Źródło: ChatGPT
Dobry wieczór.
@poprzeczka zaliczona. Chciałabym w tym miesiącu zbliżyć się do mojego rekordu życiowego czyli 15k kroków, ale czuję, że będzie ciężko. Niemniej dam z siebie wszystko.
Pospałam. Bardzo często się budziłam, ale ogólnie dobrze mi się spało. Na piątą rano miałam ustawiony budzik, ale obudziłam się jakieś 10 minut wcześniej całkiem wypoczęta i zmotywowana do tego, żeby przeżyć ten dzień. Wypiłam energetyka i poszłam z psem na spacer. Pogoda totalnie zwariowała. Całą noc padał śnieg tylko po to, żeby już o piątej rano było kilka stopni na plusie.
Źródło: fotografia własna
Po spacerze z psem czułam się już całkiem rozbudzona i rześka i postanowiłam wyjść pobiegać. Finalnie wyszłam dopiero po siódmej, bo czekałam aż lód z chodników całkiem się roztopi. Wyszło to średnio, bo i tak momentami musiałam bardzo uważać, ale i tak było lepiej niż o piątej rano. Tu od razu nadmienię, że bieganie dzień po dniu to kiepski pomysł. Mam w planach biegać co drugi dzień, ale ze względu na to jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień wiem, że na bieganie nie byłoby szans. Musiałabym wstać chyba o drugiej w nocy lub biegać po dwudziestej trzeciej. Wybrałam moim zdaniem mniejsze zło i wyszłam dzisiaj. Według wujka Garmina byłam zregenerowana, czułam się dobrze, więc pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa.
Źródło: fotografia własna
Truchtało mi się fajnie chociaż od początku towarzyszyła mi mżawka, która na ostatnie dziesięć minut biegu zamieniła się w regularny deszcz. Do domu dotarłam kompletnie przemoczona, ale jednocześnie totalnie szczęśliwa, że zrealizowałam swój cel. Pod prysznicem endorfinki aż buchały uszami, serio. To, co czuję jest dla mnie niezrozumiałe, bo ja nigdy nie lubiłam biegać, a od dwóch dni bardzo mi się to podoba i czuję w sobie wielki żar pasji. Nie wiem czy to mi się górka zaczyna czy o co chodzi, ale czuję się totalnie zmotywowana do tego, żeby biegać. Pośrednio też mam świadomość, że bieganie przyczyni się do zrzucenia brzucha, więc może stąd to podjaranie? Nie mam pojęcia, ale póki co jest fajnie.
Z racji tego, że w szale rozpoczynania wszystkiego na nowo wyrzuciłam wszystkie stare aktywności z pamięci Garmina to mogę odtrąbić pobicie dwóch rekordów życiowych: najszybszy kilometr i najdłuższy bieg. Jestem świetna.
Po prysznicu i rozłożeniu ciuchów do suszenia zjadłam śniadanie. Męczyłam się z nim strasznie, bo miałam problem, żeby zjeść tylko podaną ilość kcal. Jestem po okresie srogiego obżarstwa i po prostu ciągle chce mi się coś podjadać. I to chce mi się psychicznie, bo fizycznie nie czuję głodu wcale. Po prostu skubnęłabym sobie jakąś czekoladę albo kebaba. I w takim nastroju minął mi cały dzień. Wiem, że za parę dni to wszystko się unormuje i będę się znowu dobrze czuła, ale na razie jest ciężka walka z tym, żeby nie iść po jakieś słodkie przekąski czy fast fooda. Zrobiłam za to dzisiaj przepyszny gulasz z karkówki na jutro i środę. Gulasz z karkówki to u mnie chyba ostatnio ulubione danie, a swego czasu nienawidziłam robić karkówki, bo wiecznie się łapałam za jakieś smażone plastry czy inne cuda i nigdy nie wychodziło smacznie. Teraz jest smacznie, a karkóweczka aż się rozpada. Palce lizać!
Źródło: fotografia własna
Dzień upłynął mi na oglądaniu Brzyduli. Naprawdę nie byłam dzisiaj produktywna. Mogę się za to pochwalić, że udało mi się uniknąć dzisiaj drzemki w dzień. Taki był plan, bo ostatnio za dużo w dzień śpię. Może jak uda mi się przerwać to błędne koło to zacznę spać normalnie w nocy bez ciągłego wybudzania się.
I tyle chyba. Jestem szczęśliwa z tego jak przeżyłam dzisiejszy dzień. Dobrze mi poszło. Byłam aktywna, rozmawiałam przez telefon z trzema osobami, przyprowadziłam samochód pod blok spod marketu [stał tam od piątkowego poślizgu], trochę posprzątałam i byłam trzeźwa. Czy można lepiej przeżyć dzień wolny od pracy? Pewnie tak, ale mnie na ten moment satysfakcjonuje to, co jest. Podnoszę się chyba powoli z dołka, który mi towarzyszył ostatnie dni, bo choć moje samopoczucie jest dalekie od idealnego to jednak jestem, żyję, działam, a to przy stanach depresyjnych dużo znaczy. Pierdol się dwubiegunówko.
Śniadanie: owsianka z białkiem i bananem
Obiad: kura z ryżem, fasolką szparagową i warzywami [sałata lodowa + ogórek kiszony]
Przekąska: kefir
Kolacja: twaróg z truskawkami i masłem orzechowym
Woda: 3,5l
Kroki: 9k
Miłego skróconego tygodnia pracy! Do jutra!