W takiej sytuacji rodzina zazwyczaj stara się pożegnać z nieboszczykiem podczas oficjalnej ceremonii w cmentarnej kaplicy. Odpychamy od siebie zdarzenie, przecież tak wiele jest teraz do załatwienia. Zlecamy innym, aby zajęli się ciałem, skorupą, która została po bliskiej nam osobie. Wręcz po śmierci bliskiej osoby odrzucamy jej ciało, brzydzimy się go i chcemy jak najszybciej pozbyć się z domu. Zakład pogrzebowy zabiera zwłoki a my możemy załatwić wszelkie formalności. Czas na prawdziwą żałobę przyjdzie później, jak już wszystko się zakończy, jak ostatnie grudki ziemi przysypią opuszczoną trumnę.
Teraz nie boimy się śmierci, teraz ją odpychamy jak kolejny problem, z którym trzeba się uporać. Dopiero wtedy będzie czas na rozmyślanie, wspominanie i żałobę.
A jak było kiedyś?
Kiedyś ludzie bali się nieboszczyków. Do tego stopnia, że jeżeli osoba zmarła w nocy trzeba było obudzić mieszkańców jak i zwierzynę, żeby ich zbłądzone dusze podczas snu nie poszły za zmarłym na drugą stronę.
Przede wszystkim zmarłej osobie zamykało się powieki a na nie kładło monety – miało to za zadanie uchronić pozostałych członków w domu przed wypatrzeniem i zabraniem kogoś na tamten świat. Monety potem wkładano razem ze zmarłym do trumny, aby mógł zapłacić Świętemu Piotrowi za otworzenie bramy do niebios.
Zakrywano również wszelkie lustra – tak żeby błąkająca się dusza nie wypatrzyła siebie i nie nawiedziła domu. Z tej samej obawy odwracano wszystkie krzesła, ponieważ dusza zmarłego mogła się zasiedzieć.
Spod głowy zmarłego wyjmowano również pierzynę i zazwyczaj zastępowano ją poduszką ze słomy lub trocinami, ponieważ uważano, że przez wygodę pierzy dusza nie będzie chciała opuścić ziemskiego padołu.
Przy tych obrządkach strach przed śmiercią był tak duży, że ubiorem czy przeniesieniem zmarłego do trumny postawionej na środku izby zajmowali się starsi sąsiedzi. Chodziło tu o ochronę rodziny, ponieważ dotknięcie zmarłego mogło spowodować, że będzie chciał on zabrać któregoś z członków rodziny ze sobą.
Podczas ubierania zmarłego w białą długą koszulę lub suknię, która była najczęściej spotykaną formą ubioru do trumny, rozmawiało się z nieboszczykiem, żeby pozwolił się ubrać. Był to rodzaj szacunku dla zmarłego, ale i wyraz strachu przed jego gniewem. U stóp zmarłego ustawiano zapaloną świecę, która chroniła zarówno zmarłego jak i przebywających domowników przed złymi mocami.
Dopiero po powyższych obrządkach trumna była wynoszona z domu przez mężczyzn do miejsca spoczynku. Po samym pogrzebie w domu często otwierano okna i drzwi, aby ułatwić duszy opuszczenie domostwa.
I wbrew pozorom strach przed samą śmiercią nie był duży, dawniej uważano, że śmierć to naturalna kolej rzeczy. Coś, co spotyka każdego na końcu jego ziemskiej drogi.
Czy teraz bardziej boimy się śmierci?
A co Wy sądzicie?
Czy spotkaliście się z powyższymi zabiegami w opowieściach waszych dziadków czy dalszej rodziny?
Przemijanie jest dzisiaj niemodne. Chcemy żyć wiecznie i być zawsze młodzi. Nawet starszych ludzi niezbyt chętnie pokazuje się w reklamach... Tak ja to widzę.
To fakt. Po prostu teraz starość równa się ułomność, kiedyś starość znaczyła doświadczenie.