Gdy już wydawało się, że za zakrętem czeka na nas prosta droga do CERNu, sprawy nieco się pokomplikowały - znowu... Jeśli śledzicie nasz blog, to najprawdopodobniej już wiecie, że z przyczyn od nas niezależnych byliśmy zmuszeni by Schwarzwaldowi powiedzieć "tschüss!" i wyruszyć w drogę. No właśnie, ale gdzie?
Do spotkania w Genewie pozostało jeszcze parę dni, a my wprawieni podróżnicy niczym drogowcy zostaliśmy zaskoczeni przez zimę, co w efekcie poskutkowało tym, że byliśmy taką ewentualność zupełnie nieprzygotowani! Żadnego ciepłego śpiwora, jakiegokolwiek namiotu, ciepłych skarpetek :) I jak tu przetrwać ujemne temperatury bez dachu nad głową? No cóż, wtedy niezbędna jest pomoc dobrej duszyczki, która skrawek swojej podłogi dla podróżników użyczy. A w tym zbawienny do tej pory był Couchsurfing. I należy mocno podkreślić słowo "był", bo nie wiemy dokładnie kiedy lecz portal postanowił pozostawić swoim darmowym użytkownikom możliwość tylko 10-ciu zapytań o nocleg w tygodniu. Jest to dosyć mało i zwykle nie wystarcza w Europie zachodniej by uzyskać pozytywną odpowiedź. Sytuacja wydawała się być beznadziejna. Mróź oraz totalny brak alternatywnych dróg motywowały nas do dalszego niemal szaleńczego kombinowania. I wtedy bingo! Pojawiło się światło na końcu pogrążanego w mroku tunelu, choć wprawdzie w tamtym czasie to był dopiero mikroskopijny promyk nadziei. Podczas rozmowy z @saunter'em wspomniałem mu o moim szwajcarskim znajomym, którego poznałem autostopując nad brzegiem Adriatyku.
Reminesencja @ceybiicien
Wśród autostopowiczów gremialne kategoryzuje się państwa, dzieląc je na różne poziomy "trudności". W Chorwacji z autostopem jest średnio. Słyszałem to wielokrotnie, sam też niestety miałem okazję się o tym przekonać. Słońce bezlitośnie dopalało resztki skóry, która jakiś cudem mi jeszcze pozostała na poparzonych plecach. Stałem tak prawie godzinę, mijając samochody zapakowanych po sam dach wczasowiczów, u których nawet jakby pojawiała się chęć by wcisnąć mnie gdzieś pomiędzy psa a piłkę plażową, to przestrzeń mówiła jasno "no pasarán!" dla pasażerów na gapę. Zniechęcony przedłużającym się staniem w tym upale, miałem już wracać do wody, ale wtedy właśnie spotkałem Daniela, który samotnie (podobnie jak ja), podróżował po to aby odwiedzić swoich przyjaciół na jednej z greckich wysp. Po pytaniu dokąd jadę zadał drugie, którego nie zapomnę do końca życia. A brzmiało ono tak
"Do you want beer?"
Towarzyszyłem mu w jego podróży przez około cztery dni, po drodze zahaczając o parę ciekawych miejsc na trasie. Później od czasu do czasu zdarzyło się nam wymienić parę zdań na Facebooku. Zapraszałem go do Polski, a on mnie do Szwajcarii. Więc gdy już wiedzieliśmy, że Couchsurfing nie uratuję naszych czterech liter, pomyślałem o moim szwajcarskim kompanie. Choć nie ukrywam, że czułem się więcej niż zakłopotany pisząc do niego w takich okolicznościach. Jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie...
🇩🇪 ➡ 🇨🇭
Daniel zgodził się bez wahania. Jednym błahym z pozoru problemem było to, że musieliśmy jakoś się do niech dostać. Dd Daniela z Ulster dzieliło nas wtedy kilka mniejszych gór, Ren i mniej więcej dwieście kilometrów. Niby niewiele -przynajmniej dla nas - bo niejednokrotnie pokonywaliśmy autostopem o wiele większe odległości jednego dnia, aczkolwiek wdarła się w nas pewna doza niepewności. A gdzie jest niepewność, tam też odzywają się wewnętrzne głosy wróżące niepowodzenie. W końcu droga poplątana, w końcu to Szwajcaria no i musimy przekroczyć granicę. Na całe szczęście po przeciwnym biegunie leży zdrowy rozsądek, który skutecznie pacyfikuje defetyzm, gdy tylko głosy zwątpienia ucichną. :)
Jednymi z przeszkód z jakimi muszą poradzić sobie autostopowicze to ograniczenia wynikające z przepisów i infrastruktury drogowej. Przy wyjeździe z Bad Kroozingen trafiliśmy na obydwie z wymienionych. Droga na której był zakaz zatrzymywania nie posiadała pobocza, ani zatoczki na którą potencjalny kierowca miał możliwość zjechać by nie tamować ruchu na dwukierunkowej, bardzo ruchliwej (jak na niedziele) landówce. Nawet nie próbowaliśmy "łapać" w tamtym miejscu, tylko rozpoczęliśmy procedurę "butowania" do jakiejś dogodniejszej lokalizacji. Szliśmy zgodnie z kierunkiem jazdy co jakiś czas wyciągając dłoń w nadziei, że być może trafi się kierowca dla którego znaki zakazu mają wartość tylko informacyjną. No i się udało. Pierwszym kierowcą, który zabrał nas ze sobą, była starsza, bardzo miła kobieta z Polski. :)
Czy to szczęście nam sprzyjało? Możliwe, bo do Lorach, czyli ostatniego większego miasta przed szwajcarską granicą dostosopowaliśmy bez dłuższego eksponowania naszych ciał na chłodny wiatr :) Lecz w momencie kiedy rzeczka która rozdziela te dwa państwa wydawała się być tuż rogiem, okazało się, że pokonanie kilkunastu kilometrów do granicy zajmie nam więcej czasu niż początkowo przypuszczaliśmy.
