Jeden z naszych steemitowych ateistów, @assayer napisał kiedyś, że jego zainteresowanie wczesnym chrześcijaństwem i Biblią to być może tylko...
“...racjonalizacja
jakichś podświadomych rozrachunków z dzieciństwem,
dzwony niedzielne i zapach kadzideł,
które weszły mi w krew i ukradkiem
ustawiają mój światopogląd”
Odchodzenie z Kościoła może ci zająć całe życie. Niby jesteś ateistą, ale nadal to, co cię określa, bierze się z chrześcijaństwa: takiego zaprzeczonego, ze znakiem minus. Przy odpowiedniej dozie zacietrzewienia nawet nie zdążysz przed śmiercią poczuć potrzeby nowego, naprawdę niezależnego światopoglądu.
Ruiny nieznanego kościoła (prawdopodobnie w Czechach)
Tyle, że ja znam @assayera dość dobrze i wiem, że to niespotykanie spokojny człowiek. Zacietrzewienie po prostu nie leży w jego naturze. Podejrzewam, że już dawno się w tym zorientował: droga, jaką odchodzi się z Rzymu to ta sama droga, która cię do Rzymu prowadzi. Zorientował się i poszedł sobie w inną stronę.
Skąd zatem ten jego lęk przez dzwonami i zapachem kadzidła?
Czy rzeczywiście posądza proboszczów o rodzaj tresury wiernych, podczas której - jak u psów Pawłowa - takie pojęcia jak “prawda” i “miłość” łączą się z elementami katolickiej liturgii, aby zawsze już potem można je było na zawołanie - wyczarować? W takim razie nasz nieszczęsny @assayer byłby dość smutną ateistyczną duszą, uwięzioną dożywotnio w rytualnie spreparowanym katolickim ciele…
Takie użalanie się nad sobą także mi nie pasuje do stylu @assayera. Wie on doskonale, jak wygląda druga strona tego medalu.
Poplatonowe teologie wprawdzie wyrzuciły piekło i niebo daleko poza świat materialny i żadne anioły nie zostawiają odcisków stóp na bożonarodzeniowym śniegu. To prawda. Czy jednak specjalizacja nie zrobiła tego samego z naukami “eksperymentalnymi”? Bo dla kogo są one “eksperymentalne”? Czy nasz @assayer wykonał w życiu jakieś eksperymenty, poza kilkoma na lekcjach fizyki w szkole podstawowej? Czy był w Australii, aby się przekonać, jaka tam pora roku w czasie, kiedy - według prof. Deutscha, którego przytacza w swoim artykule - powinna tam być zima? Czy wykonał doświadczenie Younga? Czy sprawdził, że gps się pomyli o całe kilometry bez poprawki na einsteinowski czas wolniej płynący w pobliżu Ziemi?
Żadnej z tych rzeczy @assayer nie sprawdził, a wierzy w to wszystko. Jakieś formy “treningu Pawłowa” na uniwersytecie, w bibliotekach, wśród przyjaciół, na blogach popularnonaukowych - podtrzymują w nim tę nową wiarę....
Kościół dominikanów, zamieniony w księgarnię (Maastricht, Holandia)
O wiele bardziej od żywych, rozśpiewanych na chwałę Boga kościołów - ateistę @assayera pociągają kościoły umarłe. Kiedyś wybrał się na festiwal filmowy w zdesakralizowanym kościele, a potem nie mógł oderwać wzroku od pustych butelek Żywca, ustawionych przy bocznym ołtarzu. Na starych cmentarzach i w popękanych drewnianych kapliczkach @assayer śledzi wysoką trawę i gałęzie jałowca, rozkruszające powoli krzyże i figurki świętych...
D-e-s-a-k-r-a-l-i-z-a-c-j-a. Mamy Boga w tym miejscu, a potem przenosimy Go sobie gdzie indziej. Jakim cudem? Jakim prawem? W jaki sposób? Nawet kiedy sama Natura desakralizuje, wydaje się to czymś absurdalnym...
