PL [ENG below]
Po 48h podróży, nieprzespanych nocach, oblaniu kawą, zgubieniu się na lotniskach, opóźnieniach samolotu i innych nie zawsze przyjemnych doświadczeniach, dotarłam do celu: Apollo Bay.
Już w drodze z przystanku do hostelu wiedziałam, że będzie mi tu dobrze. Ale czym w ogóle jest Apollo Bay? Jest to miasteczko o powierzchni 2,86 km² na południu Australii, stan Wiktoria. Położone jest nad Oceanem Południowym, dlatego też przebiega przez nie Great Ocean Road - przepiękna trasa samochodowa wzdłuż południowo-wschodniego wybrzeża. Z historycznych ciekawostek: miasteczko to było pierwszym punktem na lądzie Australii, które zostało połączone z Tasmanią podmorskim kablem telefonicznym, a w 1936 roku wysłano stamtąd na wyspę pierwszy telegraf. Tutaj poglądowa mapa:
Tak, tym wszystkim ze strony czysto teoretycznej jest Apollo Bay. Ale przebywając tam ponad miesiąc, odkryłam, że to coś o wiele więcej. I dla mnie teraz pierwszym skojarzeniem, kiedy słyszę nazwę tego miasteczka, jest jego społeczność. Spotkałam tam tak życzliwych ludzi. Wszyscy się tam znają, każdy jest mile widziany, na ulicy - jeśli nawet nie zostaniesz pozdrowiony, to przynajmniej ktoś Cię obdarzy uśmiechem. To ludzie, którzy w sklepie zapytają, co będziesz gotować. Ludzie, którzy dorzucą w piekarni do zamówienia drożdżówkę, żeby "dzień był lepszy". Ludzie, którzy spotykają się po pracy na partyjkę pétanque. Ludzie, którzy w potrzebie zawiozą Cię do oddalonego o wiele kilometrów lekarza. Ludzie, którzy się znają - ale nawet jeśli nie, to wychodzą z ogromną otwartością do innych.
Ale ale, skąd ja się tam w ogóle wzięłam?
Jakoś w listopadzie zupełnie przypadkowo natrafiłam na informację, że w hostelu YHA w Apollo Bay szukają wolontariuszy na wakacje: od listopada do kwietnia (nasza zima) - na miesiąc lub dłużej. Moja podróżnicza dusza, gdy tylko to zobaczyła, zaczęła się wyrywać i przypominać o tym od czasu do czasu. I tak właśnie w pewnym momencie zaczęłam korespondencję, która ostatecznie doprowadziła do tego, że z końcem stycznia siedziałam w samolocie do Australii.
Na czym polegał wolontariat w hostelu?
W zamian za 10h wolontariatu tygodniowo - miałam dach nad głową i dostęp do wszystkich hostelowych obiektów. Same obowiązki były bardzo przyjemne - sprzątanie w środku, pomoc przy housekeepingu, porządki w ogrodzie, sadzenie nowych ziół i warzyw, malowanie ścian. Nic strasznego, ale można było się wybrudzić.
I znów nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o ludziach - o managerach hostelu, którzy powitali i przyjęli mnie tak, że czułam się jak w domu. I pomogli i doradzili w najgorszych kryzysach. Ale dużo zawdzięczam też innym wolontariuszom - innym podróżnikom, którzy też postanowili pojechać na drugi koniec świata i doświadczać nowego i pięknego.
10 godzin tygodniowo. A "po godzinach" zwiedzanie! Leżenie wśród kwiatów, podziwianie wapiennych skał destrukcyjnie przytulanych przez ocean, gubienie się w lesie deszczowym, pływanie w oceanie o wschodzie słońca, oglądanie gwiazd w ilości, jaką ciężko pojąć umysłem, uciekanie przed domniemanymi rekinami, głośne rozmowy mające odstraszyć węże, chodzenie do ulubionego baru, by posłuchać muzyki na żywo i samemu coś zaśpiewać, słuchanie kropel deszczu odbijających się od dachu... A przy tym wszystkim - ogromna swoboda! I łapanie takich codziennych pięknych chwil do metaforycznych słoików po marmoladzie - które chowa się i otwiera wtedy, kiedy może czasem szara rzeczywistość zaczyna przytłaczać...
