Zaczęłam czytać tę książkę głównie dlatego, że wcisnęła mi ją koleżanka z pracy, a przy okazji też byłam trochę ciekawa, co to za fenomen, że u mnie w pracy (w bibliotece) czytelnicy ustawiają się do tej książki (i jej kolejnych części) w kolejkach i czekają miesiące, by wreszcie móc przeczytać! Szczerze mówiąc pierwszy raz jestem świadkiem takiego zjawiska (ale pewnie dlatego, że pracuję w tym miejscu od niedawna...)
W każdym razie...
Przyznam szczerze, że zaczęłam tę książkę czytać z negatywnym nastawieniem i właściwie to nastawienie w ogóle nie zmieniało się w trakcie czytania... Ewentualnie na jeszcze bardziej negatywne...
Już na samym początku poczułam ogromną niechęć do głównej bohaterki, jak to przez 30 stron opowiadała o tym, jak bardzo nienawidzi wszystkiego, co w ogóle istnieje. Okropnie mnie to zmęczyło i wcale nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia.
Co do języka jakim to jest napisane, to była druga sprawa, która też mnie odrzucała. Ja ogólnie nie wymagam, żeby był super poetycki i sama pewnie nie piszę lepiej, ale jednak staram się jakiś poziom prezentować, a tutaj mam wrażenie, że autorka pisała wszystko, co jej wpadło do głowy, jak leci bez przemyślenia i nie przejmowała się tym, że może w tym konkretnym zdaniu, czy konkretnej sytuacji akurat to słowo nie brzmi za dobrze... Albo ilość wulgaryzmów, pomijając już wypowiedzi, to w samej narracji... Mi to też nie przeszkadza jak są, o ile pasują do stylu książki, bohaterów, sytuacji i tak dalej... I oczywiście z umiarem, a tu moim zdaniem tego umiaru zabrakło. Używanie przekleństw jako przecinków wcale nie sprawia, że książka jest atrakcyjniejsza i fajniej się ją czyta...
Co do bohaterów, żaden z nich nie wzbudził mojej sympatii, w najlepszym razie byli mi zupełnie obojętni.
Szczerze mówiąc, nie za bardzo ogarniam motywy kierujące Victorią i Nathanielem, bo choć ciągle mówią, że nie chcą się nawzajem widzieć, nieustannie za sobą biegają... i jest to mega denerwujące.
Nie rozumiem też wyjątkowości Victorii i tego, że Nathaniel nie chce dać jej spokoju. Ok, na początku, to jeszcze było w miarę normalne i o to się nie czepiam, ale im dłużej się to ciągnęło, tym bardziej nie mogłam zrozumieć tego, co w niej jest takiego wyjątkowego, że nie mógł się od niej odczepić?
Nie za bardzo też rozumiem (bo spodziewam się, że tak będzie w kolejnych częściach) jak główna bohaterka z nastawienia negatywnego do chłopaka, gdzie za każdym razem, kiedy go widziała zwracała uwagę na to, jaki jest paskudny i miała wręcz odruchy wymiotne na jego widok, przeszła do takiej miłości, że świata poza kolesiem nie widziała...
Miałam zamiar odłożyć tę książkę po ośmiu stronach, ale uznałam, że dam jej szansę, przemęczyłam jeszcze 200 i poddałam się, potem uznałam, że dam jej jeszcze drugą szansę, bo wypadałoby jednak przeczytać do końca, ale rany, jedyne co to dało, to tylko to, że kłótnie Victorii i Nathaniela jeszcze bardziej mnie drażniły...
W dodatku ogromna ilość niedopowiedzeń w wypowiedziach bohaterów i jakichś niby zagadkowych odpowiedzi była mega męcząca... Czy tam naprawdę nikt z nikim nie mógł powiedzieć czegoś wprost i porozmawiać normalnie jak ludzie?
Fabuła w ogóle mnie nie zainteresowała i to do tego stopnia, że ogromnie mnie ta książka wymęczyła. Szczerze mówiąc, ani trochę nie ciekawi mnie to, jak dalej potoczą się losy bohaterów w kolejnych częściach. Nie ma w niej w ogóle napięcia i jakiegoś celu, punktu kulminacyjnego, do którego ta historia zmierza...
Książka jest przepełniona negatywnymi emocjami i nawet, kiedy ktoś mówił coś miłego, dla mnie w ogóle to tak nie brzmiało...
Skłamała bym jednak mówiąc, że kompletnie nic mi się w niej nie podobało. Muszę przyznać, że parę scen nawet mnie rozbawiło i rzeczywiście, jedna rzecz jest naprawdę super w tej książce... Jej okładka 😉
Naprawdę chciałam dać tym książkom szansę i do ostatniej strony miałam nadzieję, że wydarzy się coś, co sprawi, że będę chciała czytać kolejną część, ale jednak nie...
Sory, ale jak dla mnie, żaden fenomen. Próbowałam zrozumieć, ale nie rozumiem, już nie będę próbować zrozumieć i już nie chcę rozumieć. Może jestem już po prostu za stara na takie fenomeny?