2024 / 2025

in #polish2 months ago


Źródło: Pixabay


Dzień dobry.

Siedzę i popijam kawkę. Długo zastanawiałam się czy wrzucać post podsumowujący miniony już prawie rok i uznałam, że może to być fajna zabawa. Nie sądzę, żeby ten wpis był długi, ale fajnie będzie za jakiś czas do niego wrócić.

Ten rok zaczął się dla mnie gorzko. Byłam na odwyku i było mi po prostu cholernie ciężko. Nie mogłam spać, jeść, normalnie funkcjonować. Mimo wszystko wkładałam w terapię całe serce, ponieważ wierzyłam, że dzięki temu wszystko będzie w porządku. Na przełomie lutego i marca zakończyłam leczenie i wróciłam do pracy.

Byłam pewna, że mnie zwolnią. Zmieniło się kierownictwo, a ja nie reprezentowałam sobą nic, żeby przekonać ich do pozostawienia mnie na stanowisku. Przepracowałam pół roku i poszłam na pół roku na zwolnienie lekarskie. To nie jest coś, co uszczęśliwia pracodawców. Mimo wszystko dostałam szansę. Chyba tylko dlatego, że zmieniło się kierownictwo i moja nowa kierowniczka była bardzo empatyczna. Wiedziała gdzie i po co jestem i po prostu we mnie uwierzyła. A ja czułam się cudownie, bo pierwszy raz w życiu ktoś dał mi szansę, ktoś we mnie uwierzył. Postanowiłam się za to odpłacić ciężką pracą, którą wykonuję do dzisiaj. Było trochę perturbacji, ale finalnie trafiłam na fajne stanowisko i lubię swoją pracę. Zawodowo to był bardzo udany rok. Jedyne co mi nie wyszło to dorabianie. Przez debilizm jednej osoby nie mogę dorabiać na taksówce, a innej pracy nie udało mi się znaleźć. Na szczęście [odpukać] jakoś sobie radzę bez tego.

Emocjonalnie był to chyba najtrudniejszy rok w moim życiu. Dwójka moich przyjaciół walczyła o życie. Przyjaciel z guzem mózgu, przyjaciółka z rakiem piersi. Szczerze? Zajechało mnie to. Nie mogłam się uwolnić od myśli, że mnie zostawią. Stawałam na głowie, żeby wspierać i pomagać i wiecie co? Wiara pomaga, bo się udało. Dziś przyjaciółka jest zdrowa, a przyjaciel jest na ostatniej prostej w leczeniu. Nie wiem czy mogłam dostać lepszy prezent od losu niż ich zdrowie. Uszczęśliwiło mnie to w takim stopniu, że już nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Z innych kwestii to zakończyłam relację z jednym chłopakiem, ponieważ ciągnęła mnie w dół. I to bardzo. Taki toksyczny wampir energetyczny. Tęsknię za nim jak cholera, ale to i tak lepsze niż wspólne zapicia i inne, dziwne rzeczy.

Jeśli chodzi o rodzinę to jestem szczęśliwa. Odkąd nie piję moje kontakty z bliskimi są coraz lepsze, a dzieci brata rosną jak na drożdżach. Cieszę się, że mogę aktywnie być w ich życiu. W tym roku widziałam się z nimi częściej niż przez ostatnie kilka lat łącznie. To dobra i duża zmiana.

Nie miałam jakiś celów na ten rok, więc w tej materii nie mam zbytnio co podsumowywać. Chciałam po prostu przetrwać i być trzeźwa. I to się udało. Mój pierwszy rok w życiu od ponad 20 lat kiedy nie wzięłam do ust nawet grama alkoholu. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem. Jasne, mam od groma problemów, ale ogólnie jestem szczęśliwa. Jest ciężko, zwłaszcza ostatnio, ale dzięki staraniom czuję, że w końcu mam realny wpływ na własne życie.

A jaki będzie 2025?

Mam nadzieję, że jeszcze lepszy. Nie robię górnolotnych planów. Moje plany są dość proste:

  • schudnąć do akceptowalnego poziomu
  • pozostać trzeźwa
  • chodzić na mitingi

Nie nastawiam się na nic. Będzie co ma być. W obszarach, na które mam wpływ postaram się, żeby żyło mi się jak najlepiej, a resztę chcę puścić wolno, bo niszczy mnie od środka skupianie się na rzeczach, na które wpływu żadnego nie mam.

Dzięki Wam, że przeżyliśmy ten rok razem i liczę na kolejny! Życzę Wam w nadchodzącym roku dużo spokoju, radości, miłości, szczęśliwej rodziny i hajsu. Reszta przyjdzie sama. Kiss, kiss.