Kiedy jest mnie za dużo... #5

in #polish6 years ago

A wypadałoby mieć jakieś założenia i plany...

Czyli o tym jaki cel sobie postawiłam!

Poprzednie wpisy:
https://steemit.com/polish/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo
https://steemit.com/pl-zdrowie/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo-2
https://steemit.com/polish/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo-3
https://steemit.com/polish/@anshia/kiedy-jest-mnie-za-duzo-4

Dzisiaj postanowiłam nieco odbiec od głównego tematu moich wizyt na siłowni, a skupić się na czymś co właściwie motywuje do ruszenia swoich czterech liter. Spotkałam się z różnymi zdaniami jeśli chodzi o to dlaczego chodzi się ćwiczyć. Jedni chcą być fit, bo to ostatnio zrobiło się modne. Inni traktują siłownię jak hobby, pracują tam nad sobą dla własnej przyjemności. Spotkałam też takich, którzy chcą spędzić trochę czasu poza domem. Są także osoby, które poprzez intensywny trening radzą sobie ze stresem jakiego doświadczają w swoim życiu. Mamy też kochane starsze panie, które chcą dbać o swoją sprawność fizyczną. Nikogo nie dziwi widok osób z wyraźną nadwagą, które podejmują trud zmiany swoich nawyków, by żyć zdrowiej.
Każda osoba mogłaby podać swój powód dlaczego chodzi na siłownię i niekoniecznie musiałby być wymieniony powyżej. Najważniejsze to się nieco poruszać!


Źródło: Pixabay

No dobra, ale co mnie motywuje do zwlekania się z cieplutkiego łóżka, wzięciu kilku niezbędnych rzeczy, zrobieniu specjalnego drinka i spacerze na siłownię? Pewnie sporo osób na podstawie poprzednich wpisów uważa, że chcę przede wszystkim stracić na wadze. Nic bardziej mylnego!
Otóż moim głównym celem jest wciśnięcie się w spodenki. Tak, chcę wejść w spodenki, które kupiłam kilka lat temu, ale szycia wżynają się w skórę na tyle wyraźnie, że chodzę w nich tylko po mieszkaniu/domu. Co jeszcze śmieszniejsze, one właściwie w momencie kupowania były "nieco za małe" - a przynajmniej taki werdykt wydała moja matka. Niestety, teraz nawet ja uważam, że jestem nieco za szeroka na nie, ale to nie oznacza, że mam sobie odpuścić wizję założenia ich i wyglądania jak dziewczyna-z-nieco-dłuższymi-nogami (przynajmniej optycznie).

Drugim celem jaki chcę osiągnąć jest "poszerzenie" w barkach. Wynika to z chęci posiadania nieco bardziej zrównoważonej sylwetki, gdzie na ten moment mój obwód poniżej pasa jest zbyt duży w stosunku do tego co jest na górze. Ponieważ genów nie oszukam, wiem że zawsze moje ciało samo z siebie będzie dążyło do kumulowania tłuszczu w jednym miejscu. Zamiast walczyć z wiatrakami, mogę sprawić, że przy pewnym nakładzie pracy zbliżę się do lepszego i przede wszystkim praktyczniejszego wyglądu. W tym momencie chodząc do sklepów czasami mam problemy, bo jestem nieco za wąska w barkach przez co niektóre ubrania na mnie wiszą. Chciałabym wyglądać dobrze w większej ilości ciuchów. Tak po prostu dla siebie oraz własnego lenistwa zakupowego.

Spodenki.jpg
Źródło: Zdjęcie własne. Tak oto one, we własnej osobie! Urocze spodenki z baaardzo wysokim stanem w rozmiarze 40.

Celem pobocznym-pobocznym, który dopisałam do listy po kolejnym radosnym skoku wagi, jest utrata w sumie 15 kilogramów. Nie chcę tego zrzucić na raz! Ze względu na upierdliwie leniwą przemianę materii (niektórzy posądzają mnie o to, że jej w ogóle nie ma), wszelkie kuchenne eksperymenty muszę ostrożnie wprowadzać i testować czy organizm to przyjmie. Dlatego też chciałabym, żeby ta "piętnastka" zeszła ze mnie do marca przyszłego roku. Tak, doliczam wizję bożonarodzeniowego obżarstwa i późniejszej walki ze zgromadzonym jedzeniem.
Jedyne czego obawiam się w związku z planowaną utratą wagi, to znaczna strata kształtów jakie posiadam. Jedyne co mogę powiedzieć - na bieżąco będę obserwować, w którą stronę idą zmiany, jeśli nie będą pokrywały się z tym jak chciałabym wyglądać na przyszłe lato to pewnie nieco zmodyfikuję plan działania.

Oczywiście wiem, że bez dobrej diety jakiekolwiek zrzucanie wagi może być zadaniem co najmniej ciężkim. W związku z tym (oraz z większą dostępnością do czegokolwiek w porównaniu do rodzinnej wioski) daję sobie szansę na próbowanie nowych smaków. Na razie jestem w trakcie walki z obrzydzeniem do sporej ilości warzyw i ogólnie zieleniny, ale o tym w innym wpisie.

Sort:  

trzymam kciuki za osiągnięcie celu i nie przestawaj o tym pisać :)

O to się nie martw. Nie wiem tylko czy będzie 10 części czy więcej, ale to jak będę bliżej tego punktu to określę co dalej ;)

skąd to obrzydzenie do warzyw?:) przecież one są piękne, różnorodne, mają niesamowite smaki, zapachy :) polecam pojsc na ta miejscowy targ... porozmawiaj z rolnikami, dowiedz się co można z nich robić :) przygotuj ładnie posiłek, pokroj je w ciekawy sposób. Próbuj, po prostu

Pochodzę ze wsi, to moja babcia za domem ma swoje własne miniaturowe pole, gdzie znajdzie się nieco warzyw. W Katowicach nawet nie wiem gdzie jest taki targ codzienny albo jednodniowy, bo jakoś nigdy nie interesowałam się tematem.
Skąd to obrzydzenie? Szczerze to musiałabym się zastanowić czy to bardziej spowodowane tym, że w domu o różnorodności warzyw mogłam zapomnieć czy dlatego, że wiecznie to samo wciskano mi na siłę (w dość dosłownym tego słowa znaczeniu). Do tego dochodzi cała masa stereotypowego myślenia o niektórych produktach i gotowe. Pewnie więcej napiszę o tym w którymś z następnych postów ale nie wiem czy w 6 czy w 7 (raczej w drugim).

Podziwiam to jak jesteś siebie świadoma. Mało ludzi ma takie zdolności. Najważniejsze żeby czuć się dobrze z samym sobą a reszta prawie ie nie liczy :)

Nie jestem jeszcze świadoma siebie tak bardzo jakbym chciała, ale jestem na dobrej drodze. Zwyczajnie muszę sporo analizować i stawiać siebie w sytuacjach, żeby mieć więcej materiału do badania :D
Ze sobą czuję się całkiem dobrze, ale moje kostki nie są zachwycone i żeby nie było im smutno, trzeba dbać o siebie.

Cześć! Będe miał Cię na oku żebyś lenia nie załapała :-) Fajnie widzieć kolejną aktywną osobe na siłowni. Buum przypinka!

Posted using Partiko Android

Pierwsze dwa tygodnie studiów solidnie wybiły mnie z rytmu, ale już powoli wracam do ogarniania czasu i regularnego ćwiczenia :D