Battlefield 1 – FPS który mnie zaskoczył

in #pl-gry6 years ago

  Nie jestem zbyt wielkim fanem fpsów. Jedynymi prawdziwymi fpsami które trawiłem i bardzo mi się podobały są to Counter Strike 1.6, wcześniej, a teraz Global Offensive. Strzelanki w których liczą się umiejętności. Sekundy oddania strzału a nie zmarnowanie całego magazynka aby zabić kogoś a w najgorszym wypadku zabranie tylko połowy życia. No ale jest jeszcze jedna rzecz która bardzo mi się nie podobała w grach fps poza tym, że trzeba wystrzelać cały magazynek aby kogoś zabić. Fabularnie praktycznie każda strzelanka leży. Nie mówię tutaj o multiplayerach, które są kwintesencją tego gatunku i tylko dzięki temu żyją. Mówię tutaj o kampani Single Player, gdzie nie trzeba się śpieszyć, gdzie można podziwiać widoki i skupić się na tym co chcą nam pokazać twórcy gry. Takie gry skończyły się mniej więcej na CoD 1-2 czy MoH:AA. Twórcy Wolfensteina są dużym wyjątkiem. A sam Battlefield? No cóż bardzo miło wspominam Bad Company 2 przy którym bawiłem się miodnie. A ten dubbing. No poprostu coś wspalniałego. Wciąż nie mogę zapomnieć tego chillowego pilota śmigłowca który był pacyfistą hahaha. Następnie kolega namówił mnie na kupno Battlefielda 3. Przeszedłem kampanię ale nie było to coś co miło wspominam. Multiplayer na początku był fajny, tym bardziej, że miałem z kim grać ale po jakimś czasie był dosyć uciążliwy i monotonny. Battlefielda 4 nawet nie dotykałem, ponieważ wiedziałem, że to będzie odgrzewany kotlet. Inaczej było z Battlefieldem 1. Pierwsza Wojna Światowa, no coś nietypowego. Piękna grafika. Początkowo był szum, poźniej emocje opadły, gra się sprzedała dobrze,a ja? A ja o niej w sumie zapomniałem. Przecież nie gram w fps-y poza CS:GO. Ale popatrzyłem jak mój dobry kolega gra w tą grę, który podkreślę, nie jest jakimś zapalonym graczem, jak ja przykładowo. Ale gra, już dosyć długo, i bardzo dobrze mu się gra w multiplayer. Zaciekawiony tym, plus za jego namowami nabyłem własny egzemplarz BF1. Nawiasem mówiąc akurat trafiła się wyprzedaż -70% więc żal było nie brać.   


  Tak się zaczęła moja przygoda. Ściągnąłem ponad 60Gb danych, niestety zajęło mi to trochę, ponieważ Origin nagle łapał jakieś zadyszki, ale po weilogodzinnych bojach, po paru dniach udało mi się odpalić tę grę. Gra zaczyna dosyć nietypowo, zaczynamy jako żołnierz strony aliantów, i musimy odeprzeć atak wroga. Co jest dosyć nietypowe to to, że gra na samym początku chce pokazać, że podczas I Wojny Światowej śmierć była na porządku dziennym. Nie jesteśmy w stanie odeprzeć ataku i ostatecznie giniemy, i pojawia się czarne tło z imieniem i nazwiskiem żołnierza którym graliśmy i w jakim wieku zginął. Czarne tło znika i przechodzimy na kolejnego żołnierza który stoi na umocnieniach trochę dalej i z ciężkiego kmu bronimy nasze pozycje. Sytuacja się powtarza, giniemy i cofamy się do kolejnego żołnierza. Tym razem bronimy ruiny kościoła. I gdy tam się nam nie uda rzuca nas do żołnierza, a właściwie czołgisty i całego batalionu który ma przeprowadzić kontratak. Już na samym początku gra uświadamia w nas, że wojna to piekło. Istnienia ludzkie nic nie znaczą, ponieważ odchodzą bardzo łatwo i bardzo szybko. Po prostu falami przechodzi mięso armatnie. Co z tego, że ostatecznie przeprowadziliśmy kontratak skoro dalej i tak zatrzymują nas gdzie znowu musimy stawić czoła większym siłom wroga, w lepszych, umocnionych pozycjach z których zabijają nas jak muchy. Tak wyglądała pierwsza wojna światowa.   