I tu jest właśnie moje ciche podejrzenie co do @assayera. Że nie jest żadnym “ateistą”, tylko jest bezgranicznie zniechęcony ludzkimi, topornymi, zachłannymi religiami. Więc przeczekuje, niezdecydowany.
Tekst jest auto-ripostą do artykułu @assayer -a, Jak zostałem ateistą.
Całe życie szukamy Boga. Wcale nie musimy go odnaleźć w kościele katolickim, tam już od dawna nawet nie szukam. Ten program ma tylko 2000 lat. Co to jest w stosunku do wieczności istnienia?
Do prawdziwego ateizmu (z własnego wyboru) lub prawdziwej wiary (z własnego wyboru) trzeba dorosnąć. Ażeby dorosnąć trzeba doświadczać, poznawać, wątpić, rozważać, szukać, zawracać, zmierzać w nieznane ...
No to ja właśnie chyba mam szansę na dojrzały ateizm, bo jak widzisz, dotarłem już do etapu sporych wątpliwości :) Jakoś brakuje mi w moim światopoglądzie doznań zmysłowych, jakich nie brakowało mi z kościołach, na pielgrzymkach itp. Rzymski katolicyzm dobrze dba o "realia"....
Na pewno nie powiedziałbym, że "szukam Boga". Raczej moje religijne wychwanie stworzyło we mnie tęsknotę do bardzo uporządkowanego modelu świata, wzorowanego na życiu rodzinnym i kulturze (Bóg jako opiekun i rzemieślik, konstruktor świata). Wiem, że to antropomorfizm... ale tęsknota pozostaje...
Niby nie jesteś grzybiarzem, ale nadal wszystko kręci się wokół chodzenia po lasach i szukania grzybów, tylko takiego zaprzeczonego, ze znakiem minus.
Nie argumentuje się poprzez zaprzeczenie i odbicie lustrzane, bo dochodzimy do absurdu, w którym moim ulubionym kanałem TV będzie wyłączony telewizor.
Wszystkie wymienione powyżej tezy dają się falsyfikować i ostatecznie koroborować. To nic, że @assayer osobiście tego nie zrobił - wykonały to za niego niezależne ośrodki badawcze (a każdy kto by obalił chociaż jedną z powyższych tez zyskałby prestiż i pieniądze więc trudno podejrzewać wszystkich o spisek) a nawet jeżeli wciąż mu mało to może sam nadrobić wszystkie zaległości i osobiście przeprowadzić te eksperymenty. W przypadku religii (jakiejkolwiek) nie ma takiego komfortu bowiem czego byś nie zrobił tak czy siak nie sfalsyfikujesz istnienia Boga czy cudów Jezusa. To jest niemożliwe z samej natury świata i jego Stwórcy.
Dzięki za bardzo obszerny komentarz.
Wiem, że lustrzane odbicie to złudzenie. Już je porzuciłem: "dawno się w tym zorientował: droga, jaką odchodzi się z Rzymu to ta sama droga, która cię do Rzymu prowadzi. Zorientował się i poszedł sobie w inną stronę".
Piszesz: "możesz sam nadrobić wszystkie zaległości i osobiście przeprowadzić te eksperymenty". Nie sądzę, aby ktokolwiek poza samymi naukowcami (i pasjonatami-miliarderami) miał tyle środków i wolnego czasu, aby móc przyswoić wiedzę, zrozumieć i przynajmniej być świadkiem kluczowych eksperymentów/obserwacji w dziedzinach, kształtujących współczesny obraz świata. Kosmologia, fizyka kwantowa i relatywistyczna, biologia ewolucyjna i syntetyczna, badania nad mózgiem, nad sztuczną inteligencją - to tylko kilka dziedzin, na których współcześnie polegamy, które wciąż zmieniają obraz naszej rzeczywistości. Polegamy jednak głównie na relacjach z drugiej, trzeciej ręki. A to znaczy, że wiarygodność opieramy znów na autorytetach, jak w czasach dawnych religii...