ENG
After 48 hours of travel, sleepless nights, spilled coffee, getting lost at airports, plane delays and other not always pleasant experiences, I reached my destination: Apollo Bay.
Already on the way from the bus stop to the hostel, I knew that I would be fine here. But what is Apollo Bay? It is a town with an area of 2.86 km² in the south of Australia, in the state of Victoria. It is located on the Southern Ocean, which is why the Great Ocean Road runs through it - a beautiful car route along the south-eastern coast. And one historical funfact: this town was the first point on the mainland of Australia, which was connected with Tasmania by an undersea telephone cable, and in 1936 the first telegraph was sent from there to the island.
Yes, all this is Apollo Bay from a purely theoretical side. But after being there for over a month, I discovered that it was much more than that. And for me now, the first connotation when I hear the name of this town is its community. I met such kind people there. Everyone knows each other there, everyone is welcome, on the street - even if you don't get greeted, at least someone will give you a smile. These are the people who will ask you in the supermarket, what you will cook. People who will throw in a bun at the bakery to make "the day better". People who meet after work for a game of pétanque. People who, if you need, will take you to a doctor many kilometers away. People who know each other - but even if they don't, they treat others with with great openness.
But, why did I actually go there?
In November I accidentally came across information that the YHA hostel in Apollo Bay is looking for volunteers for holidays: from November to April (our winter) - for a month or longer. My traveling soul, as soon as it saw this, began to tear up and remind me of this opportunity from time to time. And that's how at some point I started a correspondence that eventually led to me sitting on a plane to Australia at the end of January.
What was volunteering at the hostel like?
In exchange for 10 hours of volunteer work per week - I had a roof over my head and access to all hostel facilities. The duties themselves were very pleasant - cleaning inside, helping with housekeeping, tidying up the garden, planting new herbs and vegetables, painting the walls. Nothing complicated, but you could get dirty.
And again, I wouldn't be myself if I didn't mention the people - the hostel managers who welcomed me and made me feel at home. And they helped and advised in the worst crises. But I also owe a lot to other volunteers - other travelers who also decided to travel to the other side of the world and experience the new and beautiful things.
10 hours a week. And "after hours" - sightseeing! Lying among flowers, admiring the limestone rocks destructively hugged by the ocean, getting lost in the rainforest, swimming in the ocean at sunrise, stargazing in numbers that are hard to comprehend in the mind, running away from supposed sharks, talking loudly to scare away snakes, going to your favorite bar to listen to live music and sing something yourself, listening to raindrops bouncing off the roof... And with all this - great freedom! And catching such beautiful everyday moments in metaphorical marmalade jars - which then you can hide and open when - sometimes - the gray reality starts to overwhelm...
The rewards earned on this comment will go directly to the people( @pl-travelfeed ) sharing the post on Twitter as long as they are registered with @poshtoken. Sign up at https://hiveposh.com.
Congratulations @cichoswiat! You have completed the following achievement on the Hive blockchain And have been rewarded with New badge(s)
Your next target is to reach 50 replies.
You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word
STOP
Check out our last posts:
Support the HiveBuzz project. Vote for our proposal!
Yay! 🤗
Your content has been boosted with Ecency Points, by @zimnaherbata.
Use Ecency daily to boost your growth on platform!
Support Ecency
Vote for new Proposal
Delegate HP and earn more
I ani grosza nie zapłaciłaś za ten wolontariat? ;) Taki wolontariat to rozumiem! :) BTW, ciekaw jestem jakie są koszty żywności w Apollo Bay.