Socjalizm. Co to takiego?

in #polish2 years ago (edited)

Pojęcie "socjalizm" z pewnością należy do takich, które na przestrzeni ostatnich pokoleń w naszym kraju budziło i ciągle budzi poważne emocje. Już za życia moich dziadków, ale jeszcze przed przyjściem na świat moich rodziców w Polsce zapanował zniewalający ustrój, który oficjalnie deklarował się jako socjalistyczny. Ale nie o tym realnym socjalizmie na sowiecką modłę ma tu być mowa. Sęk w tym, że we współczesnej retoryce polskiej prawicy pojęcie to jest używane w odniesieniu do zjawisk, które są w pewnym sensie mniej wykrystalizowane niż system panujący w naszym kraju przez około 40 lat po II wojnie światowej i chyba dlatego mam pewne wątpliwości, czy pojęcie "socjalizm" jest używane w tej retoryce prawicowej prawidłowo.

Dobrym przykładem jest tu tekst w bieżącym numerze "Warszawskiej Gazety" autorstwa Roberta Kościelnego pod tytułem "Co wydarzyło się w Davos?". Myślę, że, ogólnie rzecz biorąc, tekst jest godny polecenia, ponieważ zwraca uwagę na globalistyczne zagrożenie, jakim jest Światowe Forum Ekonomiczne w Davos, problem tkwi jednak w głębszej interpretacji ideowo-politycznej tego zjawiska. I tak w rozdziale "Dramat wiecznej reedukacji autor cytuje Samuela Gregga z "The Spectator", który dostrzega "wspólną nieufność wobec WEF...antykapitalistów z lewicy i walczących z nią ludzi ludzi z prawej strony sceny politycznej", ale także zaznacza, że "ta nieufność opiera się na niezrozumieniu, o co tak na prawdę chodzi Forum". Następnie pojawia się zarzut, że Klaus Schwab chce wprowadzić rozwiązania SOCJALISTYCZNE i zamordystyczne.

I tu pojawia się problem. Zacząć należy od wyjaśnienia etymologii słowa "socjalizm": pochodzi ono łacińskiego przymiotnika "socialis", czyli społeczny. Pojawia się więc pytanie: Gdzie w tym całym zamordyzmie jest miejsce na społeczeństwo? W rozdziale "Straszne słowo - korporacjonizm" w pierwszym akapicie jest, co prawda, mowa o tym, że celem Klausa Schwaba jest spójność społeczna, tyle, że w świetle omawianego artykułu w "Warszawskiej Gazecie" Światowe Forum Ekonomiczne, wbrew ewentualnym pozorom, nie jest dobrym przykładem spójności społecznej.Bo co to za spójność społeczna, kiedy wąska "elita" stara się narzucić swój pomysł na urządzenie świata reszcie ludzkości??? Nie, to nie jest żadna spójność społeczna!! To jest rozwarstwienie społeczne!! Rozwarstwienie na właśnie tę "elitę" i na resztę ludzkości. Bardziej niż "socjalizm" pasuje tu słowo "oligarchia". O mechanizmach narzucaniu konsensusu w ramach WEF pisze Robert Kościelny w szóstym akapicie rozdziału "Zgoda buduje obozy". Nas natomiast bardziej powinno interesować narzucanie przez światowe "elity" swojej koncepcji reszcie świata. I tak w pierwszym akapicie omawianego już rozdziału "Straszne słowo - korporacjonizm" autor sugeruje, że przykładem narzucania nam swoich porządków przez Światowe Forum Ekonomiczne był sanitarystyczny zamordyzm, który doświadczaliśmy, czy też ciągle doświadczamy, od 2020 roku. Jakkolwiek oprócz państwowego przymusu w tym zamordyzmie rolę odgrywali także "zwykli Kowalscy". którzy starali się pilnować przestrzegania przez innych "zwykłych Kowalskich" sanitarystycznych restrykcji, to jednak jest raczej mało prawdopodobne, że ci pilnujący swoich bliźnich w zakresie covidowych restrykcji przeciętni obywatele byli w stanie sterować rozwojem sanitaryzmu w skali Polski, a jeszcze mniej w skali świata. A więc należy tu kłaść akcent raczej nie na społeczeństwo, a bardziej na faktycznych globalnych rządców świata. A więc raczej nie socjalizm, raczej oligarchia.

Sposobów rozumienia słowa "socjalizm" jest wiele. Ja spróbuję tutaj zaprezentować tu taki model socjalizmu, który, mam nadzieję, będzie małym wyzwaniem dla liberałów, czy też libertarian, którzy może czytają ten tekst. Otóż gdyby w modelowym społeczeństwie każdy jego członek posiadał swoje małe przedsiębiorstwo, to w tym społeczeństwie panowałby socjalizm. Jakkolwiek bowiem każdy z tych małych przedsiębiorców sam sprawowałby władzę nad tym swoim przedsiębiorstwem, to jednak gospodarka naszego modelowego społeczeństwa jako całość byłaby pod kontrolą społeczną, a więc byłaby uspołeczniona, a więc byłby to socjalizm.

