Nie jestem fanem pierwszej części BR, ba nigdy nie rozumiałem tego wielkiego uwielbienia oryginału. Moim zdaniem był on strasznie nudny, prawda miał swoje momenty czy sceny, ale nie był niczym nadzwyczajnym. Natomiast o kontynuacji z czystym sumieniem można powiedzieć, że przerosła swój kultowy oryginał i dla odmiany nie porusza banalnych truizmów, a troszkę głębsze problemy ludzkiej oraz mechanicznej egzystencji.
Sci-Fi w mrocznej przyszłości
Fabuła skupia się w okół oficera K ( Ryan Gosling ) zajmującego się tropieniem i ewentualnym eliminowaniem replikantów, czyli tutejszych sztucznych ludzi. Stworzonych do wykonywania tych prac, których ludzie nie chcą wykonywać, bo a) są ciężkie b) są uwłaczające ( np. prostytucja ). Jedyną wadą sztucznie stworzonych ludzi jest pojawiająca się chęć życia niczym prawdziwy człowiek oraz nie bycia tym gorszym gatunkiem na naszej planecie. Sam świat jest uaktualnioną wersją obrazu przedstawionego w pierwszej części, ludzie mają uprzedzenia do replikantów, kupują sobie sztuczną inteligencje dającą namiastkę miłości i coraz to bardziej tracą swoje człowieczeństwo, a świat to istna globalna wioska multikulturowa. Oczywiście historia nie przedstawia nam tylko tego świata i codziennego życia naszego K, lecz ma coś więcej, dużo głębszą zagadkę do rozwiązana. Jest ona na tyle dobrze zarysowana, ze do samego końca nie jesteśmy pewni czy to myślimy to prawda czy może zostajemy przez scenarzystów wrzucani na fałszywe tropy, a rozwiązanie mieliśmy cały czas przed naszym nosem.
Oficer K i Porucznik Joshi
Świetnym pomysłem osób zajmujących się tym projektem było skupienie się na relacjach miedzy bohaterami, a według mnie najciekawszą z nich ( przynajmniej w pierwszej połowie filmu ) była porucznik Josh ( Robin Wright ) i jej podwładny K. Ona jako człowiek, czyli dominująca rasa traktuje naszego głównego bohatera bardziej jak narzędzie do wykonywania misji, ale mimo to w 2 czy 3 scenach okazała względem niego bardzo ludzkie odczucia i nawet potraktowała go z należytym szacunkiem, bo mimo bycia sztucznie stworzoną maszyną K ma w sobie duszę mimo, że się nie urodził. W dodatku postać naszego bohatera ma z nią świetną chemie, a wszystkie jego bez wyrazowe miny twarzy świetnie pokazują, że mimo posiadania uczuć replikanci nie są ich wstanie pokazywać jak zwykli ludzie, a małe rozmowy z przełożonym nie są tym co jest im programowane jako domyślny sposób działania.
Joi
Kobieta będą właściwe programem komputerowym, który ma na celu być substytutem bliskości z drugą osobą. Niczym w reklamie jakie widzimy podczas filmu, mówi naszemu protagoniście dokładnie to co chcę usłyszeć i robi wszystko, aby zapełnić pustkę w jego sercu. Jest to o tyle ciekawy watek, że wcale nie tak odległy. Przecież już may rożnego rodzaju formy asystentów głosowych i sexrobotów, więc prędzej czy później ktoś uzna, że dobrym pomysłem jest zastąpić miłość z drugą osobą programem, który zawsze będzie nas rozumiał i który nigdy się z nami nie pokłóci czy będzie miał sprzeczne zdania względem naszego. Dlatego właśnie film stara się poruszać ten temat i niejako posuwa nas do refleksji na temat czym właściwie jest miłość oraz czy możemy czuć coś do nie istniejącej fizycznie formy życia ( podobny motyw jak w "Her" ).
Rick Deckard i ten zły koleś
W przeciwieństwie do "Przebudzenia mocy" postać grana przez Harrisona Forda nie jest wciśnięta na siłę do grona głównych postaci, można byłoby się pokusić że nie jest drugoplanową, a wręcz trzecioplanową postacią. Chyba to nawet dobrze ponieważ nie jest on głównym popychaczem fabuły i atakiem w nostalgiczne serduszka fanów oryginału jak w "Star Wars". To że pojawia się w tym filmie ma pełne uzasadnienie fabularne, a sama gra aktorska Forda, który jest ewidentnie zmęczony swoimi starymi filmami jest po prostu w punkt. Ktoś powiedziałby, że zrobili z niego zdziadziałego cynika, ale czy w pierwszej części nie tym właśnie był Deckard? Gorzej wygląda sytuacja z głównym antagonistą, bowiem nie miał on zbyt wiele czasu ekranowego, a jego motywacje sa kompletną zagadką. Teoretycznie ma on swoją przemowę w trakcie filmu, ale jak nic o nim nie wiedzieliśmy, po za tym że ma swój ambitny plan, to nadal nic nie wiemy. O ile inne postacie w trakcie filmu przebywają mniejsza lub większą drogę z punktu A do B, to nasz zły charakter właściwe jest cały czas w tym samym miejscu i jest strasznie dziwny, ale to dobrze.