Dreptaliśmy w miejscu by rozgrzać choć trochę nasze zmarznięte ciała. Zmienialiśmy miejsca łudząc się przy tym, że te kilka metrów w lewo czy prawo sprawi, że ktoś kto jedzie do Zurychu wpakuje nas do środka. Nic z tego. Jeśli ktoś się zatrzymywał, to jechał tylko do Lorach. Wkrótce jednak opuściła się szyba któregoś z kolei auta, przystaliśmy na tę propozycję pojechania tam, gdzie podobno będzie lepiej.
Autostop rządzi się swoim prawami. Złapanie stopa przez granicę zazwyczaj jest bardziej czasochłonne niż złapanie go gdzieś na trasie w obszarze jednego państwa. Jest to oczywiście zrozumiałe, ponieważ przewożenie nieznajomego z plecakiem potencjalnej 70 litrowej kontrabandy, może odbić się czkawką również bogu ducha winnemu kierowcy. A co gdy nieznajomych jest dwóch i do tego mają ogromne plecaki? Lepiej nie wiedzieć.
I staliśmy tak na południowym wylocie z Lorach z godzinę bądź nawet dwie. Powoli zapadał zmierzch a my już oswajaliśmy się mentalnie na opcje nr 2 - czyli powrót do miasta w celu znalezienia jakiegoś miejsca emanującego ciepłem. Uzgodniliśmy, że potrzebna jest tu zasada 3 aut. Jeśli żadnego z nich się nie zatrzyma, to idziemy do Lorach. Przejechał pierwszy samochód potem drugie, w trzecim nie byłoby miejsca dla nas dwóch, więc zaczekaliśmy aż przejedzie jeszcze jedno. Finalnie zakończyło się to tak, że dokładnie ostatnie auto któremu "daliśmy szansę" zabrało nas do Szwajcarii!
Po przekroczeniu granicy kierowca wysadził nas na parkingu przy autostradzie tuż za Bazyleą. Stamtąd udało nam się przedostać pod stację paliwową połączoną z centrum handlowym Raststätte. Usiedliśmy w Burger Kingu, by w ciepełku obmyślić plan dotarcia do Zurychu i kiedy mieliśmy już wyjść po to by znów próbować szczęścia, napisał do mnie Daniel z pytaniem dokąd dojechaliśmy, gdy zdradziliśmy mu, że jesteśmy już pod Zurychem, powiedział nam żebyśmy tam zaczekali, bo wraca ze szkoły i po nas przyjedzie bo to całkiem niedaleko.
Ser, broń maszynowa i demokracja bezpośrednia
Następnego dnia zostaliśmy sami aż do późnego popołudnia. Byliśmy więc w posiadaniu sporej ilości czasu, aby przejść się i zobaczyć co takiego Ulster ma do zaoferowania. Do dziennego harmonogru dodaliśmy też punkt zdobycia składników do potrawy, bo w ramach małego podziękowania wpadliśmy na pomysł, aby ugotować jakieś danie dla całej naszej trójki. I tu muszę przyznać, że @Saunter wzniósł się na wyżyny swoich kulinarnych zdolności i przygotowywał przewspaniały (najlepszy jaki w życiu jadłem) makaron z kurczakiem i pesto! Po zjedzonym obiedzie wybraliśmy się na przejażdżkę rowerem dwadzieścia kilometrów wzdłuż brzegu okolicznego jeziora. Po wyjątkowo odświeżającej przejażdżce wypiliśmy po dwóch szwajcarskich "głębszych" z Danielem oraz udaliśmy się do spania (szczęśliwi, że nie spędzamy nocy na mrozie).