Tym samym kończę ten tekst i zachęcam do krytycznego czytania "Warszawskiej Gazety".

Sort:  

Ależ socjalizm zawsze tak działa: obiecuje "wyrównywanie nierówności", "działanie na rzecz społeczeństwa", a efekt jest odwrotny do zamierzonego. Przecież i w naszym socjalizmie epoki PRL najlepiej mieli się wysocy towarzysze partyjni, nawet mieli specjalne sklepy z lepszym zaopatrzeniem, tzw. "żółte firanki". Socjalizm realizowany przez PiS (chociaż unikają oni tego słowa) również sprowadza się do - z jednej strony ochłapów rzucanych ludziom jako "kiełbasa wyborcza" - a z drugiej do wyciągania z państwowej kasy do własnych kieszeni ile się da przez grupę polityczną u władzy.

Założenia "nowego, globalnego ładu" również są w warstwie obietnic i reklam "socjalne". Hasło "Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy" pierwszy raz opublikowane zostało w liście napisanym przez duńską socjaldemokratyczną posłankę Idę Auken. To wizja, w której własność zamieniamy wynajmem, co ma w efekcie zwiększać nasz dostęp do dóbr i wyrównywać nierówności. Po co ci samochód na własność, skoro przez większość czasu stoi on na parkingu? Wszystkim będzie lepiej, jeśli przejdą na współużytkowanie pojazdów, nieruchomości itp. To w pewnym sensie powrót do ideałów komunizmu - "kolektywizacji" własności prywatnej. Z tą różnicą, że wówczas okazało się, że jeśli coś jest wspólne, to nikomu nie zależy na tej własności - jeśli jest wspólne to jest niczyje i jest rozkradane oraz użytkowane bez szacunku. Dlatego w komunie 2.0, po "rozkułaczeniu" nas wszystkich, własność przejmą korporacje we współpracy z państwami. Ale skończy się tak samo jak wcześniej - o ile w ogóle im się to uda - bo korporacja ma tak samo błędny model działania jak "gospodarka centralnie sterowana" i funkcjonuje tylko i wyłącznie dzięki symbiozie z państwem, które dostarcza jej nieuczciwych przewag nad mniejszymi firmami.

Krytykę twoich wywodów, dysydencie, najłatwiej mi zacząć od podważenia twojego twierdzenia, że na tym co wspólne nikomu nie zależy. Zapewne można byłoby dawać różne przykłady wspólnej własności w rodzinie, o którą członkowie rodziny jednak dbają, ale to, co w rodzinach się dzieje może być zbyt mało dostrzegalne. Dlatego lepiej mi będzie podać przykłady działań w obronie własności publicznej, czy to komunalnej, czy to państwowej. Otóż ja sam uczestniczyłem w 2003 roku w działaniach przeciwko sprzedaży gdańskiego przedsiębiorstwa komunalnego GPEC. Trochę później uczestniczyłem w działaniach przeciwko sprzedaży państwowego LOTOSu. Działania przeciwko sprzedaży LOTOSu były prowadzone przez ludzi związanych z PiSem. Akcji w obronie własności publicznej były i zapewne są. I dlatego nie można powiedzieć, że nikomu nie zależy na tym, co wspólne.

O właśnie - błąd rozumowania dotyczący rodziny to prawdopodobnie jedna z najważniejszych przyczyn, dlaczego komunizm i socjalizm wciąż i nieustannie potrafią mamić ludzi swoimi pozornie atrakcyjnymi założeniami. W skrócie: w rodzinie funkcjonujemy używając wspólnych przedmiotów i przestrzeni, ale jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki specyfice relacji w rodzinie. Błąd polega na tym, ze ludzie próbują przełożyć sposoby funkcjonowania z rodziny na całość społeczeństwa, bo rodzina ma dla nich wysoce pozytywne konotacje. Niestety, to się kończy zawsze katastrofą, bo społeczeństwo z zasady nie jest w stanie funkcjonować jak rodzina. Polecam artykuł:

https://mises.pl/blog/2013/03/22/rudowski-skad-sie-biora-komunizm-i-socjalizm/

Przypominam Ci, że mój główny tok argumentacji właśnie nie dotyczy rodziny, lecz własności publicznej. I dałem także niektóre przykłady na to, że są ludzie, którzy są gotowi bronić własności publicznej. A rodzina wcale nie zawsze ma pozytywne konotacje. Jakkolwiek nie przeczytałem jeszcze tekstu Misesa, to akurat w tej dziedzinie raczej mam podstawy do tego, żeby posługiwać się także w dużej mierze moim własnym doświadczeniem. A ja nieraz doświadczyłem sytuacji, że członkami rodziny rozumiałem się gorzej, niż z ludźmi spoza rodziny.