Gdyby wierzyć, potocznemu słownictwu, Polska to kra j nader osobliwy,
uformowany terytorialnie na przekór prawom geografii i logiki. Ziemie Zachodnie
i Polska centralna — oto macie cały kraj. Gdzie jego wschód, południe,
północ?
Poważny dziennik warszawski opatruje tytułem „Notatki z Ziem Zachodnich"
reportaż z Olsztyna. Podróżni wysiadający na wrocławskim dworcu
z pociągu zaczynającego swój bieg w Przemyślu są przybyszami z „centrali".
Nie zdołałem co prawda ustalić, czy Piła i Trzcianką, włączone przed kilku
laty do województwa poznańskiego, uchodzą za powiaty „centralne" czy „zachodnie".
Te geograficzne ^absurdy mogłyby nikogo ani ziębić, ani parzyć, gdyby nie
ich — uświadamiany czy nie, to nieważne — podtekst. Nie da się ukryć: polityczny.
Tak, podtekst polityczny albo, jeśli kto woli, historyczno-polityczny.
Lat temu szesnaście narodziło się pojęcie Ziem Odzyskanych, stanowiące po
prostu opis pewnej sytuacji faktycznej. W kilka lat później, dla zatarcia wyraźnie
okazjonalnej wymowy tego pojęcia, zastąpiono je zwrotem Ziemie
Zachodnie; ostatnio już posiłkując się także sformułowaniem Ziemie Zachodnie
i Północne.
Funkcja takiej nomenklatury jest zrozumiała; wydziela ona przywrócone
Polsce w roku 1945 jej dawne terytoria nadodrzańskie i nadbałtyckie w pewną
całość odrębną w stosunku do pozostałych ziem współczesnego państwa polskiego.
Tu jest sedno zagadnienia. Potoczny zwrot Ziemie Zachodnie czy Ziemie
Zachodnie i Północne, pisany na domiar konsekwentnie z dużych' liter, jest
wyrazem przekonania, że objęte nim obszary stanowią w istocie jakąś całość,
sprowadzalną do jednego wspólnego mianownika. Jest to przekonanie dzisiaj
już z całą pewnością nieaktualne, nieprawdziwe. -" '
Edmund Męclewski pisał na ten temat w tygodniku „Polityka" (nr 47
z 27 listopada 1959 г.):
„Dziś w sensie państwowym problem tych ziem jako całości nie istnieje. Istnieją
jedynie poszczególne — nawet ważne i poważne — problemy do rozwiązania, na
ogół zresztą mające już wyraźnie zarysowane tendencje rozwojowe. Nie istnieje
już dziś żaden poważny powód (poza zewnętrzn opoli tycznym), by wyodrębniać
faktycznie czy w nazewnictwie te ziemie jako całość. Wyodrębnianie takie (zawarte
np. w sformułowaniu „Ziemie Zachodnie") jest sprzeczne z rzeczywistością,
nie odpowiada stanowi faktycznemu..."
7
Tym bardziej obecnie, u progu roku 1961. Najpierw z tej racji, że procesy
integracyjne ubiegłego kilkunastolecia powiązały już tysiącznymi nićmi gospodarkę
ziem znad Odry i Wisły. Po wtóre dlatego, że istnieje bardzo daleko
idące zróżnicowanie fizjonomii poszczególnych części owych Ziem Zachodnich.
Powiem od razu, że dla podkreślenia fikcji wyobrażania ich sobie jako mniej
czy więcej monolitycznej całości ten punkt drugi ma znaczenie istotniejsze
nawet niż pierwszy.
W takim postawieniu kwestii zawiera się opinia, że zespół spraw specyficznych
dla terytoriów zwanych Ziemiami Zachodnimi zszedł już do roli podrzędnej,
albo — lepiej powiedziawszy — drugoplanowej, bo z pewnością jeszcze
ważnej, ale już nie naczelnej.
Owa specyfika ma odniesienie, biorąc rzecz z grubsza, do czterech dziedzin:
ekonomiki, demografii, socjologii, pewnych spraw prawno-własnościowych.
