Dziennik #361/2024 - Międzyzdroje

in #polish3 months ago

Dobry wieczór.

Mizernie spałam, ale i tak obudziłam się przed budzikiem. Dlaczego na dzień wolny miałam ustawiony budzik? Dlatego, że z rodzicami mieliśmy plan jechać do Międzyzdrojów. Pogoda totalnie mnie nie zachęcała. Siąpił deszcz i było chłodno. Ogarnęłam siebie i psa i zmóżdżyłam się z tatą czy jedziemy. Zapadła decyzja, że tak, bo tata na kamerach sprawdził, że w Międzyzdrojach nie pada. Poirytowała mnie ta pogoda, ponieważ wczoraj jak siedzieliśmy zamknięci w gościach to było ładnie, a jak dzisiaj były plany wyjazdowe to kiszka.

Droga przebiegła szybko. Zdziwiłam się, bo miasto było względnie puste. Bardzo mi się podobało. Planowałam wyjazd nad morze kilka dni temu, ale odpuściłam, bo szkoda mi było kasy na paliwo. A tu rodzice jakby czytali mi w myślach sami zaproponowali wyjazd. Pomimo mgły i chłodu było bardzo fajnie. Moje serce ostatnio mocno krwawi, a widok morza i szum fal były bardzo kojące. Po prostu sobie spacerowaliśmy po plaży i gadaliśmy o jakiś pierdołach. Nawet nie miałam pojęcia, że tak bardzo tego potrzebowałam. Serio.

20241226_110729.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_111505.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_112828.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_111116.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_114524.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_113442.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_113028.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_114817.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_120245.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_120547.jpg
Źródło: fotografia własna

20241226_121645.jpg
Źródło: fotografia własna

Po kilku godzinach spacerowania stwierdziliśmy, że idziemy na obiad. Rodzice mieli jakąś sprawdzoną już knajpkę Avocado. Zdecydowanie mogę polecić. Ja jadłam gulasz z kluskami śląskimi i było to przepyszne. Niemalże wylizałam talerz. Tata jadł zupę rybną i wątróbkę, a mama makaron z krewetkami i oboje też bardzo chwalili swoje dania. Bardzo przyjemne miejsce, naprawdę.

20241226_132143.jpg
Źródło: fotografia własna

Po obiedzie uznaliśmy, że uciekamy do domu. Pogoda zaczęła robić się coraz gorsza, ponieważ zaczął siąpić deszcz, a do tego na miasto wypełzło tylu ludzi, że kompletnie straciliśmy przyjemność spacerowania. Wsiadłam do samochodu bardzo zmęczona, ponieważ zrobiliśmy ponad 10km, ale usatysfakcjonowana. Lubię morze, gdy plaże są puste i mogę śmiało powiedzieć, że spędziłam naprawdę miło dzień. Baterie trochę podładowane chociaż nadal nie czuję się zbyt dobrze i nie znam przyczyny. Tzn. znam. Jak nie znam przyczyny to po prostu dwubiegunówka się odzywa i tyle.

Po powrocie do domu ogarnęłam psa i poszłam się chwilę położyć. Miałam silną potrzebę zdrzemnąć się chociaż chwilę i to się udało. Wstałam lekko zakręcona i miałam myśl czy by się już nie położyć do rana, ale to trochę perwera by była.

Jutro terapia i praca co mnie nie cieszy w ogóle. Mam nadzieję, że dzień szybko zleci i będę mogła się bezkarnie obijać w domu. Bardzo się cieszę, że spędziłam dzisiaj kilka godzin nad morzem. Było wspaniale, naprawdę. Każdego roku na święta zamykałam się w domu i po prostu piłam do nieprzytomności. W tym roku każdy świąteczny dzień spędziłam z rodziną i robiłam fajne rzeczy. To bardzo duża zmiana i jestem za nią wdzięczna. Nie chcę powrotu do starych schematów funkcjonowania. Zrobię wszystko, żeby do tego nie wrócić. Odpalają mi się myśli o alkoholu, bo przez wiele lat właśnie w ten sposób funkcjonowałam, ale te święta wygrałam. Było super.

Do jutra.