W lutym 1976 roku nijaki Bill Gates napisał słynny list do Hobbystów w którym wyrażał swoje niezadowolenie oraz frustrację związku z piraceniem jego implementacji języka BASIC na platformę Altair. Podkreślał, że to niesprawiedliwe by twórcy oprogramowania nie dostawali pieniędzy za swoją ciężką pracę, zwracał również uwagę, że bez pieniędzy nie jest możliwe napisanie dobrego software'u. Moment ten stał się symbolicznym początkiem podziału programistów na dwa obozy. Pierwszy wierzył, że informacja a związku z tym oprogramowanie, powinno być darmowe i powszechne. Drugi uważał, że oprogramowanie jest własnością intelektualną, owocem ciężkiej pracy specjalistów, więc użytkownicy powinni uiszczać opłatę za korzystanie.
Przez długie lata filozofia reprezentowana przez Billa Gatesa dominowała nad ideami hackerów a właściciel Microsoftu stał się jednym z najbogatszych ludzi na ziemi. Jednak wszystko miało się zmienić.
Dwóch doktorantów Uniwersytetu Stanforda, Amerykanin Larry Page oraz Rosjanin Siergien Brin, siedziało po nocach i pracowało nad nowym sposobem skutecznego wyszukiwania danych w internecie. Opracowali metodę analizy powiązań hipertesktowych BackRub, który później został przemianowany na algorytm o nazwie PageRank. Następnie na bazie tego algorytmu utworzyli własną wyszukiwarkę internetową, która zaczęła zyskiwać coraz większą popularność. Jako że bliżej im było do naukowców, którzy utożsamiali się z filozofią hakerów niż do zimnokrwistych biznesmenów postanowili, że ich produkt będzie kompletnie darmowy. Nie mieli jednak pomysłu na model biznesowy, więc wyszli z założenia, że jeśli ich projekt osiągnie dostateczny sukces to napewno znajdą się ludzie, którzy pomogą im wymyślić sposób na zarabiania pieniędzy. Do tego czasu, jak większość dotnetów powstałych na przełomie lat 2000, będą się utrzymywać z pieniędzy inwestorów.
Wyszukiwarka odniosła gigantyczny sukces przy okazji podkopując pozycję swojego największego rywala czyli wyszukiwarkę od Yahoo. Lekarstwem na główny problem nowo powstałego startupu okazało się AdWords czyli system nieinwazyjnych, spersonalizowanych reklam wyświetlanych na stronie projektu. Wilk syty i owca cała, ludzie mieli możliwość korzystania za darmo z świetnej usługi a firma mogła na siebie wreszcie zarabiać.
Konsekwencje
Google stało się agencją reklamową, która sprzedawała towar - użytkowników - swoim klientom czyli reklamodawcom. Reklamy musiały być dobrze dopasowane bo inaczej użytkownicy by w nie nie klikali a cały model biznesowy by się rozsypał niczym domek z kart. Zaczęto więc zbierać coraz więcej, coraz bardziej szczegółowych danych, które gwoli ścisłości usprawniały również działanie samej wyszukiwarki. Firma przeistaczała się powoli w korporację i wypuszczała na rynek coraz więcej nowych produktów.
Model biznesowy oparty na darmowości i reklamach rozpowszechnił się w całym internecie. Ludzie byli zadowoleni bo nie musieli płacić, a firmy były zadowole bo zarabiały pieniądze.
Big data
Temat sztucznej inteligencji ciągnął się od wielu dekad, ale dopiero całkiem niedawno nabrał prawdziwego znaczenia. Okazało się, że można opracować użyteczną sztuczną inteligencję, ale jest jedno wielkie ale; trzeba ją "karmić" dużą ilością danych by się do czegoś nadawała. Tak się złożyło, że duże dotkomy jak Google, Facebook czy Amazon posiadają odpowiednie zestawy danych. Jeśli wypełniacie reCaptche i musicie zidentyfikować samochód albo znak drogowy na podanych obrazkach to wiedźcie, że podkarmiacie właśnie system do automicznego sterowania samochodami od Google.
Dane ponadto okazały się bardzo przydatne do analiz statycznych. Dzięki nim można z dużą skutecznością stwierdzić orientacje seksualną, poglądy polityczne i podatności. Obecny prezydent USA, Donald Trump, korzystał z usług Cambridge Analytica właśnie między innymi z tego powodu.
Wykrawianie się maluchów
Big Data to droga otwarta tylko i wyłącznie dla dużych korporacji. Małe i średnie firmy posiadają zbyt ubogie zbiory danych, muszą więc dalej opierać swój model biznesowy na reklamach. Niestety nie jest już to tak dochodowe jak kilka czy kilkanaście lat temu. Przychody malały więc twórcy dodawali coraz to bardziej agresywne reklamy, a użytkownicy zaczęli się bronić korzystając z adblocków. Część portali czy czasopism starała się wrócić do płatnego modelu subskrypcji, ale użytkownicy przestawieni mentalnie na darmowe treści wysokiej jakości nie chcą już płacić. Ludziom szkoda nawet zapłacić jednego dolara za aplikację a co tu mówić o regularnym płaceniu za dostęp do artykułów. Blogi i czasopisma przestawiły się na publikacje sponsorowane, treść stała się reklamą, co spowodowało spadek zaufania do mediów. Twórcy już są tak zdesperowani, że żebrzą o dotacje jak na przykład The Guardian. Twórcy oprogramowania wcale nie mają się lepiej.
Microsoft
Microsoft jak zwykle obudził się z ręką w nocniku i przegapił wszystkie zmiany. Jednak dzięki dużym zasobom finansowym jest wstanie nadrobić zaległości. Zrozumiał, że kluczowe jest zbieranie danych, dlatego wypuścił Windowsa 10 z bardzo rozbudowaną telemetrią której nie da się długotrwale wyłączyć. Zapewnił również darmową aktualizację by zachęcić użytkowników do przesiadki i zadeklarował się, że wersja 10 będzie tą ostatnią. Co ma sens ponieważ korzyści płynące z Big Data są większe niż korzyści wynikające z sprzedaży kolejnych wersji systemu operacyjnego. Microsoft zrozumiał, że sytuacja się zmieniła więc zmienił również podejście do Linuksa i Open Source.
Linux
Linuks i Open Source jest koniem napędowym nowej rewolucji, pożytecznym idiotą. Społeczność nie zauważyła, że nastąpiło przesunięcie paradygmatu z oprogramowania na dane, tym samym rozwijanie zamkniętego oprogramowania chronionego ścisłym prawem autorskim przestało mieć aż tak duże znaczenie. Liczy się posiadanie władzy nad danymi czyli posiadanie platformy. Microsoft ogłosił nawet wypuszczenie systemu operacyjnego dla urządzeń IoT na bazie linuksa - Azure Sphere. Piekło zamarzło mogłoby się wydawać :) Nic bardziej mylnego.