Gwiazd naszych wina

in #pl-emocjonalnie4 years ago (edited)

Oglądaliście kiedyś "piłę"? Idea motta psychopatycznego protagonisty Jigsawa "Kto nie ceni życia, nie zasługuje na nie" po tym jak pierwszy raz obejrzałem film z tytułu mojego bloga, zaczęła nabierać dla mnie zupełnie innych barw. Robimy codziennie dużo rzeczy, niekiedy zbędnych, niekiedy tych bez których absolutnie żaden człowiek nie może funkcjonować. Praca, szkoła czy inne takie przyziemne rzeczy są ważne, ale czy niezbędne? Zazwyczaj tak, jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tykającego nieubłagalnie zegara. Nasz czas na ziemi jest krótki, czas tej dwójki... Niestety zbyt krótki. Jednak dzięki temu paradoksalnie mogli dziękować za takie błogosławieństwo, które ich dotknęło. Mieli siebie. Barwni, inteligentni... Można opisywać ich w samych superlatywach. Tak jak i naszych bliskich, których nie zawsze doceniamy na co dzień z perspektywy szarej społeczności, gdy nie musimy być o nic zatroskani.
fault.jpg

Jeżeli już Cię nudzę, albo nie podoba Ci się temat, to wypierdalaj kaukaski worze na spermę, nie będę tęsknić. Ooo jej. Jak miło tu wrócić po 4 miesiącach przerwy, brakowało mi tego :) Wiecie co? W realu tak nie przeklinam. Przyznam się też, że każdy wpis który czytam, czytam 2 razy, bo za pierwszym razem skupiam się na wychwytywaniu błędów gramatycznych, które pewnie sam popełniam.

Wracając, na swojej drodze spotykamy różnych ludzi, to frazes. Jedni są dobrzy, inni źli, zaś najgorsi są ci na pozór dobrzy, którzy okazują się beznadziejnymi toksykami, jak pisarz - Van Houten z owej ekranizacji. W dużej części do napisania skłonił mnie ten niezwykły paradoks, zależność głównej bohaterki od jego powieści, opowiadającej historię dziewczyny chorej na raka, ale jakby urwanej w pewnym momencie. Sama bohaterka jest przecież chora na raka 4 stadium z przerzutami do płuc. Pojechała między innymi ze swoim chłopakiem do Amsterdamu, żeby poznać zakończenie. Niestety, co zapowiadało się na radosną i ambiwalentną do ich sytuacji przygodę, autor okazuje się wrednym, opryskliwym alkusem, który ma do nich żal, choć sam ich zaprosił. Staje się nieznośny i negatywnie nastawiony do przybyszy, co drażni też chłopaka Hazel i wychodzą. Na szczęście jego asystentka (Czy żona? Nie pamiętam xd) wychodzi za nimi przepraszając za zaistniałą sytuację. To pozwala też pojąć, że przydaje się trochę jednak taka osoba do przytemperowania kogoś, ale nie wchodząca też z butami w życie innych. Jeszcze przed wszystkim jedna z moich ulubionych piosenek... Posłuchajcie sami, jest z nawiązaniem do filmu :)

Charli XCX :) Przez mojego brata nazywana lachociągiem, specjalnie się przywalał, gdy słuchałem również jej piosenki "Brake the rules" :D

Można być jedyną osobą na świecie, albo całym światem dla jednej osoby. Nieee, to nie moja kolejna złoty myśl, mam magnes z takim napisem na lodówce xd. Tak z pewnością było w ich przypadku. Byli w stanie zrobić wszystko i poświęcić większość, by być przy sobie, pomagać sobie nawzajem i przeżywać uczucie, nie dające wyrazić się w słowach. Film ukazuje też bezwzględność innych, nawet gorsze przypadki niż Van Houten. Dziewczyna Isaaca, która mówiła że go kocha, a zostawiła go gdy finalnie stracił wzrok, co było nieuniknione. Bo nie chciała być z kaleką? W filmie zachowanie takie zostało przez Gusa (Chłopaka Hazel) uznane za niegodne, po czym obrzucali jej samochód jajkami. Dla mnie osobiście dobrze postąpili, adekwatnie do swoich osobowości. Chłopak miał złamane serce, tak jak i widzowie szlochający na filmie, który po prostu pod sam koniec ociekał ckliwością, łzami... Przez co też zajebistością. Niestety, losy naszych bohaterów okazują się tragiczne, ale czy nie przez wzgląd ekranizacji sporo osób może się odmienić i zacząć patrzeć na świat inaczej? Nie koniecznie przez różowe okulary. Ludzie często kochają sytuacje w których sami nie chcieliby się znaleźć, nie ma jednak możliwości by pokochać sytuację tych dwoje, a właściwie to troje (bo jeszcze Isaac) ludzi. Wszyscy umierają, czasem przychodzi to niespodziewanie, a czasem jest to oczekiwanie na nieuniknione. Hazel wiedziała, że kiedyś utonie przez wodę mogącą nagromadzić się w jej płucach, a dzień bez jakichś większych powikłań był dla niej prawdziwym cudem i powodem do radości. Każda noc to niepewność, każde spotkanie z Gus'em ukojeniem, ich miłość spełnieniem. Choć... Nie mogli się spodziewać kiedy się poznają. W tym rzecz. Każdy dzień to niewiadoma, niestabilność spotykających nas emocji od radości, po nagłe rozczarowania, często skrajnie odbijające się na naszej psychice... Ale może na tym polega życie? Gus dużo korespondował z Van Houtenem, by w końcu przyjechać na pogrzeb i wręczyć Hazel... No właśnie. Tu nie chcę spoilerować. Film ukazuje, jak nasze problemy są w rzeczywistości małe, o ile nie borykamy się z depresją. Zawsze ktoś na świecie ma gorzej, ale jeśli nawet nie mając za wiele czasu w naszym błogosławieństwie zwanym życiem, możemy być szczęśliwsi i wykorzystać je lepiej, niż ludzie którzy na pozór mają tego życia znacznie, znacznie więcej. Nie każde życie można nazwać życiem... Nie każdy żyje naprawdę, kto wie, może i tak jak ja? Nie, najgorzej nie jest, ale niektórzy mają więcej szczęścia. W sumie właściwie mnie to cieszy :) Pozdrawiam.

Sort:  

Congratulations @sethrollins1995! You have completed the following achievement on the Hive blockchain and have been rewarded with new badge(s) :

You received more than 700 upvotes. Your next target is to reach 800 upvotes.

You can view your badges on your board and compare yourself to others in the Ranking
If you no longer want to receive notifications, reply to this comment with the word STOP