  Generalnie kampania jest podzielona na 6 różnych opowieści z różnych części frontów w Europie czy Azji w różnych odstępach czasu. Jedną opowieść już wam streściłem, w innej gramy jako czołgista czołgu Mark V. W innej bierzemy udział w brytyjskiej ofensywie na Turcję a w jeszcze innej walczymy przeciwko turkom w barwach plemienia beduidów. A w jeszcze innej wcielimy się w brytyjskiego pilota. Każda opowieść zaczyna się od prologu który wprowadza nas w wydarzenia danej opowieści. Pomysł bardzo mi się spodobał. Nie jesteśmy jakąś jednoosobową armią która niszczy tysiące wrogów. Tylko zwykłymi wojakami którzy zostali postawieni przed wyborem, albo oni, albo my. Bardzo dawno nie grało mi się tak przyjemnie w kampanię w strzelance. Także więc to na duży plus.   


  A jak prezentuje się Multiplayer? A no bardzo dobrze. Weterani cyklu obeznani z poprzednimi częściami szybko się odnajdą. A, że ja też nie jestem z pierwszej łapanki to również wdrożyłem się bardzo szybko. Mapy są bardzo rozległe i każdy znajdzie coś dla siebie. W zależności od mapy możemy również zasiąść za sterami samolotów, dosiąść konia i z szablą biegać po mapie, albo standardowo do jakiegoś pojazdu gąsienicowego czy kołowego. Co jest również fajne, kiedy jedna strona uzyskuje dużą przewagę, tej przegrywającej przybywa z pomocą wsparcie spoza mapy w postaci sterowca, pancernego pociagu czy drednota czyli dużej jednostki pływającej. Poza tym dochodzi losowość pogodowa i w jednej chwili na mapie pustynnej może zerwać się burza piaskowa która ogranicza widoczność do minimum, albo mapę spowija gęsta mgła i w tedy kończą się złote czasy snajperów. Ale za to rozwijają skrzydła inne jednostki. Na przykład kawaleria, która i bez tego jest potężna, ale dzięki szybkości naszego konia jesteśmy w stanie zjawić się, zrobić rzeźnię i zniknąć spowici mgłą albo burza piaskową. Na uznanie zasługuje tryb Operacji, w którym musimy albo bronić bądź zdobywać punkty i tym samym przesuwać linię obrony bądź ataku. Mapa jest podzielona na sektory, a drużyna atakujących musi pamiętać, że ma ograniczoną ilość odrodzeń dzięki czemu przynajmniej część graczy stara się grać taktycznie a nie szarżować bezrozumnie. Poza tym wszystko jest okraszone scenkami przerywnikowymi i sprawia wrażenie czegoś więcej niż zwykłe okładanie się po łbach.   


  Jedyny mankament sieciowych pojedynków to balans drużyn. Często się zdarza tak, że podczas trybu Operacji jako strona atakująca często nie potrafimy nawet zdobyć pierwszego sektora, a jako drużyna broniących się stawić jakiś znaczący opór chociaż w jednym sektorze. Albo raz trafiła mi się dosyć irytująca sytuacja w której zdobyliśmy wszystkie sektory poza ostatnim. Obrońcy w końcu wzięli się w garść a moja drużyna myślała, że na lajcie to wygramy i ostatni sektor próbowaliśmy zająć bez żadnych rezultatów. Zajęło to łącznie około 30-40 minut czasu i to się nie udało nam tego dokonać. Moja drużyna nie potrafiła skupić się na celach tylko ginęła bezmyślnie pod gradem kul. Albo często jest tak, że po prostu przeciwna drużyna ma 5-6 graczy więcej. A to jest bardzo dużo.   


  Ale mimo wszystko taka gra jak Battlefield 1 zdarza się raz na parę lat. To najlepszy Battlefield w historii serii(zaraz obok świetnego Bad Company 2). Grajcie w niego i zacierajcie ręce na następnego. Ode mnie gra dostaje zasłużone 9/10.