2021 03 18 - ASTRALMIR 2013 cz 7

in #polish4 years ago (edited)

the-underwater-world-3397243_1920.jpg

Obraz autorstwa użytkownika Artie_Navarre z serwisu Pixabay

SPIS TREŚCI
POPRZEDNI ROZDZIAŁ
KLIMAT

Zgodnie z pierwotnymi oczekiwaniami, ryba zaprowadziła ich w stronę kolejnej linii obrony. Zjawiła się ona pod postacią rybowiedźm, które pozamieniały się w rekiny młoty i jęły uderzać w boki Syntetycznego Suma, znacznie utrudniając jego działanie. Na szczęście, wzmocnione włókna sumiego pancerza stawiały twardy opór. Żądna odwetu Parkietta strzelała z lasera do rekinów, pozostali mieli świadomość, że gdzieś czai się znacznie większe niebezpieczeństwo. I oto skończyło się czajenie.
Jedna z wiedźmoryb rozrosła się i przyjęła postać Ryby-Kowadła. Nawet wyposażony w cudowne oprogramowanie Sum nie uniknął wchłonięcia przez wiodący ku jej paszczy wir.
Jedynym sposobem na wyswobodzenie się z położenia w brzuchu Ryby-Kowadła, była detonacja tarczy Syntetycznego Suma. I kiedy Parkietta już chciała pociągnąć za wajchę, Kordelina tknięta przeczuciem zatrzymała księżniczkę. A jako że Kosmosłowianka umiała okiełznać nieokiełznane, Parkietta posłuchała. Po raz kolejny zapaliło się światło. Padło na obraz pełen grozy. Ryba-Kowadło okazała się produktem jakichś wrednych alchemiczno-magicznych doświadczeń, od wewnątrz podtrzymywanych przez bąble z podłączonymi rurkami, w których uwięzieni byli jacyś mężczyźni. Po chwili wyjaśniło się, że nie byli jacyś. Pod postacią jednego z nich ukazał się niezwykle blady Gonicyn. Przed wyzwoleniem z trzewi Ryby-Kowadła, należało ich wszystkich ocalić, co się udało, gdyż jeśli były jakieś straże, musiały je pożreć trawienne soki.
Po odłączeniu ostatniego z OSZCZEPników, rybisko zaczęło gwałtownie opadać na dno. Bąble pękały pod wpływem powietrza, a Syntetyczny Sum rychło „wybuchł się” i odzyskał względnie pojmowaną wolność. Na dnie widniała pilnie strzeżona przez rybowiedźmy podwodna budowla.
U jej stóp stał Żelazny Czarodziej Chan. Pojawienie się Suma wyprowadziło go z czarnomagicznego transu.
Rzucił wszystkie siły do obrony, podczas gdy powoli otwierał się właz do budowli.
-Głupcze! - Krzyknęła Parkietta - mic nie stanie na przeszkodzie, zanim cię nie dostanę!
-Księżniczko, niestety musimy cię poprosić o coś innego – Astralmir przywdział hełm i podszedł do Parkietty.
-Nie będziesz mi rozkazywać!
-Mamy na pokładzie chorych i wyczerpanych, trzeba im zapewnić bezpieczeństwo. Prędko, musisz podpłynąć przed wejście do budowli i zanim się zamknie wystrzelić nas z luków torpedowych.
Księżniczka pożądała zemsty, ale nie była ślepa na krzywdę ludzką. Dlatego przystała na prośbę przywódcy Kosmosłowian. Po chwili wszyscy śmiałkowie siedzieli już załadowani w lukach, przy czym wózek Taminy i Pogodan z racji gabarytu, w największym z nich. Astralmir, Pogodan, Tamina, Binarysław i Kordelina, niczym pociski, polecieli w stronę włazu. Niestety, po chwili ujrzeli, jak i Wujek Zdzisław płynie, i to daleko. Został wystrzelony razem z flarą, z niewiadomego powodu. Wiadomo