Przez te kilka dni udało nam się poznać Szwajcarię "od kuchni" - wszystko za sprawą wyśmienitych dań, którymi ugościła nas mama naszego szwajcarskiego przyjaciela!. Dowiedzieliśmy nieco o relacjach pomiędzy sąsiadami Szwajcarów, o stosunku do broni, jak i o tym, jak mocno Szwajcarzy zaangażowani są w obywatelskie uczestniczenie w życiu politycznym chociażby masowo uczestnicząc w regularnych referendach. Opowiadaliśmy Danielowi o Steemie jednak nie bardzo mógł uwierzyć, że to wszystko działa i ciągle szukał "haczyku" :)
Z każdym dniem stawaliśmy się coraz bardziej zauroczeni zniewalającym urokiem tego leżącego w centrum Europy państewka. Ekscytowało nas wszystko, począwszy od języka niemieckiego w szwajcarskiej odmianie, aż po smak Rivelli (szwajcarski napój produkowany z serwatki). Po tych kilku leniwych dniach spędzonych u Daniela w Ulster przyszedł też czas, aby ruszyć w swoją drogę. Na pamiątkę otrzymaliśmy w prezencie od Daniela fanastyczny prezent, a konkretniej to z czego Szwajcaria, prócz sera, czekolady i zegarków słynie najbardziej. Szwajcarskie scyzoryki! Podziękowaliśmy mu serdecznie za gościnę, pożegnaliśmy z Danielem się na stacji, mówiąc mu, że musi koniecznie nas odwiedzić. Bez znaczenia czy będzie to Polska lub inne państwo w którym będziemy mieszkać. Gdy już skończyliśmy mu dziękować za to wszystko co dla nas zrobił, przekroczyliśmy próg pociągu, który zabrał nas do Zurychu, skąd wzięliśmy autobus do Fryburga, z którego mieliśmy udać się na spotkanie SteemSTEEM, ale sprawy się pokomplikowały, lecz tę część historii opisywaliśmy już w poprzednim wpisie.
Co z nami dalej? Obecnie rezydujemy w Holandii, lecz powoli szykujemy się od kolejnej przeprowadzki gdzie tym razem zabawimy (miejmy nadzieję) na dłużej! Więcej o tym w następnych postach!
Poznajcie: Steem-Hikers! - dwóch polskich Steemian autostopujących dookoła świata
Zmagania Steem-Hikers w drodze na spotkanie SteemSTEEM przy Wielkim Zderzaczu Hadronów!
Ach wspomnienia wracają jak was czytam. My z żona obecnie od ponad roku jesteśmy zakotwiczeni aby wychowywać nowe pokolenie autostopowiczów ;) ale naszym celem który usilnie mamy zamiar zrealizować gdy już pociecha nauczy się chodzić i mówić, jest Kazachstan a może nawet i Mongolia gdzie zamierzamy przesiąść się na nieco mniej zmotoryzowany środek transportu- konie.
Życzę wam jeszcze więcej szczęścia i oczywiście masy UPvoteów.
Świetny pomysł! My też z niecierpliwością czekamy aż nasz okres przygotowawczy wreszcie się zakończy, bo już chcielibyśmy znowu wrócić do ciągłego bycia w drodze :) Kazachstan i Mongolia na grzbiecie konia brzmi jeszcze lepiej niż jeżdżenie autostopem po tych państwach. Też kiedyś spróbuje tej formy podróżowania!
Również życzę Wam by plany się powiodły, a nowy autostopowicz zaraził się od Was pasją podróżownia!
PS. Świetny artykuł o autostopie!
dzięki wielkie, i powodzenia w przyszłych podróżach.
Ja za to nie mogę się doczekać aż w przyszłości będę łapał autostopowiczów swoim autem :D
W brew pozorom nie tak łatwo jest tego dokonać ;) My z żoną jeździmy już jakiś czas i ciężko trafić na autostopowicza jadącego w naszym kierunku. Wydaje mi się że pewnego dnia trzeba będzie po prostu wziąć i zawrócić tam gdzie jedzie zamiast zabrać w tym samym kierunku co jedziemy ;)
Jest cliffhanger w postaci informacji o kolejnym miejscu pobytu, więc czekam na kolejne posty z ciekawością ;)
Świetna sprawa! Zawsze chciałem i nadal chcę wybrać się na autostopową podróż! Będę śledził Wasze przygody z ciekawością ! :)
Mogę tylko polecić :) A jeśli już zdecydujesz się na ten krok i będziesz potrzebował jakiś porad, to śmiało pisz do nas na fb:
https://www.facebook.com/SteemHikers
Pozrawiamy :)
Z pewnością się zdecyduje i chętnie skorzystam z Waszego doświadczenia ! :)
Kurcze troche slaby czas na stanie na pobocu , pizga jak cholera , Monachium zasypalo sniegiem .. no ale najwazniejsze ze dotarliscie.. nooo, to co dalej ?
Musisz trochę poczekać :P
jestem niecierpliwym wieprzykiem. XD