Wiedza jest chyba dostępna, ale zarazem zbyt otchłannie ogromna, aby się do niej osobiście zbliżyć... Zadowalamy się przekonaniem, że "jakby co, to możemy"... i tak nam życie mija...
Ale to już jest nasza wina, nie nauki :)
Oczywiście, że nie wina nauki. Chodzi mi tylko o to, że wyniki badań naukowych jest bardzo trudno używać jako tworzywo do budowy spójnego światopoglądu, sensownego sposobu życia. Bo do tego trzebaby te wyniki bardzo dobrze rozumieć. A takie rozumienie jest poza zasięgiem większości z nas, a nawet poza zasięgiem samych naukowców (poza ich własnymi dziedzinami)...
@assayer wyhodował pięknego kwiatka, a ty nie zauważyłeś tabliczki "Nie deptać trawników" i uderzyłeś pewnie z buta.
Spokojnie, @lugoshi :) Nasza rozmowa dopiero się zaczęła.
Bardzo ciepły post i przepełniony tęsknotą. Pewnie wielu z nas czeka i tęskni...
Puste kościoły, kapliczki, cmentarze i jeszcze łono natury bardzo lubię, tam zawsze można znaleźć spokój i ukojenie, popłakać i pogadać z Bogiem.
Jak już pisałem w odpowiedzi dla @tapioka, może słowo "Bóg" dziś jest mylące? W takich miejscach, które wymieniłaś zwykły mieszkać duchy przodków, rusałki i wodniki... Ileż poziomów religii nakłada się na siebie np na Jasnej Górze albo w Świętej Lipce!
Do porozmawania jest zwłaszcza 1 mld tzw. religious nones, których w epoce infomatycznej trzeba namówić do jakiegoś życia wedlug zasad społecznych, które jednak nie mogą już się zbyt łatwo powoływać na Jednego i Wszechmogącego... Bo oni odeszli z jego kościołów...
Może powinniśmy eksperymentować z wieloma językami i teologiami, nawet tymi a-teistycznymi z pozoru lub naprawdę - próbując, które z nich mogłyby się dziś przydać?
Słowo Bóg zapewne jest mylące bo w każdej nowej religii jest coś ze starej. Z kolei Stary Testament mówi o jakby innym Bogu niż Nowy. Temat "morze" a do prawdy pewnie się nie dokopiemy, pozostają nam póki co puste kościoły...
Moim zdaniem kościoły są puste min. właśnie dlatego, że teologia zrezygnowała z dokopywania się do prawdy, a nawet w ogóle z zadawania pewnych pytań. Właśnie rozwinąłem ten temat szerzej w wątku @apiekarczyk -a, zapraszam do włączenia się tam, jeśli chodzi o ten podtemat - żeby nie dublować.
Co do różnicy w obrazie Boga w Starym i Nowym Testamencie: jest ona tak duża, że część wczesnych teologów w ogóle nie chciała Biblii hebrajskiej jako Pisma świętego chrześcijan. Np. Marcjon na przykład zanim jeszcze powstał kanon biblijny proponował, aby Pismo św. to była tylko Ewangelia Łukasza i listy Pawła. Miał on bardzo złe zdanie o Bogu judaizmu, uważał go za jakiegoś potwora... Spór wygrali jednak jego oponenci....
No bo Bóg w Starym Testamencie wcale nie jest "dobrem".
Bóg (z ludzkiej definicji) jest wszechmogący. Gdyby wiec chciał żeby w niego wierzyć nikt nie miałby najmniejszych wątpliwości co do jego istnienia. Jeśli tak wiele osób wątpi to może Bóg wcale nie chce żebyśmy w niego wierzyli. A skoro tak to może wiara w Boga jest bluznierstwem przeciwko jego woli?
Wszelkie pojęcia absolutne są na granicach języka, więc często popadają w paradoksy logiczne. Chrześcijańcy teologowie wiedzieli o tym, kiedy platonizowali doktrynę Kościoła, ale wszelka wiedza była wtedy tak ekstremalnie elitarna, że wydawało im sie, że to i tak niczemu nie zaszkodzi....
