[PL] Plantator Dukatów - zapraszam na spacer po ogrodzie. Cz.1

in #life6 years ago

plantation.jpg

Higiena pracy. Stół musi być czysty, rację miał Durczok, gdy w paru dźwięcznych słowach, których nie przytoczę „pozamiatał” pewien „brudny” stół. Może nie najlepszy to przykład, ale z kolorytem na pewno. Gambling - czyli wg mnie "inwestowanie w wydarzenia sportowe" - wymaga błyszczących i precyzyjnych narzędzi, to chirurgia, mało mamy miejsca na błędy.

Najpierw głowa.

W każdym zajęciu o naturze zarządzania ryzykiem, zarówno w inwestowaniu na rynkach kapitałowych, interesach, jak i „grze” u buków - a wszystkie powyższe zgłębiam - kluczowa jest wg mnie psychologia. W świecie piłki, prościej: głowa. Najlepiej chłodna i twarda, to taki zestaw startowy, ja dodaję jeszcze jeden przymiotnik: myśląca. Nie jest to proste, żeby wypracować współistnienie trzech powyższych cech w jednym zakończeniu szyi, ale opłaca się próbować. Słowo klucz: „opłaca”.

Generalnie, w życiu wychodzę z założenia, że inni ludzie i szeroko rozumiany świat, skrytykują Cię, wyśmieją, zakwestionują Twoje pomysły i plany, przewrócą, zdepczą, przy każdej możliwej okazji, a na końcu, jak już złapiesz oddech i pomyślisz: „mam w końcu spokój”, ktoś wciśnie „replay” i nie będzie to w klimacie „push the button” od dziewczyn z Sugababes.

Dlatego nie funduję sobie użalania i nadmiernej samokrytyki, to mam wkalkulowane na dzień dobry. Jest oczywiście lekarstwo na ten smutny stan, nazywa się NNR: N-ic n-ie r-obić. Nie biorę tego, nie pomaga i uzależnia.

Skupiam się na pozytywach, szansach, rozwiązaniach i tak powstają najczęściej grosze, z nich złotówki. Plantacja dukatów. Później trzeba podlewać, a jak zrodzi, to zebrać – bęc, biznes powstał. Czemu dukatów? Bo pieniądze mogą być tylko kruszcowe i złote.

Napisałem o psychologii, bo w głowie wszystko się zaczyna, cała trudność polega na tym, że człowiek od zarania dziejów osiągał coś, co dzisiaj nazywamy „sukcesem” przy pomocy dzidy i mechanicznego walenia po „łbach” rywali. Nie mamy więc za bardzo rozwiniętej genetyki, która pozwalałaby robić coś nie machając przy tym kończynami. W inwestowaniu w sport (czyli gamblingu wg mojego słownika), musimy pamiętać o tych prymitywnych instynktach jaskiniowca, które w nas drzemią i odcinają niektóre obszary mózgu, zwłaszcza w warunkach stresu. Zmienność jest stresem, dla Homo Sapiens szczególnym, dlatego na drodze ewolucji zaczęli sadzić ziele, żeby nie ganiać po lasach „bez gwarancji”, że będzie co jeść.

Większość z nas (ja kiedyś też) posiada wyobrażenie o inwestowaniu w scenografii z amerykańskich filmów o Wall Street, gdzie krawaciarze w ciągu dnia patrzą w 20 monitorów na raz, a wieczorami… A wieczorami pieką sobie ciastka do kawy na rano, bo mają białe nosy.

Inwestowanie wymaga akceptacji porażki, bardziej niż jakakolwiek inna dziedzina zarobkowania, porównywalne jest to chyba tylko z zawodowym uprawianiem sportu. Prawidłowy stan emocjonalny po wygranej potrafi osiągać praktycznie każdy, po porażce 9 na 10 czuje się źle. Błąd – wygrana i przegrana to informacje zwrotne – nic więcej, system zero-jedynkowy, nie możesz oczekiwać nieskończonych wygranych, tak samo jak nie możesz w nieskończoność przegrywać.

Oczekuję porażki.

W profesjonalnej grze, zanim się ona właściwie zacznie, należy poczynić pewne założenia. Przynajmniej u mnie tak to działa. Stan emocjonalny jest prosty do opisania i trzeba przyjąć to w całej okazałości – mianowicie: gram (stawiam/inwestuję), bo oczekuję wygranej, ale wiem, że będę się mylił.

Gdyby było inaczej, nie byłoby elementów gry. Zrozumienie efektów jakie gwarantuje zmienność pozwala na poruszanie się w obszarach zwrotów z inwestycji niedostępnych dla przeciętnego uczestnika rynku.

Mówi się, że długoterminowe średnioroczne zyski funduszu W.Buffett’a wynosiły ok 25% rocznie przez pierwsze 12 lat. Przez ostatnie 50 lat (tekst pochodzi z 09/2018) średni roczny wzrost wartości księgowej jego Berkshire Heathway to prawie 20%. Te liczby „wystarczyły” do statusu jednego z najbogatszych ludzi świata i miejsca w absolutnym top inwestorów. Oczywiście historia „Wyroczni z Omaha” ma swoje smaczki, ale daruję sobie. Zarobił. Ma. Nie będziemy mu wyliczać.

Najprościej zrozumieć dlaczego akceptacja porażki jest dochodowa na przykładzie:

Mamy 2 możliwości: inwestować bezpiecznie i inwestować ryzykowanie.

  1. W przypadku bezpiecznej inwestycji, prawdopodobieństwo sukcesu wynosi powiedzmy 90%, a stopa zwrotu 5%.
  2. W przypadku "ryzykownej inwestycji" prawdopodobieństwo sukcesu wynosi np. 30%, a oczekiwana stopa zwrotu 300%. (bardzo przeciętny przypadek w przypadku zakładów na mecze piłkarskie)

Czego oczekiwać?

Proste: EV (expected value - wartość oczekiwana) w pierwszym przypadku wygląda tak (powiedzmy, że stawiamy 100 jednostek):

EV(1) = 5 x 0,9 - 100 x 0,1 = 4,5 - 10 = - 5,5

Minus (!) 5.5, to właśnie takie typowe "bezpieczne inwestowanie", w 19 na 20 przypadków skończy się ok, ale prędzej, czy później coś pójdzie nie tak. W rezultacie możemy w długim ujęciu oczekiwać, że stawiając na bezpieczeństwo, będziemy stratni.

Policzmy teraz drugi przypadek.

EV(2) = 300 x 0,3 - 100 x 0,7 = 90 - 70 = 20

Plus (!) 20, czyli w zabawie, w której przegrywamy 7 na 10 przypadków wychodzimy lepiej niż w bezpiecznym, "stabilnym" i przewidywalnym systemie.

Matematyka

Powiedzmy 95% graczy przegrywa, wiesz co to znaczy? To proste: że bukmacher wygrywa w 95% przyjętych zakładów.
Gra jest pozornie losowa, ale rozkład wyników tejże gry już nie. Nie ma więc "przypadku" jest coś co robi różnicę... Musi być.

To coś, to - statystyka. Bukmacher liczy, liczy dobrze i zatrudnia setki głów, które liczą dobrze. Jeśli myślisz, że wykiwasz ich wszystkich, bo masz "czujkę" co będzie, to uwierz - nie mi - statystyce, że wygrasz raz, dwa, dziesięć, ale zawsze przegrasz tyle ile wypadałoby żebyś przegrał, żeby wygrał ten kto ma wygrać.

Na dzisiaj wystarczy. CDN

GG