I tak ósmy rok z rzędu, choć tym razem na krótko, odwiedziłam Łotwę. Tylko jeden dzień i dwie noce w Rydze, które postawiły mnie szybko na nogi i zresetowały psychicznie. Poniżej fotki i kilka zawsze-obowiązkowych punktów wyjazdu.
Ryga jest brązowa. A raczej ma kolory chleba razowego, burego stiuku, błota, trzciny, drewna, pieczonych ziemniaków...
Obiad w Lido: pieczony łosoś, ziemniaki i sałatka, a obok kawa i maizes zupa, czyli lotewski deser - zupa z chleba na słodko. Pycha!
Moje miejsce, czyli okolice twierdzy DaugavgrĪva. Zdjęcie z punktu do obserwacji ornitologicznych. Kocham ten horyzont.
Miejski trik: widok na całe miasto możemy podziwiać za darmo z baru na 26. piętrze hotelu Radisson w centrum.
Ale najlepszy jest bar folkowy Ala Folkklubs. Kiedyś byłam jego stałym bywalcem :)
Niestety dzień szybko dobiegł końca, a następnego poranka zdążyłam już tylko odwiedzić Salaspils Memorials, o którym już miałam okazję pisać na steemit.