było natomiast, że nie można mu pozwolić na śmierć w głębinach, zaś na statek nie może wrócić. Pogodan i Tamina połączyli się duchowo, dzięki czemu Tamina przekazała odpowiednie wiadomości pozostałym. Pogodana zaś wyposażyła w kończynę pnączonoga, która kręcąc się i wijąc, pochwyciła Zdzisława. Reszta Kosmosłowian i Tamina usiłowali powstrzymać właz przed zamknięciem. Nadpływała też cała ławica ryb-młotów. Wszyscy zdążyli na czas, właz zatrzasnął się tuż przed tym, jak dopłynęły ryby-młoty, które nieźle walnęły się po głowach.
Nie obyło się jednak bez strat, ponieważ stracony został kapelusz Zdzisława.
Dla złagodzenia skutków tejże straty, Tamina użyczyła Zdzisławowi liścia ze swojej głowy. Wyglądało to trochę drastycznie, lecz po chwili liść odrósł, natomiast niezbyt gęsto porośnięty czerep Wujka odnalazł zastępczą zasłonę.
Znaleźli się w tajemnej twierdzy, wyprzedzeni przez wroga. Mogli jedynie podążać jego śladem. Ściany wyglądały jak zagadkowy szkielet złożony z pogmatwanych ości, wysadzanych klejnotami barwnymi, lecz złowrogo, matowo ciemnymi. W miejscu unosił się zapach pradawnej cywilizacji, która rozwinęła się w złej, wypaczonej postaci. Mrok w pałacu w głębinie narastał. I wtem ukazał się stojący do śmiałków plecami Żelazny Czarodziej Chan. Śmiał się przerażająco i wznosił ręce do góry, wzywając plugawe siły na pomoc. Kosmosłowianie nie zamierzali czekać i od razu uderzyli z całej siły, salwą różnych amunicji i nadprzyrodzonych mocy. Wróg rozpłynął się jak obłok.
I wtedy rozległ się jeszcze bardziej przerażający, podrasowany niejako śmiech Żelaznego Czarodzieja. Tym razem prawdziwego.
-Dziękuję że udostępniliście mi przejście, sam jakoś nie mogłem się przedostać! Najprawdziwszy Żelazny Czarodziej Chan ujawnił się i przeskoczył przez stworzoną w wyniku wybuchu wyrwę.
Nie mając innego wyjścia, Kosmosłowianie i Tamina ruszyli za nim. Po drugiej stronie znajdował się wysoki korytarz, pokryty wzorami, dawno już przez nikogo nieodczytanymi. Podwodna twierdza Żelaznego Czarodzieja okazała się ledwie dobudówką. Korytarz przytłaczał swoim ogromem i świadomością, że w mroku czai się niebezpieczeństwo. Kosmosłowianie nic jednak nie napotkali, dopóki nie znaleźli się w czworobocznej, obfitującej w schody sali, gdzie pokryta od lat kurzem i pyłem spoczywała broń. Tam spotkał ich Żelazny Czarodziej Chan. Pogodan i Tamina rozproszyli magię, sądząc że to fałszywa postać, lecz ten osobnik był najprawdziwszy z prawdziwych. Wszyscy ruszyli zatem do ataku. Żelazny Czarodziej rzucił zaklęcie, które przebudziło kurzowe dziady, będące w swojej istocie złączone z uzbrojeniem wiszącym na ścianach. Kurzowe dziady, z których każdy był mistrzem w walce mieczem, toporem, włócznią, szablą, kosą, buławą, buzdyganem, gwiazdą poranną, tasakiem... Słowem, pełne ręce roboty oraz zemsta narzędzi zapomnianej przeszłości.