Jakże mogli przewidzieć reformację, tłumaczenia Biblii, druk, powszechną edukację, gazety, internet, wiki - i Twoje podchwytliwe pytania na Steemicie?
Hehe :) może i podchwytliwe ale jeśli już powstało takie pytanie to teologia nie może pozostawić go bez odpowiedzi :)
Nie tyle nie może, co nie powinna. Tzn. wydaje się, że jest niemoralne, aby olewać tak zasadnicze pytanie, podobnie jak inne słabości logiczne chrześcijańskiego monoteizmu, jak przede wszystkim problem zła, który przy określaniu Boga jako absolutnego dobra - logicznie prowadzi do tezy o istnieniu drugiego Boga, źródła zła.
W rzeczywistości o praktyce teologicznej decyduje sposób funkcjonowania władzy i gospodarki Kościołów. Kościół katolicki np. gdzie większość teologów wierzy w nadprzyrodzone podstawy tzw. władzy duchownej, a także są oni ekonomicznie uzależnieni od biskupów - bez trudu spycha niewygodne pytania na margines. Nie zrobisz kariery z takimi pytaniami, a zatem nie dotrzesz z nimi także do szerszego kręgu wiernych. W najgorszym razie możesz dostać zakaz nauczania i stracić źródło dochodu jako katolicki teolog. Mało kto decyduje się pytać w takiej sytuacji...
Miałem do czynienia z odważnymi polskimi teologami jak prof. Tomasz Polak (dawny Węcławski), spędziłem długie godziny na debatach z Tadeuszem Bartosiem, Stanisławem Obirkiem, Wacławem Hryniewiczem. Mieli oni odwagę kwestionować podstawowe dogmaty, jak bóstwo Jezusa czy istnienie piekła. Bardzo ich podziwiam, bo polecialy im kariery. Ale to wyjątki...
No właśnie, nawet jeśli mają wątpliwości to siedzą cicho żeby nie stracić pracy. Bo nie wierzę że wątpliwości nie mają...
Dlatego ja rozgraniczam kościół i jego pracowników od atmosfery pustych kościołów, której potrzebuję.
Nie może jeśli poważnie traktuje kwestię wiary, ignorowanie takich problemów jest w istocie ignorowaniem wiary.
Jest. Teolodzy o tym wiedzą. Ale nie teolodzy decydują o tym, jakie pytania i odpowiedzi są zadawane.
Ano niestety :/ za to każdy z nas może czy nawet powinien sobie zadawać takie pytania. Zwłaszcza przed pójściem do kościoła.
@assayer, a nie jest to tak, że księża mają lepsze dojście do źródeł? Np. podczas studiów... (tak się zastanawiam)
Z tego co wiem nie mają. Czytają autorów katolickich, wewnętrzną historię chrześcijaństwa wg. KRK. Nie uczą się np. biblistyki historyczno-krytycznej, tylko tzw. egzegezy kanonicznej, która już w założeniu ma prawdziwość różnych podstawowych idei katolickich, jak np. depozyt wiary, ortodoksję wg Nicei, jedność Biblii, Odkupienie itd. Zresztą, mamy tu księdza i zakonnika kończącego studia, może się wypowiedzą ;)
Religia nie może być 'wielką tajemnicą' dostępną tylko dla wybrańców. Religia musi być prosta, jasna i dostępna dla każdego bez względu na wiek, rasę, pochodzenie czy wykształcenie. Żadnych tajemnic dostępnych tylko dla dostojników i wtajemniczonych bo to pachnie jedynie narzędziem socjotechnicznym. Dlatego całe to studiowanie wiary i poszukiwanie Boga nie ma sensu. Albo wszyscy mamy wrodzoną świadomość Boga albo nie ma czego szukać.
To chyba dziwne... a może i nie ;)
Taki ateizm to ja szanuję ;)
Staram się ;)
Ciepło mi się zrobiło na sercu. :)
Mi też :)
Dla mnie to było orzeźwiające, taki "cały ogień na samego siebie"....
Resteemuje twój post.
Dzięki :)