Do ekonomiki, bo na ogół wyższy jest tuta j niż na ziemiach dawnych stopień
urbanizacji i rozbudowy tzw. infrastruktury, skąd wyższa efektywność nakładów
inwestycyjnych w porównaniu z inwestycjami lokowanymi na terenach
pozbawionych sieci dobrych dróg, osiedli miejskich etc. Do demografii,
bo trzeba się tuta j liczyć ze znacznie wyższą stopą przyrostu naturalnego
i większym odsetkiem młodzieży w wieku szkolnym, a wkrótce produkcyjnym.
Do socjologii, bo kilkanaście lat nie mogło wystarczyć dla zatarcia zróżnicowania
składu ludności ze względu na pochodzenie dzielnicowe i uformowania
z niej jednolitej społeczności. Do spraw prawno-własnościowych wreszcie,
bo odsetek własności państwa w nieruchomościach miejskich jest tu szczególnie
wysoki, a sprawy własnościowe tak w mieście, jak na wsi (zakładanie
ksiąg hipotecznych) nie zostały jeszcze uporządkowane do końca.
Bez większego trudu da się z tego zestawu wyprowadzić wniosek, że
w ogólnych założeniach polityki gospodarczej czy kulturalnej potrzebne są
pewne poprawki „zachodnie", ale ponad wszelką wątpliwość za mało tego,
by mówić, że kra j nad Odrą i Bałtykiem jest całością, i to różną od kraju nad
Wisłą i Bugiem. Oczywiście zaprezentowana propozycja zdefiniowania, na
czym polega specyfika Ziem Zachodnich, może być uzupełniona w tę czy
tamtą stronę, nie wydaje się jednak, by w konsekwencji można było wyprowadzić
inny wniosek generalny.
Teraz, jakkolwiek rzecz to niezbyt przyzwoita, wypadnie mi zacytować
siebie samego. Zdarzyło mi się mianowicie kiedyś napisać w miesięczniku
„Więź" (nr 6, z czerwca 1959 г.), co następuje:
„... pakowanie do jednego worka, kwitowanie na jednym bloczku zróżnicowanej
problematyki gospodarczej poszczególnych regionów Ziem Zachodnich i Północnych
z każdym rokiem staje się zabiegiem coraz bardziej fałszywym, niekiedy nawet
szkodliwym. Można by zresztą zaryzykować powiedzenie, że dzisiaj daleko ważniejsze
jest nie to, co łączy ze sobą poszczególne obszary nadodrzańskie i nadbałtyckie,
lecz to, co je między sobą dzieli. Najbardziej pobieżny rzut oka upewnia nas w tym,
że istotnie rzeczywiste dominanty ekonomiczne Śląska, Ziemi Lubuskiej, Pomorza
są zgoła różne i odmienne, że w praktyce sprawa odrębnych fizjonomii poszczególnych
regionów wysuwa się na czoło".
I jeszcze jeden cytat z tego samego źródła:
„...gdy mowa o programie, o precyzowaniu optimum rozwojowego, to myślimy nie
o programie czy optimum dla Ziem Zachodnich i Północnych jako jakiejś całości,
lecz — dla konkretnych województw... jako reguła generalna potrzebne jest i uza-
sadnione akcentowanie przede wszystkim zróżnicowania sytuacji w poszczególnych
województwach".
Takie oto są fakty, zaciemniane stereotypem terminu: Ziemie Zachodnie.
Kilka przykładów mniej czy bardziej znanych, ale nieraz zapominanych, wyjaśni
to najlepiej.
Wrocław wraz z województwem wrocławskim dają jedną dziesiątą globalnej
produkcji przemysłowej całego kraju (województwo katowickie przeszło
jedną piątą), gdy koszalińskie niewiele przekracza jedną setną, zielonogórskie
i szczecińskie sięgają jednej pięćdziesiątej, a łódzkie i poznańskie — jednej
dwudziestej piątej.
W plonach zbóż z hektara województwo opolskie od lat kroczy w czołówce
krajowej (na pierwszej pozycji), Dolny Śląsk z reguły przewyższał średnie
krajowe, a w roku 1960 wywindował się na drugie miejsce po opolskim, zostawiając
w tyle województwa bydgoskie i poznańskie.
