Anon i jego przygoda z ziomkiem z autobusu

in #pasta6 years ago (edited)

Czekam na autobus na przystanku przy Krakowskim Przedmieściu. Uwielbiam to robić. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy: czy autobus przyjedzie, czy nie przyjedzie. A jeśli już przyjedzie, to czym będzie w nim jebało: szczynami, czy wódą. Czuję się w Warszawie jak w „Kole Fortuny” i za to ją kocham.

Ponieważ mój autobus nie przyjeżdża, przechadzam się w tę i z powrotem po chodniku. Patrzę sobie w bramę kamienicy, a tam jakiś człowiek kuca, opierając się o ścianę. Chyba gorzej się poczuł, myślę. Może ma atak serca. To się zdarza. Podchodzę bliżej. To starszy, brodaty mężczyzna w płaszczu. Patrzy na mnie i się uśmiecha.

– Przepraszam bardzo, co pan robi? – pytam pana, co kuca.
– Sram, a o co chodzi? – odpowiada.
– Dlaczego pan tu sra?
– Bo lubię. Przychodzę tu co miesiąc i sram w bramie. Od trzydziestu dwóch lat.

Słyszę, że coś ciężkiego chlupnęło na chodnik. Odsuwam się o krok.
– Czy jest pan w stanie wytłumaczyć swoje zachowanie? – pytam znowu.
– Oczywiście – mówi obesraniec z bramy. – Freud użyłby określenia „pęd ku śmierci”. Według Freuda powtarzanie jakiejś czynności łączy się z przyjemnością, a przyjemność pcha nas w stronę śmierci. Kiedy przyjemność się kończy, przychodzi śmierć. Ja nie chcę umrzeć, muszę więc srać. To chyba jasne.

– Jak najbardziej. Miłego srania, do widzenia – odpowiadam i biegnę z powrotem na przystanek, bo mój autobus właśnie podjeżdża.
Siadam na wolnym miejscu przy drzwiach. Autobus rusza. Wyjmuję telefon, żeby opisać to wszystko na Facebooku i zebrać sto pięćdziesiąt lajków, ale czuję, że ktoś siada obok mnie. To ten skurwysyn z bramy. A więc już wiem, czym będzie waliło przez całą drogę.

– Co pan tak szybko uciekł? Chciałem coś jeszcze powiedzieć – odzywa się mój nowy znajomy. Właśnie kogoś takiego chciałem dziś poznać, w ten święty dzień Trzech Króli.
– Proszę, niech pan mówi – odpowiadam, zakrywając nos dłonią.

– Andy Warhol powiedział, że zanim został postrzelony, miał podejrzenie, gdzieś z tyłu głowy, że to co się dzieje dokoła niego to tylko telewizja, to nie życie – mówi pan w zasranym płaszczu. – Po tym, jak został postrzelony, był już tego pewien.

– No i co w związku z tym? – pytam. Pasażerowie dokoła nas przesiadają się na inne miejsca.

– Ze mną jest podobnie. Wspomnienia srania w bramie powracają jak odcinki telenoweli, jakbym oglądał „Barwy szczęścia” przez dwadzieścia godzin z rzędu. To moje wspomnienia, ale właściwie to nie ma znaczenia. Gdybym oglądał coś innego, miałbym inne wspomnienia.

Tak jak dawniej, kiedy oddawał pan film do wywołania, czasami dostawało się nie te zdjęcia, co trzeba i oglądał pan cudze wakacje. Dla mnie to nie ma znaczenia, czy robiłem to, czy coś innego.

Autobus zatrzymuje się na przystanku pod Bristolem. Ludzie wyskakują na ulicę, rozpaczliwie łapiąc powietrze.
– To dlaczego pan dalej sra na chodnik, gdzie wszyscy chodzą i to widzą? – pytam.

– A pan dlaczego codziennie wrzuca te swoje zmyślone historyjki na Facebooka?
– Bo jestem atencyjną kurwą – odpowiadam. – To chyba jasne.

– No widzi pan, a może ja też? – mówi zasraniec z bramy, wysiadając z autobusu. – A może ja też? – powtarza, gdy zamykają się drzwi.