Styl wizualny
Tu mamy po prostu do czynienia z arcydziełem, o ile film fabularnie może nie pasować każdemu. To robi on wrażenie na polu estetycznym, wszystko jest stylizowane na cyberpunk z domieszką post-apo rodem z "Faloutów". Każde ujęcie i lokacja wygląda nie ziemsko, a sam świat ma niesamowity klimat. Pierwsza części też wyglądała okej, lecz nie kupiła mnie ona swoim stylem, natomiast 2049 bije każdy film z 2017 roku pod tym względem. Z jednej strony mamy mroczne i ciemne lokacje jak z "Watchmen' od Zacka Snydera, a z drugiej Denis Villeneuve nie bał się użyć neonowo-pastelowych kolorów, a stroje jakie noszą postacie są doskonale wystylizowane.
Czy warto obejrzeć
Oczywiście nie każdemu przypadnie taka historia do gustu i wiele osób uzna ją po prostu za głupią, a jej filozoficzne aspekty nie poruszą go na tyle, aby wywołać zachwyt. Mimo tego warto dać temu filmowi szanse, ponieważ nie jest to typowy film akcji w cyberpunkowym stylu, ba nie jest to właściwe film akcji. Jeśli lubisz kino poruszające egzystencjalne rejony powinieneś obejrzeć ten film, jest on w tym względzie podobny do pierwszej części, może Ci się nie spodobać, ale na pewno nie będziesz czuł, że zmarnowałeś czas.
Kilka słów na koniec
Oglądając ten film miałem jedną nie dającą mi spokoju myśl, w dzisiejszych czasach powstaje wiele klasycznych gier RPG typu "Pillars of eternity", "Divinity: Original sin", a mimo to żadne studio nie chcę osadzić akcji takiej przygody w cyberpunku. Z chęcią zagrałbym w coś osadzonego w uniwersum Blade Runnera lub podobnym, niestety jak widać jesteśmy skazani na fantasy, a szkoda bo świat pełen androidów i sztucznej inteligencji z pewnością byłby wstanie zapewnić masę rozgrywki.
Wierni fani pierwszego BL mogą się przyczepić, że nie jest to cyberpunk, ale dla mnie ten świat zawsze był najlepszym przedstawicielem tego gatunku i mimo szacunku do wszego zdania nadal pozostanie on cyberpunkiem
Zgadzam się, Blader Runner 2049 to audiowizualne arcydzieło. Fabularnie, wbrew niektórym opiniom też daje radę moim zdaniem. Niech żałuje każdy, kto nie wybrał się na tę ucztę dla oka do kina, bo naprawdę dużo stracił. Obraz i dźwięk tworzą niesamowity klimat w tym filmie. I też nie byłem fanem pierwszej części, znudziła mnie. Fakt, że było to wiele lat temu i może odświeżenie jej po latach przyniesie inne zdanie, ale jednak nawet pomimo średniego stosunku do pierwszej części bardzo polecam drugą.
To jest jeden z filmów, który ogląda się kilka razy. A scena z Rachel :o i jej postać w całości w CGI.
Dla mnie jedynka to klasyka klasyków, arcydzieło science-fiction. Szedłem do kina pełen obaw i powiem szczerze - nie zawiodłem się. Ten film jest genialny na wielu płaszczyznach i każdy fan fantastyki powinien go obejrzeć. Najbardziej ubolewam nad faktem, że tak mało zarobił i sale kinowe były puste, a w tym samym czasie papka dla bezmózgów Botoks zaliczała mega otwarcie :(
Nie pojmuje zarobków tego filmu, miał on dobre trailery i dobrych aktorów, którzy jednak przyciągają do filmu. To chyba jakieś fatum, bo pierwsza część też została słabo przyjęta i zyskała swoją popularność już dużo później.
Niektore sceny w nim są idealne , jak z bajki albo komixu , warto go obejrzec bo to swietna rozrywka
Super post! Kurczę, mam niemal identyczne odczucia co Ty :D
Klimat tego filmu niesamowicie wciąga. Byłem nim cały przesiąknięty. Oczu nie mogłem oderwać od ekranu. Zdjęcia cudowne, muzyka świetna! Jedyne własnie do czego można się przyczepić to dość słabo zarysowany główny zły... Rzeczywiście można było skupić się na jego postaci znacznie więcej.