalistów jest takie, że w obecnych czasach tradycjonaliści sami pogubili się w swoim postępowaniu i w swoim sposobie myślenia. Zradykalizowali się na maxa co oczywiście nie jest dobre. Żaden radykalizm nie jest dobry. Czy chrześcijański czy islamski czy judaistyczny tak samo sadzę, że skrajny walczący ateizm też nie przysparza nic dobrego.
Prawdą jest i zgadzam się w 100 %, że ludzie są coraz bardziej wykształceni i nie są "ciemną masą". Sam znam wiele osób, które mimo tego, że na co dzień zajmują się czymś innym ale dla własnej satysfakcji w międzyczasie skończyli teologię.
A jakich to działań nie rozumiemy? nie jestem na bieżąco proszę o przybliżenie tematu
Mówiąc nie rozumiemy Papieża Franciszka chodzi mi o jego podejście do Kościoła i do ludzi, On łamie wiele konwenansów. Chyba ostatnio taki głośny przykład kiedy to udziela w samolocie sakramentu małżeństwa stewardesie i jej mężowi ze związku cywilnego. Posypały się gromy na Papieża ze strony liturgistów i kanonistów. My europejczycy nie rozumiemy mentalności latynoamerykańskiej.
A mnie się to podoba :)
Przecież Bóg jest wszędzie to czemu miałoby go nie być w samolocie?