Ogrom wrogich sił zdawał się być przytłaczający. Na szczęście Tamina otrzymała szczęśliwe, telepatyczne wieści- Tesław Zerowicz przybył na planetę, razem ze Skarbimirem odnaleźli drogę do podziemi. Właśnie pędzili z odsieczą przez starodawny gruz. Wrogowie również musieli to usłyszeć, gdyż po chwili do walki dołączył Żelazny Czarodziej, tym razem uzbrojony w dwie ryby-młoty przytwierdzone do ramion.
Po raz kolejny Pogodan poprosił Taminę o ramię, tym razem krabopodobne.
Na tym ramieniu jednak nie poprzestał. Postanowił spróbować czegoś, czego chyba nie podjął się jeszcze nikt. Swoją zdrową, lewą rękę, zmienił w niedźwiedzie łapsko. Z wielkim trudem i wysiłkiem, w obliczu nadciągających kurzowych zbrojdziadów Pogodan zamienił krabie ramię w okutą chitynowym pancerzem potężną, pazurzastą niedźwiedzią łapę. Tak uzbrojony, rzucił się na Żelaznego Czarodzieja, na razie ograniczającego się do rzucania zaklęć wymierzonych w zmagających się ze zbrojdziadami Kosmosłowian.
I tutaj jeden nie mógł przemóc drugiego. Pogodan z powodzeniem unieruchomił lewą rękę Żelaznego Czarodzieja, jednak jego własna lewa ręka musiała bronić się przed zmiażdżeniem przez rekinie zębiska. Jednocześnie potężne moce stały za Czarodziejem, tak że Pogodana naciskał wielki napór tajemnej potęgi. Astralmir nastawił w swojej tarczy tryb JASKROWEJ ISKRY, przez co ułożyła się ona niczym kwiat, zaś cała nagromadzona w niej energia skupiła się w potężny promień, co pozwoliło tarczy zmienić się w drugą broń. Odciążyło to Binarysława i Kordelinę, Zdzisława zaś uratowało przed czekanem jednego ze zbrojdziadów. Kordelina i Binarysław pobiegli na pomoc Pogodanowi, co pozwoliło wyrównać stan osobowy. Co prawda techniczne sztuczki Binarysława nie zdawały się na nic, jednak w kuchni niegdyś nauczył się o słabych punktach ryb. Uderzywszy w owe słabe punkty, wyzwolił jedną z rąk Pogodana z morderczego uścisku. Amunicja w strzelbie Kordeliny była już wyczerpana, lecz ona z kolei wyprowadziła drugą rybę z równowagi poprzez ugryzienie jej w ogon. Obie ryby odpłynęły w popłochu, Żelazny Czarodziej Chan, niezrażony, przygotował niszczycielskie zaklęcie. Tamina jednak przeszkodziła mu poprzez zwykłe, prozaiczne można by powiedzieć, uderzenie wózkiem. Żelazny Czarodziej nie należał jednak do takich, którzy ulegliby, przez co jedynym skutkiem było odrzucenie go i uzyskanie kilku sekund. Ale były to sekundy cenne, ponieważ dzielny Astralmir, nie bacząc na brak energii w swojej tarczy, napadł z całej siły na wroga. Łup – i razem polecieli hen daleko, aż do kolejnej sali. Tam stała wielka, kamienna tablica. Przekaz niewątpliwie ważny. Ale Astralmir nie mógł go zgłębić, usiłował bowiem nie wypuścić wroga ze swoich rąk. Niestety, podczas walki, wojowi spadł hełm. Żelazny Czarodziej z całej siły uderzył w Astralmira z dyńki. Mrok ogarnął Astralmira, nie magiczny, a czysto fizyczny.
Żelazny Czarodziej Chan wstał i w plugawy sposób zachwycił się, widząc, że jego słudzy kończyli właśnie zgłębiać przekaz tablicy, po czym przeszli przez bramę, która łączyła salę z innym miejscem w obrębie przyciągania planety.
-Doskonale! Teraz to tylko kwestia czasu, nim Pług, Jarzmo, Topór i Czara wejdą w me posiadanie!

CIĄG DALSZY NASTĄPI