Circle

Będzie zawierać spoilery z filmu:

Kto w gronie 50 osób powinien przeżyć w "grze"? Zwłaszcza, gdy samemu jest się jednym z uczestników. Oczywistym jest, że każdy chce żyć... A przynajmniej większość. Ale przetrwać może tylko jedna osoba. Ta, która poruszy serce większości uczestników? Ta mająca większy wpływ na społeczeństwo? Może kilkuletnie dziecko, a może nosząca w sobie życie kobieta w ciąży? Może być to kontrowersyjne, ale dla mnie tego typu dylematy - O ile nie jesteś spokrewniony, lub mocno schorowany, są bez znaczenia.
Circle.jpg

Nie każdy myśli tak, jak ja. To tak samo jak nie każdy wierzy w Boga. Mniejszość nie wierzy, zdecydowana większość już tak. Czy zdecydowana większość to idioci? Nie. (@Rozku, spokojnie) A przynajmniej nie wiem. Bohaterowie filmu zaczynają myśleć i podejmować decyzje, które będą kryterium eliminacji kolejnych osób. Na początku czystka na osobach starszych, zaproponowana przez jednego z młodszych uczestników "teleturnieju". Logiczne? A no, owszem. Masz 80 lat? Nie pożyjesz za długo. 75? Jesteś schorowany, nie zasługujesz na życie! 70? Ooo nie, za dużo. Odpadasz. Czy mimo wszystko przynajmniej 95% osób nie wierzyła w uratowanie swojego tyłka, nie chciała się ratować? Jak zatem skończyły się rundy eliminacji osób którym tego życia pozostało mniej? Otóż refleksją osób w między innymi średnim wieku i trochę młodszych. Bo co by było dalej? "Ej! Jesteś starszy! Nie zasługujesz na życie tak samo jak my! Tego życia pozostało Ci na ziemi mniej... Ale jak to? Bo skąd wiesz, czy wychodząc jutro z domu sopel nie spadnie z dachu, a auto nie wpadnie w poślizg"
death.jpg

Jaka jest nieprawidłowość na tym obrazku? Taka, że na każdym z tych etapów rozwoju możemy umrzeć z powodów nienaturalnych. Tak jak z powodów nienaturalnych nie komentujecie moich wpisów. Ale to akurat bardzo dobrze, bo wyrażacie w ten sposób swój podziw, to, że nie ma się do czego przyczepić w mojej twórczości, to jest ogrom pokładów przyszłej motywacji (jeśli dożyję do pisania następnego wpisu) Tak, to jest ogrom geniuszu! Ogrom geniuszu, który ktoś ma, albo nie ma. Jak jeden dupek z opisywanego przeze mnie filmu mógł nakłaniać innych uczestników do opuszczania pola gry, żeby samemu wciąż pozostać. Pozostawić sobie nadzieję na powrót do domu, najbliższych. Móc cieszyć się życiem, gdy reszta cieszy się tytułem szlacheckim "Świętej pamięci". Nie można mierzyć wszystkich swoją miarą. To, że dla kogoś pieniądze, kariera, czy rodzina są najważniejsze, nie jest wyznacznikiem jedynej i oczywistej drogi przynoszącej szczęście w życiu. Może na niektóre wpisy zdarzyło mi się, że zachciało się aż rzygać, to czyż nie byłoby to egoistyczne, gdybym musiał komuś to wypominać? Kim jestem, by komuś, czegoś zabraniać. A kim w polu gry na śmierć i życie jest matka z dzieckiem w brzuchu i z córeczką obok, by życie którejkolwiek z nich było mniej warte niż innych? Chodzi oczywiście o instynkt macierzyński, naturalną miłość matki do potomstwa. Zresztą, nie tylko wśród ludzi owe zjawisko działa. Nie działa to w sposób stricte obiektywny, lecz nie oszukujmy się, w większości tak jest. Nawet w Afrykańskich plemionach które walą strzałami do samolotów bo uważają, że to złe bóstwo, albo odprawiają modły do czegoś, co i religioznawcom się nie śniło. Są jednak rzeczy bardziej oczywiste, lecz jak zawsze z powodu braków skrajności i różnorodności bohaterów - Nie zawsze sprawdzające się w świecie. Finalnie górę bierze cwaniactwo, wyrachowanie no i... Nie nazwę tego bycia "skurwysynem" ponieważ każdy może mieć wolę życia i go pragnąć jak wszyscy inni. Główny bohater bierze udział w wielkiej trójce. On, matka z dzieckiem w brzuchu no i ze swoją córeczką obok. Nakłania do zejścia z planszy dziecko, obiecując, że zrobi to samo. Teraz! Teraz! Schodź! Córeczka schodzi, a bohater w ostatniej chwili głosuje na śmierć niczego nieświadomej matki, ta pada trupem. Koniec? Nie. Ostatnia runda. Protagonista myśli, że to wszystko to był pic i też zginie, ale mamy dogrywkę w finale. On vs dziecko w brzuchu, które chuj wie jakim cudem przeżyło. Lecz skoro po trupach do celu, to i konsekwentnie. Głosuje na dziecko i... Wygrywa! Można być zezłoszczony na to, w jaki sposób utorował sobie drogę do zwycięstwa, ale nie zapominajmy, że gra toczyła się o to, czego za pieniądze się nie kupi. Gra była o życie. Morałem tego jest, że kurwa i cwaniak ma większe szanse niż ci ze skrupułami. Morałem jest to, że we wszystkich przypadkach grają instynkty, aczkolwiek w większości te, które osobom trzecim mogą wydawać się niemoralne. Bo jakie to wygodne, kiedy nie musi się być przymusowo w czyjejś sytuacji :)

Czy mam coś do sposobu w jaki działał główny bohater? Zupełnie nie. Chciał przeżyć, wykazać się sprytem, wolą przetrwania. Nic nie jest zobowiązujące do oddania życia za kogoś, szczególnie za obcą osobę. Teoretycznie od początku miał taką samą szansę jak wszyscy inni, jednak chłodna głowa i wybitna chęć przetrwania, połączona z wykorzystaniem swoich umiejętności zrobiła swoje.

Jaki film opisać i na swój sposób zrecenzować w kolejnym wpisie? Dajcie znać, jak nie, to sam wybiorę. Pozdrawiam :)

Sort:  

Wydaje mi się, że przeżył postawą, którą miał przez cały film. Wszyscy wiedzieli, że żeby przeżyć trzeba będzie wyeliminować również dziecko i kobietę w ciąży. Jedni mówili o tym głośno, a inni "grali", że chcą ich ochronić. Wydaje mi się, że w takim momencie ludzie po prostu musieli zaufać. Czy to dobrze czy źle? Trudno mi powiedzieć... Na pewno zaufanie pomaga nam żyć. Ciężko by było żyć gdybyś w każdym widział wroga.

Zgodzę się ze stwierdzeniem, że ciężko żyć, jeśli w każdym widzi się wroga. Może jednak lepiej żyć ciężko, niż nie żyć w ogóle? Zaufanie pomaga, póki ktoś nie wykorzysta go przeciwko nam, tak jak zrobił to główny bohater. Wnioski mogą nasuwać się same. Czasami jak ta ostatnia naiwna pała wierzę, że są ludzie którym zależy na mnie bardziej, niż na ich samym :)

coś bym tu może skomentowała, ale nie chce Ci zakłócać obrazu samego siebie 😛

@tipu curate :)

Nie zakłóciłabyś, spokojnie :)