Gdy wziąć za miarę gęstość zaludnienia, województwo wrocławskie i gdańskie
idą przed poznańskim, bydgoskim i warszawskim, dla odmiany koszalińskie
i olsztyńskie zajmują ostatnie miejsca w tabeli, tuż obok białostockiego.
Nie odkrywam nieznanych lądów. O tych dysproporcjach wiedzą doskonale
ekonomiści i geografowie gospodarczy, nad ich złagodzeniem pracują planiści
układający program nowych inwestycji. Stąd decyzje o lokowaniu wielkich
fabryk w Olsztyńskiem czy Koszalińskiem,- wbrew nawet wcześniejszym zamierzeniom.
Z tym wszystkim przecież w miarę rozwoju gospodarczego kraj u zróżnicowanie
indywidualnych rysów poszczególnych regionów będzie się pogłębiało.
Można więc przewidywać, że Dolny Śląsk wzmocni wydatnie swoją pozycję
w gospodarce narodowej dzięki wielkim inwestycjom w dziedzinie eksploatacji
swoich bogatych złóż surowcowych (bez wątpienia najbogatszych i najbardziej
urozmaiconych w kraju), jak rudy miedzi i węgiel brunatny oraz rozwoju najnowocześniejszego
przemysłu — elektroniki. Można również przewidywać, że wyraźne
nachylenie ku Bałtykowi gospodarki trzech województw pomorskich
przyda ich obliczu gospodarczemu piętno charakterystyczne, obecnie ledwie
zarysowane. Można wreszcie przewidywać ustalenie się funkcji tak Śląska
Opolskiego, jak i Dolnego jako wielkich spichlerzy płodów rolnych.
Zatem Śląsk i Pomorze, tak jak Ziemia Lubuska czy Warmia i Mazury —
w miejsce terminu-worka: Ziemie Zachodnie i Północne, którego racje coraz
bardziej giną w miarę oddalania się granicznej daty roku 1945. Jednostki
regionalne rzędu województw i związki międzyregionalne, międzywojewódzkie.
To powiązania między województwem poznańskim i zielonogórskim, olsztyńskim
i warszawskim, to pas województw śląskich bodaj po krakowskie (przynajmnie
j w części), pas województw pomorskich, to wreszcie rosnąca funkcj a
komunikacyjna arterii Odry, łączącej tak pojęty Śląsk z Pomorzem.
To już związki i zespoły naturalne, wynikające z działania czynników naturalnych,
niekoniunkturalnych, organizowane i organizujące się na zasadzie danych
ekonomiki i geografii gospodarczej, ignorujące sztuczne i przypadkowe
kryterium granicy roku 1939.
Zagadnienie nie polega przecież na tym tylko, czy pisać „Ziemie Zachodnie"
czy może „ziemie zachodnie". Nie jest istotne, czy- będziemy w tym wypadku
używali wielkich czy małych liter, rzecz ma wymiar szerszy, niż tylko ortograficzny.
Idzie o ostateczne przekreślenie w codziennym słownictwie — tak jak
dokonało się to już w rzeczywistości — wyobrażenia obszarów odzyskanych
w roku 1945 jako jakiejś całości przeciwstawnej czy po prostu odrębnej od
reszty terytorium państwa. O nic więcej, ale i o nic mniej.
9
To kwestia zgodnośc i potocznie -stosowanych określeń i pojęć z. faktami,
do których się odnoszą, które mają opisywać. To zarazem sprawa wyciągnięcia
ostatecznych konsekwencji z dokonanej już bezapelacyjnie integracji wszystkich
ziem polskich. Wszelkie ich wewnętrzne podziały, mając e sens dla bieżącej
pracy i planowania przyszłości, oderwały się od sytuacji roku 1945, ćo
należy spostrzec i wyciągnąć stąd wnioski — nawet dla potocznego języka.
I. Rutkiewicz .
Posted from my blog with SteemPress : http://piewca.com/archiwa/40